Название: Sto lat samotności
Автор: Габриэль Гарсиа Маркес
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Поэзия
isbn: 978-83-287-0620-0
isbn:
Następnej soboty José Arcadio Buendía ubrał się w ciemny garnitur, kołnierzyk z celuloidu i zamszowe buty, które po raz pierwszy miał na sobie w dniu balu, i poszedł prosić o rękę Remedios Moscote. Corregidor i jego żona powitali go radośnie, lecz także z zakłopotaniem, gdyż nie znali celu niespodziewanej wizyty, a poznawszy go, myśleli, że pomylił imię wybranki. Żeby wyjaśnić pomyłkę, matka obudziła Remedios i przyniosła ją na rękach do salonu, jeszcze otumanioną snem. Spytano dziewczynkę, czy naprawdę chce wyjść za mąż, a ona, pochlipując, odpowiedziała, że chce tylko, żeby jej dali spać. José Arcadio Buendía, pojmując zmieszanie państwa Moscote, poszedł wyjaśnić tę sprawę z Aurelianem. Małżonkowie Moscote tymczasem przebrali się w uroczysty strój, poprzestawiali meble, umieścili świeże kwiaty w wazonach i oczekiwali go w towarzystwie starszych córek. Zmęczony niezręczną sytuacją i niewygodnym twardym kołnierzykiem José Arcadio Buendía potwierdził, że wybranką jego syna istotnie jest Remedios. „To nie ma najmniejszego sensu – oświadczył skonsternowany don Apolinar Moscote. – Mamy jeszcze sześć córek, wszystkie niezamężne i w wieku odpowiednim do małżeństwa. Byłyby zachwycone, wychodząc za młodych ludzi poważnych i pracowitych, takich, jakim jest pański syn, a jemu wpadła w oko właśnie ta jedna, która jeszcze siusia do łóżka”. Jego żona, dobrze zakonserwowana kobieta o zmęczonych powiekach i zrezygnowanych gestach, skarciła go za grubiaństwo. Po zjedzeniu kremu owocowego zaakceptowano wybór Aureliana, z tym że pani Moscote prosiła tylko o rozmowę sam na sam z Urszulą. Zaintrygowana, protestując przeciwko mieszaniu jej w męskie sprawy, ale w rzeczywistości onieśmielona emocją, Urszula poszła odwiedzić ją nazajutrz. Pół godziny później wróciła z wiadomością, że Remedios jeszcze nie jest dojrzała. Aureliano nie uważał tego za poważną przeszkodę. Czekał tak długo, że mógł jeszcze zaczekać, aż narzeczona osiągnie dojrzałość.
Odzyskaną harmonię zmąciła śmierć Melquiadesa. Chociaż było to wydarzenie do przewidzenia, nie spodziewano się go w tych okolicznościach. Kilka miesięcy po powrocie Melquíades zaczął się starzeć w tak zastraszającym tempie, że uważano go za jednego z tych bezużytecznych pradziadków, którzy jak cienie krążą po sypialniach, powłócząc nogami, i wspominają dawne dobre czasy, staruszków, o których nikt się już nie troszczy i nawet o nich nie pamięta, aż do dnia, gdy rankiem znajdzie ich nieżywych w łóżkach. Z początku José Arcadio Buendía towarzyszył mu w jego zajęciach, rozentuzjazmowany nowością, jaką była dagerotypia i przepowiednie Nostradamusa. Z wolna jednak zaczął go pozostawiać jego własnej samotności, bo coraz trudniej było się z nim porozumieć. Tracił wzrok i słuch, tych, z którymi rozmawiał, mylił z ludźmi znanymi mu z odległych epok ludzkości i odpowiadał na pytania urywaną mieszaniną języków. Chodził, macając rękami powietrze, choć pomiędzy sprzętami poruszał się z niewytłumaczalną zręcznością, jakby był obdarzony