Pan Wierenicz pokręcił głową.
– Czyżby Bazyli nie był głową rodziny? Z Klewania zostały rozesłane zaproszenia ślubne do wszystkich notabli Rusi Litewskiej i Litwy, a także do wybranych arystokratów Korony. I wielu z pierwszych osób z Wołynia, Podola, Małopolski, Podkarpackiej Rusi, Mśсisławszczyzny, Witebszczyzny, Bracsławszczyzny i Kijowa zgodziło się przybyć, choć słyszeli, że to małżeństwo nie było całkiem prawne… Ale rodzina Ostrogskich w Księstwie Litewskim nie była ostatnią – więc wielu uważało zaproszenie księcia Bazylego za znacznie ważniejsze niż decyzja Sejmu w Wilnie…
Wesele zaplanowane w było Ostrogu. Trzy dni po porwaniu Elżbiety, młodzi książęta, księżniczka i wszyscy służący wrócili do zamku rodowego, z którego w tym czasie już wyjechała Beata. A piętnastego września w kościele dworskim zamku Ostrogskiego odbyła się ślubna liturgia święta na rzecz Elżbiety i Dymitra. Beata nie była obecna, wszystko to było tylko według woli księcia Bazylego – natomiast Kościelecka, przeciwstawiając się jego planom i mając nadzieję na wydobycie z tego własnej korzyści, napisała skargę do Zygmunta Augusta. Podkreślała w skardze, że małżeństwo odbyło się wbrew woli jednego z opiekunów, Jego Mości Wielkiego Księcia i Władcy Państwa. Jaka by nie była, a w pomyślunku Beacie nie można było odmówić… Zygmunt August przeczytał jej donos, oburzył się z powodu tak oczywistego zaniedbania swoich dekretów – cóż, jeśli dodamy, że Bona Sforza też nie omieszkała dolać do tej czary goryczy swoją kroplę trucizny – wtedy można zrozumieć reakcję Wielkiego Księcia. Nie to że twoja wola jest wyzywająco zaniedbana, to jeszcze w oczach matki, która zawsze uważała ciebie za rozpieszczonego mięczaką, po prostu stajesz się żałosnym…
– Więc Zygmunt August…
– Więc Wielki Książę Litewski zdecydował się na coś takiego, czego świat jeszcse nie widział…
O tym, jak książę Dymitr Sanguszko uciekł przed gniewem króla Zygmunta Augusta do carskich ziem, ale nie znalazł tam zbawienia, a także o losie daną mu przez Pana Boga żony, Halszki Ostrogskiej
Starszy szlachcic zamilczał, następnie pociągnął łyk z kubka, otarł wąsy, umieścił na talerzu przed sobą kilka wędzonych jazi, powoli pokroił jednego, zdarł mu skórę wraz z osypajacymi się łuskami, urwał kawałek suchego, z nikłnym zapachem półprzeźroczystego miąższu, ze smakiem zaczął żuć – i tylko wtedy, odchyliwszy się do tyłu, kontynuował:
– Jak wie Pan, w Sejmie w Wilnie postanowiono, że Elżbieta nie będzie mogła wyjść za mąż bez zgody wszystkich opiekunów – których, pozwolę sobie przypomnić Panu, było czterech. I jeżeli szukania zgody Jego Mości Księcia Ostrogskiego i starego Sanguszki nie było potrzeby, to dwaj inni opiekunowie, Beata oraz Jego Mość Wielki Książę Zygmunnt August, takiej zgody nie wyrazili.
Komisarz skinął głową.
– Tak, słyszałem o tym. Jego Mość król i Wielki Książę był wtedy rozwścieczony jak osa…
Pan Wierenicz westchnął ciężko.
– Jakby tylko to… Na początku nic nie przepowiedziało nieszczęśliwego zakonczenia sprawy – trybunał mógł nie podjąć takiej decyzji, ponieważ litewscy notable byli gotowi zabrać głos po stronie oskarżonego. Do Knyszyna, gdzie został powołany sąd w tej sprawie, mieli zamiar jechać dwóch Radziwiłłów, braci zmarłej Barbary – kanclerz i wojewoda Wileński Mikołaj Czarny i wojewoda Trocki i Wielki Hetman Mikołaj Rudy, a także wojewoda Witebski Grzegorz Chodkiewicz. Partia obrońców Sanguszki powstała z najszlachetniejszych ludzi. Ale w przeddzień Wigilii, wszyscy z nich dostali pismo, wysłane przez Wielkiego Księcia, w którym ogłoszone było, że obecność ich w trybunale nie jest możliwa ze względu na brak mieszkań – w Knyszyńskim zamku tuż przed sądem wybuchł pożar, więc całe posiedzenie zostało przeniesione do murów kościoła świętego Jana Ewangelisty.
