Wspomnienie o przeszłości Ziemi. Cixin Liu
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wspomnienie o przeszłości Ziemi - Cixin Liu страница 30

Название: Wspomnienie o przeszłości Ziemi

Автор: Cixin Liu

Издательство: PDW

Жанр: Научная фантастика

Серия: s-f

isbn: 9788380628427

isbn:

СКАЧАТЬ oni chcą panu wierzyć. Czy nie nazywają pana drugim Carlem Saganem? Zbił pan majątek na tych swoich popularnonaukowych książkach o kosmologii. Niech nam pan pomoże. Tego właśnie chce wojsko, a teraz oficjalnie przekazuję panu naszą prośbę.

      – Czy to prywatne negocjacje w sprawie warunków umowy?

      – Nie ma żadnych warunków! To pana obowiązek jako Amerykanina. Jako obywatela Ziemi.

      – Dajcie mi trochę więcej czasu na obserwacje. Nie potrzebuję go dużo. Podnieście limit do dwudziestu procent, w porządku?

      – Nieźle pan sobie radzi w tych dwunastu i pół procentach, które ma pan teraz, i nikt nie wie, czy ten przydział może być zagwarantowany w przyszłości. – Fitzroy machnął ręką w stronę płyty wyrzutni rakietowej, nad którą rozwiewający się dym zostawiony przez rakietę tworzył brudną smugę na nocnym niebie. Oświetlona przez reflektory wyglądała jak plama po mleku na dżinsach. Zapach zrobił się jeszcze bardziej nieprzyjemny. W pierwszej fazie lotu rakieta była napędzana ciekłym tlenem i ciekłym wodorem, nie powinna więc wydzielać takiego zapachu, ale prawdopodobnie coś dostało się w strumień płomieni odbity od platformy startowej i spaliło. – Mówię panu, będzie jeszcze gorzej.

      Luo Ji poczuł ciężar napierającej na niego pochyłej ściany urwiska i przez chwilę czuł się jak sparaliżowany. W sali panowała zupełna cisza, aż jakiś głos za nim powiedział cicho:

      – Doktorze Luo, może pan pozwoli.

      Wstał sztywno i jak automat podszedł do podium. Podczas tego krótkiego przejścia powróciło dziecięce poczucie bezradności. Chciał, żeby ktoś wziął go za rękę i poprowadził, ale nikt nie wyciągnął do niego dłoni. Wszedł na podwyższenie i stanął obok Hinesa, a potem obrócił się twarzą do utkwionych w niego setek par oczu, oczu przedstawicieli sześciu miliardów ludzi z ponad dwustu krajów na Ziemi.

      Nie pamiętał nic z tego, co się działo przez resztę sesji, wiedział tylko, że stał tam przez chwilę, a potem odprowadzono go na miejsce w pierwszym rzędzie obok pozostałych trzech Wpatrujących się w Ścianę. W tym zamroczeniu przegapił historyczną chwilę ogłoszenia rozpoczęcia programu, w którym mieli wziąć udział.

      Jakiś czas później, kiedy wydawało się, że sesja się zakończyła, i ludzie, włącznie z trzema siedzącymi obok niego Wpatrującymi się w Ścianę, zaczęli się rozchodzić, ktoś, prawdopodobnie Kent, szepnął mu przed wyjściem coś do ucha. Potem sala opustoszała i została w niej tylko sekretarz generalna Say. Nadal stała na podium, drobna postać na tle pochyłego urwiska na wprost niego.

      – Doktorze Luo, wyobrażam sobie, że może pan mieć jakieś pytania. – Jej łagodny głos niósł się echem w pustej sali jak zstępujący z nieba duch.

      – Czy nie popełniono jakiejś pomyłki? – rzekł Luo. Jego głos, równie nieziemski, brzmiał w jego uszach jak głos kogoś obcego.

      Say obdarzyła go uśmiechem, który ewidentnie znaczył: „Sądzi pan, że to naprawdę możliwe?”.

      – Ale dlaczego ja?

      – Musi pan sam znaleźć odpowiedź na to pytanie.

      – Jestem zwykłym człowiekiem.

      – W obliczu tego kryzysu wszyscy jesteśmy zwykłymi ludźmi. Ale każdy z nas ma swoje obowiązki.