instynktem orientacji opartym na doznaniach bezpośrednich. Pewnego dnia zapomniał włożyć sztuczną szczękę, którą zostawiał na noc w szklance wody obok łóżka, i odtąd już jej nie używał. Kiedy powiększono dom, Urszula kazała dla niego zbudować specjalny pokój obok warsztatu Aureliana, daleko od hałasów i krzątaniny domowej, z jednym ogromnym oknem i półkami, na których sama ułożyła mu książki, niemal doszczętnie zjedzone przez mole, i papiery kruszące się w ręku i pokryte nieczytelnymi znakami; postawiła tam także szklankę ze sztuczną szczęką, w której zakiełkowały wodne roślinki z maleńkimi żółtymi kwiatkami. Nowe miejsce najwidoczniej spodobało się Melquiadesowi, bo przestano go widywać nawet w jadalni. Chodził tylko do warsztatu Aureliana, gdzie spędzał długie godziny, gryzmoląc swoją enigmatyczną literaturę na pergaminach, które zabierał z sobą, a które wydawały się zrobione z zeschłej materii, kruchej jak ciasto francuskie. Tam zjadał posiłki, które Visitación przynosiła mu dwa razy dziennie, ale w ostatnich czasach stracił apetyt i żywił się tylko jarzynami. Wkrótce przybrał ten mizerny, słabowity wygląd właściwy wegetarianom. Jego skóra pokryła się meszkiem podobnym do tego, który pojawiał się na staroświeckiej, nigdy niezdejmowanej kamizelce, a oddech stał się smrodliwy jak u śpiącego zwierzęcia. Aureliano w końcu zapomniał o nim pochłonięty układaniem swych wierszy, ale kiedyś wydało mu się, że coś rozumie z bełkotliwych monologów starca, i zaczął przysłuchiwać się uważniej. Jedynym, co mógł wyłowić z tej przemowy, podobnej dźwiękiem do toczących się kamieni, było trzykrotnie powtórzone słowo equinox i nazwisko Alexandra von Humboldta. Arcadio zdołał nawiązać z nim trochę bliższy kontakt, kiedy zaczął pomagać Aurelianowi w złotnictwie. Na wysiłek podjęty, aby się z nim porozumieć, Melquíades odpowiadał, rzucając od czasu do czasu zdania po hiszpańsku, nader luźno związane z rzeczywistością. Któregoś popołudnia jednakże jakby olśniło go nagłe wzruszenie. Wiele lat później, stojąc przed plutonem egzekucyjnym, Arcadio miał sobie przypomnieć to drżenie, z jakim Melquíades odczytał mu kilka stronic nieprzeniknionych zapisków, których oczywiście nie zrozumiał, ale które, gdy je czytał głośno, brzmiały jak encykliki papieskie. Uśmiechnął się potem, po raz pierwszy od dłuższego czasu, i powiedział po hiszpańsku: „Gdy umrę, gotujcie rtęć w moim pokoju przez trzy dni”. Arcadio powtórzył to Josemu Arcadiowi Buendíi, a ten usiłował otrzymać od niego jakąś obszerniejszą informację, lecz wszystkim, co uzyskał, była odpowiedź: „Osiągnąłem nieśmiertelność”. Kiedy oddech Melquiadesa zaczął cuchnąć, Arcadio prowadził go do kąpieli co czwartek rano. Zdrowie Melquiadesa jakby się polepszyło. Rozbierał się i wchodził do wody razem z chłopcami, a jego tajemniczy zmysł orientacji pozwalał mu omijać głębokie i niebezpieczne miejsca. „Wszyscy wyszliśmy z wody” – powiedział kiedyś. Tak minęło wiele czasu i nikt go nie widywał w domu, z wyjątkiem tego wieczoru, gdy dokonał wstrząsającego wysiłku, żeby naprawić pianolę, albo w te ranki, gdy szedł do rzeki razem z Aurelianem, niosąc pod pachą tykwę i kulę СКАЧАТЬ