Stara Flota Tom 6 Wolność. Nick Webb
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Stara Flota Tom 6 Wolność - Nick Webb страница 8

Название: Stara Flota Tom 6 Wolność

Автор: Nick Webb

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: Stara Flota

isbn: 978-83-65661-97-5

isbn:

СКАЧАТЬ i specjalistów, a ja nie dysponuję ani jednym, ani drugim. Jednak te fluktuacje w polu magnetycznym wskazują, że wewnątrz księżyca dzieje się coś, co odbiega od normy. Pola magnetyczne planet wytwarzane są przez ruchy magmy, która na dodatek przewodzi elektryczność. Zwłaszcza w głębi ciała niebieskiego, w metalicznym jądrze. Ale te tutaj? Dobry Boże. Nie mam pojęcia, co oznaczają te odczyty. Wiem tylko, że Tytan nie zachowuje się normalnie, ale to przecież nic nowego.

      – Czyli nie mamy nowych informacji?

      – Wręcz przeciwnie. Jak wskazują dane, istnieje spora szansa, że on tu jest. I nadal żyje. Może nawet kontroluje to, co się tutaj dzieje.

      W oczach Carsona dostrzegła powątpiewanie. Za­wahał się, jakby próbował ostrożnie dobierać słowa.

      – W porządku, komandorze, może pan to powiedzieć. Wiem, że to szaleństwo. Ale jestem też admirałem, więc posiadam szaleńcze przywileje.

      Carson uśmiechnął się lekko, zanim odpowiedział.

      – Jest pani także poszukiwana, ma’am, więc lepiej niech pani ze mną nie pogrywa. – Uśmiechnął się szerzej. – Z całym szacunkiem.

      Proctor parsknęła śmiechem. Trzeba przyznać, że ten marine miał jaja. A wziąwszy pod uwagę obecną trudną sytuację, miała głęboko w nosie etykietę.

      Carson był dowcipny. Zupełnie jak chorąży Babu. Nie, kapitan Babu! Jej adiutant, któremu wydała rozkaz, aby poprowadził frachtowiec wyładowany pociskami z ładunkiem antymaterii prosto na okręt Roju.

      Dzięki temu Babu ocalił Ziemię. Jednak Proctor przekonała się, że takiego rozkazu nie wydaje się bez konsekwencji. Może wraz z Babu zabiła też cząstkę siebie, a może ożywiła w sobie poczucie, że życie jest niezwykle cenne? Nie potrafiła się zdecydować, co bardziej odpowiada prawdzie.

      – Uważaj na słowa – odgryzła się z uśmiechem. Szczerze powiedziawszy, od zniknięcia Tytana pozwalała załodze mostka przeklinać bez ograniczeń. Ostatnio nie przywoływało to już wspomnienia matki krzywiącej się na wulgarny język.

      – Słuchajcie wszyscy. Będę szczera. Zasługujecie na to. Nie jestem grangerystką, przysięgam. Ale… on tam jest. Wiem, że tam jest. Słyszałam jego głos, mówił mi o sprawach, o których nikt inny nie wiedział. Powiedział coś, czego nie zdradziłam nikomu na świecie.

      Komandor Carson uprzejmie skinął głową.

      – Ma’am, to niewiarygodne. Naprawdę. Ale… jeżeli powiedział pani coś, czego pani nigdy nikomu nie zdradziła… czy jest szansa, choćby najmniejsza, że jednak…

      Umilkł, bo chyba nie wiedział, jak wyrazić swoje myśli.

      – …że jednak oszalałam? Tak. Już to ustaliliśmy, komandorze. Zdaję sobie sprawę, że to wszystko może się dziać tylko w mojej głowie. Ale mamy nagrania incydentu sprzed dwóch tygodni, dlatego w tej kwestii skłonna jestem zaufać swoim przeczuciom.

      – A to przeczucie mówi pani, że kapitan Timothy Granger, Bohater Ziemi, który przed trzydziestu laty wleciał w czarną dziurę i spędził tam trzynaście miliardów lat, niedawno wrócił i zaczął zmieniać księżyce w kosmiczne działa, żeby chronić nas przed nową inwazją Roju?