– Pożar?..
Szlachcic wzruszył ramionami.
– Nie wiadomo mi to, ale była to bardzo sprawna wymówka, aby nie dopuścić do udziału w sądzie panów obrońców, zwolenników księcia Dymitra. Litwy w Knyszynie, można powiedzieć, nie było. Lecz Korony… Korony było tam obfite. Przy tym dla krytyków Sanguszki – Zborowskich, Kościeleckich, Górkow – znalazło się miejsce w trybunale jak również w kamienicach mieszkalnych. Skutek tego sądu, myślę Panie, wie Pan komisarz. Książę Dymitr Sanguszko za zbrodnie, których nie popełnił, został oskarżony o gwałtowny napad na zamek w Ostrogu, znęcaniu się nad Beatą i jej otoczeniem, porwaniu Elżbiety i został skazany na pozbawienie tytułów i osiedli oraz wygnanie z Litwy. Każdy, kto dałby schronienie księciu Dymitrowi, zostałby uznany za złoczyńcą i przestępcę, a ten, który podniósłby rękę na młodego Sanguszkę – od razu byłby oczyszczony ze wszelkich zarzutow… Marcin Zborowski bardzo się cieszył z ogłoszenia wyroku.
Pani Lisowska powiedziała jednak, że wyrok trybunału był dobrze znany w Kaniowie długi czas przed tym, jak został wydany – konny posłańiec od Bazylego Ostrogskiego przyjechał do zamku akurat w przeddzień Wigilii. Tego, co powiedział Panu Dymitrowi – ona nie wiedziała, ale powiedziała mi, że godzinę po pojawieniu się tego posłańca nieszczęścia w zamku Kaniowskim zaczęły się pilne przygotowania do wyjazdu. A rano orszakiem z połową tuzina załadowanych koni książę Dymitr z młodą żoną udał się do Włodawy, co leży w pobliżu Kowla – z tym, żeby tam, w swojej rezydencji, bardziej przypominającej małą twierdzę, czekać na wyrok trybunału, a jak będzie on naprawdę tak poważny, jak doniósł mu o tym posłaniec księcia Bazylego – natychmiast uciekać do carskich ziem.
I tu zaczynają się właśnie te tajemnice, o których mówiłem Panu od samego początku…
Komisarz zapytał z zainteresowaniem:
– Panie Sławomirze, czy Pan to wszystko wie ze słów niani młodej Ostrogskiej?
Starszy szlachcic skinął głową.
– W przeciwieństwie do innych, Pani Janina nie miała żadnego osobistego interesu w tej historii – dlatego myślę, że można uwierzyć tej historii całkiem bez wyjątku… Za Pana zgodą, Panie Stanisławie, będę kontynuował.
Przez dwa dni bez żadnych przeszkód ścigani dotarli do Białej Cerkwi, spędziwszy noc w gospodzie na brzegu Gorochowatki – dobrze, że szli lekko, konie były wypoczęte, nie udręczone przez długą drogę. Ale już w Fursach młoda księżna zasłabła, ześlizgnęła się z siodła, narzekając, że nie ma już siły, by jechać dalej – a młody Sanguszko został zmuszony do kupienia wozu, w który ją posadzono wraz z nianią. Szybkość orszaku wyraźnie spadła, do Berdyczowa musieli jechać przez trzy dni, ale cała podróż do Włodawy, gdzie dogonił ich posłaiec z czarną wiadomością z Knyszyna, zajęła uciekinierom dokładnie dwa tygodnie.
Pan Stanisław ocenił coś w myślach i po cichu policzył, poruszając wargami – i potrząsając głową zauważył:
– Źle jechali. Ledwo trzydzieści wiorst dziennie. Na drodze skutej zimą to całkiem mało…
Wierenicz kiwnął głową.
– Za mało. I nie chodzi nawet o to, że woz młodej księżnej СКАЧАТЬ