Lecz imieniem Twoim…. Александр Усовский
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lecz imieniem Twoim… - Александр Усовский страница 9

Название: Lecz imieniem Twoim…

Автор: Александр Усовский

Издательство: Автор

Жанр:

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ tylko Elżbietę, jej szkarłatne policzki i figlarne oczka – co miała do tego decyzja Sejmu? A Beata, kompanka królowej-matki, prawdopodobnie wierzyła, że w razie potrzeby Bona Sforza każe synowi, co powinien zrobić…

      – Ale, o ile pamiętam, wszystko potoczyło się wbrew woli młodego Sanguszki?

      Starszy szlachcic westchnął.

      – W Wielki post Beata wyjechała do Krakowa – w Ostrogu o tej porze nie miała nic do roboty, książę Bazyli, choć nie był gospodarzem zamku, ale był najstarszym mężczyzną w rodzinie, a będąc człowiekiem o mocnej wierze, utrzymywał dwór i zamek w surowości, pobożności i szacunku dla prawa prawosławnego. Post i modlitwa – co jest w tym ciekawego dla takiej osoby, jak Beata? Na Wawelu miała bardziej wesoło. Wróciła dopiero na Wielkanoc – a do tego czasu w Ostrogu wszyscy byli już pewni nadchodzącego ślubu młodej Elżbiety i Dymitra Sanguszki, czekali tylko na pełnolecie księżniczki Ostrogskiej. Czternaście lat powinna była skończyć w listopadzie…

      – I co Beata?…

      – Beata wysłała do księcia Sanguszki bezwarunkowy wymóg, aby opuścił zamek wraz z jego sługami i bliskimi bojarami. Natychmiast po przyjeździe. To był grom z jasnego nieba – wszyscy czekali od matki Elżbiety czegoś całkiem innego… Nikt w Ostrogu nie mógł niczego zrozumieć – za wyjątkiem księcia Dymitra. Pani Janina była w przyjaźni z pokojówką księżnej Anny Iwanowny – i ta powiedziała, że książę Dymitr, po otrzymaniu tak nieprzyjaznej wiadomości od Beaty, przez całą noc się miotał w swoich pokojach, powtarzając „Bądź przeklęta, francowata Włoszko!”

      – Ale…czy to królowa-matka, Bona Sforza, zakłóciła ten ślub? – zdziwił się Pan Stanisław.

      – Ledwo nie zakłóciła.

      – O tak, oczywiście, pamiętam, książę Dymitr wbrew pozorom połączył się z młodą księżniczką Ostrogskiej… Jednak był człowiekiem krnąbrnym i upartym, ten młody Sanguszko!

      Leciwy szlachcic skinął głową.

      – Desperat, co tu mowić… Ale Panie Stasiu, rozważ Pan tutaj, że ślub księcia Bazylego i Zofii, córki Pana Jana Tarnowskiego, Wielkiego hetmana koronnego, był już wyznaczony w dniu święta Trójcy. Okazało się, że Bazyli był pożądanym narzeczonym, a księciu Dymitrowi Beata wystawiła dynię, jak to było w tradycji rosyjskich województw wśród szlachty… To był podwójna obraza! To było w ogóle nie do zniesienia!

      – Ale czy młody Sanguszko jednak opuścił Ostrog?

      Pan Wierenicz rozłożył ręce.

      – A co mógł zrobić? Tego samego dnia, bez opóźnień – honoru miał obficie… I wraz z nim wyjechał książę Bazyli, udał się do siebie, w Turów. Ale ani książę Dymitr do Kowla, ani młody Ostrogski do Turowa – wciąż nie dojechali. Oba pojazda zatrzymały się w Klewaniu, w zamku Czartoryjskiego.

      – W tym, który w czasach Jarosława Mądrego był Koływaniem? – błysnął erudycją Pan Stanisław.

      Szlachcic skinął głową.

      – Tak jest. Książęta obozowali w Klewaniu, wymyślając, jak zrealizować plan małżeństwa Dymitra i Elżbiety – ponieważ teraz Sanguszce po prostu nie było gdzie się wycofać. Można było znieść upokorzenie od matki króla, choć wymagało to znacznego hartu ducha. Ale od bękarta?!? To było po prostu nie do pomyślenia!

      – Ale Beata jednak była córką Zygmunta Starego… – zaprzecił komisarz.