      – Nikt nie pytał mnie o zdanie w tej sprawie. Nic o tym nie wiedziałem.

      Znowu się roześmiała.

      – Czy pana imię nie znaczy po chińsku „logika”?

      – Zgadza się.

      – A więc powinien pan być w stanie pojąć, że nie dałoby się zawczasu zapytać o zdanie osób podejmujących to zadanie.

      – Odmawiam – rzekł stanowczo, nawet się nie zastanawiając nad tym, co przed chwilą powiedziała mu Say.

      – Ma pan do tego prawo.

      Ta prosta, natychmiastowa odpowiedź na jego oświadczenie, lekka jak muśnięcie wody przez ważkę, zablokowała jego zdolność myślenia i sprawiła, że poczuł całkowitą pustkę w głowie. Zdołał tylko zapytać:

      – A więc mogę wyjść?

      – Może pan, doktorze Luo. Może pan robić, co pan zechce.

      Luo Ji odwrócił się i odszedł wzdłuż rzędów pustych foteli. Łatwość, z jaką mógł pozbyć się pozycji Wpatrującego się w Ścianę i związanych z nią obowiązków, ani trochę mu nie ulżyła. Miał absurdalne poczucie nierzeczywistości, jakby to wszystko było częścią jakiejś postmodernistycznej, pozbawionej wszelkiej logiki sztuki.

      W wyjściu obejrzał się i zobaczył, że Say przygląda się mu z podium. Na tle urwiska wydawała się mała i bezbronna, ale gdy spostrzegła, że na nią patrzy, skinęła głową i uśmiechnęła się.

      Poszedł dalej, minął pokazujące obroty Ziemi wahadło Foucaulta przy wejściu i wpadł na Shi Qianga, Kenta i grupę ubranych na czarno ochroniarzy, którzy spojrzeli na niego pytająco. W ich oczach zobaczył szacunek i podziw. Nawet Shi Qiang i Kent, którzy dotąd zachowywali się wobec niego naturalnie, nie starali się ukryć wyrazu swych twarzy. Luo Ji przeszedł bez słowa przez środek grupy i skierował się do holu. Tak jak w chwili jego przybycia, nie było tam nikogo poza ochroniarzami w czerni. Jak poprzednio, każdy, którego mijał, mówił coś cicho do radiotelefonu. Gdy się zbliżył do wyjścia, zatrzymali go Shi Qiang i Kent.

      – Na zewnątrz może być niebezpiecznie. Nie potrzebuje pan ochrony? – zapytał ten pierwszy.

      – Nie. Zejdźcie mi z drogi – odparł Luo Ji, patrząc prosto przed siebie.

      – Dobrze. Możemy robić tylko to, co pan nam każe – powiedział Shi Qiang, odsuwając się na bok.

      Kent zrobił to samo i Luo wyszedł.

      Zimne powietrze uderzyło go w twarz. Była jeszcze noc, ale otoczenie było jasno oświetlone przez latarnie. Delegaci na sesję specjalną już odjechali i po placu kręciło się niewiele osób, turystów albo miejscowych. Środki masowego przekazu nie poinformowały jeszcze o historycznym posiedzeniu, więc nikt go nie rozpoznał i jego obecność nie zwracała niczyjej uwagi.

      Tak więc Wpatrujący się w Ścianę Luo Ji szedł jak lunatyk w absurdalnej i fantastycznej rzeczywistości. Pogrążony w transie, stracił zdolność racjonalnego myślenia i nie wiedział ani skąd przyszedł, ani dokąd idzie. Nieświadomie wszedł na trawnik i zbliżył się do stojącej tam rzeźby. Przesunął po niej wzrokiem i spostrzegł, że przedstawia mężczyznę walącego młotem w miecz. Przekujemy miecze na lemiesze. Był to dar byłego Związku Radzieckiego dla ONZ, ale Luo miał wrażenie, że kompozycja składająca się z młota, zwalistego mężczyzny i przekuwanego przez niego miecza jest uosobieniem przemocy.

      I wtedy mężczyzna z młotem zadał mu potężny cios w pierś, który powalił go bez zmysłów na ziemię. Ale wstrząs szybko minął i wkrótce СКАЧАТЬ