      Proctor otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła.

      – Tak. Właśnie tak.

      Komandor Carson wyprostował się sztywno, a potem uniósł rękę do czoła w krótkim salucie.

      – Pani admirał, chciałbym coś powiedzieć, chyba w imieniu wszystkich tutaj. Z całym szacunkiem oczywiście… To zupełna kupa gówna. Niemożliwe. Ale… wierzymy pani. Wierzymy w panią. Ocaliła pani Ziemię tyle razy, że zasługuje pani na odrobinę poparcia.

      Proctor w podzięce pochyliła głowę.

      – Dziękuję.

      – I jeszcze jedno, ma’am – dodał Carson. – Będziemy z panią do końca. Nawet do końca świata.

      Proctor ogarnął podziw dla oddania marines. Odwróciła się czym prędzej do terminala porucznika Davenporta.

      – Chyba nadeszła pora, żeby nawiązać kontakt. Za każdym razem, gdy Tim się do mnie zwracał, używał przekazów zakodowanych w pulsowaniu promienia wystrzelonego z jego broni. Należy zatem założyć, że nie może odbierać ani nadawać sygnałów radiowych. Dlatego zamierzam wystrzelić w stronę księżyca wiązkę laserową małej mocy i zakodować w niej mój głos. – Pochyliła się nad konsolą i pracowała przez chwilę w skupieniu. Zdumiewające, że porucznikowi Qwerty’emu przychodziło to tak łatwo.

      – Jest pani pewna, że kapitan odczyta sygnał?

      – Nie. Ale nic innego nie mamy. – Wydała kilka ostatnich komend. – Dobrze, do dzieła. – Odchrząknęła i włączyła nagrywanie. – Tim, tu Shelby. Przyleciałam. Jesteś ranny? Potrzebujesz pomocy? Odezwij się do mnie, Tim.

      Wszystkie oczy wbiły się w ekran główny, jakby załoganci odruchowo przyjęli za pewnik, że jeżeli w ogóle pojawi się jakaś odpowiedź z Tytana, to tylko w formie wizualnej. Minęła minuta, potem druga. Proctor odwróciła się znowu do konsoli.

      – Tim, proszę, odezwij się. Powiedz, co mogę zrobić. Pomóż mi pokonać Rój. Znowu. Właśnie dlatego wróciłeś, prawda? Wróciłeś, żeby… żeby nas chronić. I żeby nas znowu ocalić. Mój Boże, Tim… To, co zrobiłeś, zapiera dech w piersi. Aż trudno uwierzyć. Ale… wierzę, Tim. Wierzę, że to ty. I potrzebuję twojej pomocy.

      – Ma’am! Coś się dzieje!

      Proctor podniosła głowę i popatrzyła na ekran.

      – Co się dzieje? Nic nie widzę.

      Trzeci z marines, porucznik Case, przycisnął kilka przełączników na swojej konsoli. Ukazało się zbliżenie wybranego wycinka powierzchni, daleko od żarzącej się strefy zderzenia z okrętem Roju.

      Otwierał się właz. Gigantyczny otwór w powierzchni księżyca rozchylił się, odłamki skał spadły w ziejącą otchłań.

      – Jak… jak to jest duże?

      Porucznik Case pochylił się, żeby przyjrzeć się wskaźnikom i wyświetlaczom na konsoli, z którą dopiero zaczynał się lepiej zapoznawać.

      – Uch… Niech sprawdzę… O kurde! – Wymamrotał jeszcze kilka przekleństw, nim wreszcie podniósł głowę.

      – Pięć i osiem dziesiątych kilometra, ma’am.

      Proctor skinęła głową.

      – Dobrze. Chce, żebyśmy wlecieli.

      Trzej marines popatrzyli na nią wstrząśnięci.

      – Ma’am? – odezwał się komandor Carson.

      – Słyszeliście, komandorze. Stanowisko broni… ten wielki otwór w powierzchni, z którego strzela СКАЧАТЬ