      – Bękartem była! – odciął starszy szlachcic. I dodał już łagodniejsze: – Panie Stasiu, w tej sprawie ja, przepraszam, jestem stronniczy i jestem po stronie młodego Sanguszki – więc moja historia nie będzie kroniką Nestora… Jestem stary, sentymentalny i kocham wszystkie takie bzdury o miłości, niech mi Pan to wybacy wielkodusznie… a młody książę Dymitr i Elżbieta kochali się, Pani Janina w tym na Boga przysięgała… Za Pana zgodą kontynuuję moją opowieść. Tak więc, obóz w zamku nad rzeką Stubłą i rodowy zamek w Ostrogu natychmiast połączyły się linią pocztową, która zaczęła pracować z całej siły…

      Każdego dnia posłaniec wyruszał z Klewaniu do Ostroga z listem do młodej księżniczki – oraz każdego dnia z zamku Ostrogskich wysyłana była odpowiedź do brzegów Stubły. Co napisali do siebie Dymitr i Elżbieta – Bóg wie, ale Pani Lisowska zapewniła, że z każdym dniem wzrastało zaangażowanie Halszki w młodego Sanguszkę. A kiedy wołynskie Romeo i Julia spotkali się na ślubie Bazylego, nawet ślepy nie mógł nie zauważyć nieodwracalność ich związku.

      – A co Beata?

      – Zaraz po ślubie Beata wyjechała do Krakowa, by szukać wsparcia u Bony Sforzy. Ale królowa-matka w tym czasie prawie straciła swój wpływ na syna – i temu, jak Pan pamięta, w niemałym stopniu posłużyła śmierć Barbary Radziwiłłówny. Nie wiadomo, o czym rozmawiały Beata Kościelecka i Bona Sforza, ale negocjacje te trwały dość długo – aż do święta proroka Eliasza matka Elżbiety przebywała w Krakowie. Młodzi książęta też nie marnowali czasu – przygotowywali sposoby zarówno na szczęśliwe rozwiązanie sprawy, jak i na ten przypadek, gdyby nad zakochanymi zabrzmiała królewska burza. Po pomyślnym zakończeniu młodzi planowali udać się do Kaniowa i spędzić pierwsze miesiące życia w tamtejszym zamku. Natomiast w przypadku nieszczęśliwego rozwiązania postanowili przygotować ucieczkę do granic cara. Książę Bazyli napisał do swojego teścia, Pana Tarnowskiego, i namówił go aby dał schronienie naszym wołyńskim Romeo i Julii w swoim zamku w Roudnicach nad Łabą, który jest w Bohemii – jak Zygmuntowi Augustowi stwardnie serce i rzuci swój gniew na Sanguszkę za zaniedbanie królowskiej woli.

      – Jednak to jest słusznie! – zauważył komisarz ziemski.

      Starszy szlachcic skinął głową.

      – Książę Bazyli za młodych lat miał skłonność do myślenia o kilka kroków naprzód – które, nawiasem mówiąc, bardzo mu później pomogło po klęsce rokoszu Nalewajki… Jednak wrócimy do sierpnia roku tysiąc pięćset pięćdziesiątego trzeciego. Beata, bezsensownie spędziwszy czas w Krakowie, wróciła do Ostroga – akurat pierwszego dnia postu przed świętem Wniebowzięcia. Następnego ranka pod murami zamku Ostrogskiego pojawili się młodzi książęta z kozakami i służącymi; drużyna nie była liczna, Pani Janina twierdzi, że bylo ich nie więcej niż trzy tuziny konnych, z których prawie połowa była poważnie uzbrojona w piki, fuzje i arkebuzy, lecz reszta miała tylko szable – ale ani Sanguszko, ani książę Bazyli nie planowali szturmować Ostroga. Po przybyciu Beata zamknęła się w swoich pokojach i słuzącym kazała nie budzić się do południa – natomiast młodzi książęta przybyli o świcie. Klucznik zamkowy zameldował o gościach przed dowodcą straży, ten – przed książęcym podkomorzym, a ten ostatni, który, nie chcąc zostać się przedmiotem gniewu księżnej, obudził księżniczkę, która tylko udawała, że śpi, lecz przez całą noc, nie zamknęła oczu. Elżbieta przyjęła Pana Kwiecińskiego, który wówczas był książęcym podkomorzym, i kazała otworzyć bramę – co natychmiast się stało. No a dalej – jasne co… – i starszy Pan, westchnąwszy, podniósł kubek z miodem.

      – Czy młody Sanguszko porwał Halszkę?

      Pan Sławomir parsknął.

СКАЧАТЬ