Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 32

Название: Wspomnienie o przeszłości Ziemi

Автор: Cixin Liu

Издательство: PDW

Жанр: Научная фантастика

Серия: s-f

isbn: 9788380628427

isbn:

СКАЧАТЬ nie rozumiem, o co panu chodzi.

      – W takim razie, doktorze Luo Ji, nie jest pan dość inteligentny, by zostać Wpatrującym się w Ścianę. Nie myśli pan tak logicznie, jak wskazywałoby pana imię. Wygląda na to, że moje życie rzeczywiście zostało zmarnowane. – Zamachowiec spojrzał na stojących za nim w pogotowiu dwóch mężczyzn i powiedział: – Panowie, myślę, że możemy odejść.

      Spojrzeli pytająco na Luo, który machnął z rezygnacją ręką, i wyprowadzili niedoszłego zabójcę.

      Luo Ji usiadł na łóżku i rozmyślał nad słowami zamachowca. Miał dziwne wrażenie, że coś jest nie tak, ale nie wiedział co. Wstał z łóżka i zrobił kilka kroków. Nie odczuwał żadnych dolegliwości oprócz tępego bólu w klatce piersiowej. Kiedy podszedł do drzwi i wyjrzał przez nie, siedzący przy nich strażnicy z karabinami natychmiast wstali, a jeden z nich powiedział coś do radiotelefonu, który miał na ramieniu. Luo Ji zobaczył jasny i czysty korytarz, zupełnie pusty z wyjątkiem dwóch innych uzbrojonych ochroniarzy na samym końcu. Zamknął drzwi, podszedł do okna i odciągnął zasłonę. Z tej wysokości ujrzał, że przy wejściu do szpitala stoją uzbrojeni po zęby wartownicy, a z przodu są zaparkowane dwa zielone samochody wojskowe. Poza przemykającymi szybko od czasu do czasu odzianymi w biel pracownikami szpitala nie widział nikogo innego. Kiedy przyjrzał się uważniej, dostrzegł na dachu budynku naprzeciw dwóch ludzi obserwujących przez lornetki otoczenie, a obok nich karabiny snajperskie, i był pewien, że na dachu szpitala są tacy sami strzelcy wyborowi.

      Wartownicy nie byli policjantami. Wyglądali na żołnierzy. Luo wezwał Shi Qianga.

      – Szpital jest silnie chroniony, prawda? – zapytał.

      – Tak.

      – A co by się stało, gdybym poprosił o usunięcie tej ochrony?

      – Spełnilibyśmy pana prośbę. Ale radzę, żeby pan tego nie robił. W tej chwili jest to niebezpieczne.

      – W jakim wydziale pan pracuje? Czym się pan zajmuje?

      – Jestem w Wydziale Bezpieczeństwa Rady Obrony Planety, a zajmuję się ochroną pana.

      – Ale ja nie jestem już Wpatrującym się w Ścianę. Jestem zwykłym obywatelem, więc nawet jeśli moje życie będzie zagrożone, powinna się tym zająć zwykła policja. Dlaczego miałbym nadal korzystać ze ścisłej opieki Rady Obrony Planety? I z możliwości jej odwołania albo przywrócenia, jeśli sobie tego zażyczę? Kto dał mi takie uprawnienia?

      Twarz Shi Qianga pozostała bez wyrazu, jak gumowa maska.

      – Takie mamy rozkazy.

      – Wobec tego… gdzie jest Kent?

      – Na zewnątrz.

      – Niech go pan zawoła!

      Kent przyszedł krótko po wyjściu Shi Qianga. Znowu zachowywał się jak uprzejmy wysoki urzędnik ONZ.

      – Doktorze Luo, chciałem zaczekać ze złożeniem panu wizyty do czasu, aż pan wyzdrowieje.

      – Czym pan się teraz zajmuje?

      – Jestem pana łącznikiem z Radą Obrony Planety.

      – Ale ja już nie jestem Wpatrującym się w Ścianę! – wrzasnął Luo Ji. Potem zapytał: – Czy media poinformowały o programie Wpatrujących się w Ścianę?

      – Cały świat.

      – A o mojej odmowie zostania Wpatrującym się w Ścianę?

      – Oczywiście to też jest w wiadomościach.

      – A konkretnie co?

      – Wiadomość była bardzo krótka: „Po zakończeniu sesji specjalnej ONZ Luo Ji oznajmił o swojej rezygnacji ze stanowiska Wpatrującego się w Ścianę i zrzeczeniu się związanych z tym stanowiskiem praw i obowiązków”.

      – No to co pan jeszcze tutaj robi?

      – Zajmuję się pana codziennymi kontaktami.

      Osłupiały Luo Ji spojrzał na niego. Kent zdawał się nosić taką samą maskę jak Shi Qiang. Jego twarz była nieprzenikniona.

      – Jeśli nie ma pan do mnie więcej pytań, to już pójdę. Niech pan dobrze wypocznie. Może mnie pan wezwać w każdej chwili.

      Luo Ji zatrzymał go, gdy przekraczał próg.

      – Chcę się widzieć z sekretarz generalną.

      – Agencją odpowiedzialną za realizację programu Wpatrujących się w Ścianę jest Rada Obrony Planety. Stanowisko szefa ROP jest rotacyjne. Sekretarz generalny ONZ nie sprawuje bezpośredniego przywództwa nad Radą.

      Luo Ji rozważył to.

      – Mimo wszystko nadal chcę się zobaczyć z sekretarz generalną. Powinienem mieć takie prawo.

      – Dobrze. Proszę chwilę zaczekać. – Kent wyszedł, ale wkrótce wrócił i powiedział: – Sekretarz czeka na pana w swoim gabinecie. A zatem wyjeżdżamy?

      Przez całą drogę do gabinetu sekretarza generalnego na trzydziestym trzecim piętrze budynku sekretariatu Luo Ji towarzyszyła tak ścisła ochrona, że czuł się, jakby znajdował się w przenośnym sejfie. Gabinet był mniejszy, niż sobie wyobrażał, i prosto urządzony, sporo miejsca zajmowała stojąca obok biurka flaga ONZ. Say wyszła zza biurka, by go powitać.

      – Doktorze Luo, chciałam wczoraj odwiedzić pana w szpitalu, ale sam pan widzi… – Wskazała stos papierów na biurku, na którym jedynym osobistym akcentem był bambusowy kubeczek na ołówki.

      – Pani Say, przyszedłem potwierdzić oświadczenie, które złożyłem pani po zamknięciu posiedzenia – oznajmił.

      Say kiwnęła głową, ale nic nie powiedziała.

      – Chcę jechać do domu. Jeśli grozi mi niebezpieczeństwo, proszę powiadomić nowojorski wydział policji i pozostawić im troskę o moje bezpieczeństwo. Jestem tylko zwykłym obywatelem. Nie potrzebuję ochrony ROP.

      Say ponownie skinęła głową.

      – To się z pewnością da zrobić, ale radzę, by się pan zgodził na dotychczasową ochronę, bo jest bardziej wyspecjalizowana i pewniejsza niż policja.

      – Proszę mi szczerze odpowiedzieć: nadal jestem Wpatrującym się w Ścianę?

      Say wróciła za biurko. Stanąwszy obok flagi ONZ, uśmiechnęła się lekko do Luo Ji.

      – A jak pan myśli?

      Potem wskazała mu gestem ręki miejsce na kanapie.

      Znał już ten lekki uśmiech. Widział taki sam na twarzy młodego zamachowca, a w przyszłości miał go widzieć w oczach i na twarzy każdego, kogo spotkał. Uśmiech ten miał wkrótce СКАЧАТЬ