Lecz imieniem Twoim…. Александр Усовский
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Lecz imieniem Twoim… - Александр Усовский страница 5

Название: Lecz imieniem Twoim…

Автор: Александр Усовский

Издательство: Автор

Жанр:

Серия:

isbn:

isbn:

СКАЧАТЬ nie są do popisywania dla osoby godnej… Umiejętność zabijania jest wątpliwą sprawnością. Wybacz mi pan moje moralizatorstwo, ale jestem już starym człowiekiem, który widział wiele wojen w swoim życiu i sądzę, że mam prawo wyciągać z tego takie wnioski.

      Wracając do tematu, chodzi mi nie o społecznym, lecz o prywatnym życiu księcia Ilyi. Panie Stasiu, Pan chyba słyszał opowieści o manierach i zwyczajach z połowy ubiegłego wieku, o czasach Zygmunta Starego?

      Komisarz od pomiarów uśmiechnął się.

      – W czasach mojej młodości byłoby dziwnym nie słuchać tych bajek o Barbarze Radziwiłłównie…

      Pan Sławomir zmarszczył lekko brwi.

      – Panie Stanisławie, poprosiłbym Pana nie tylko nie powtarzać tych bajek przy tym stole – ale nawet żeby żadnej sugestii o tym nie było przy naszej rozmowie. Honor damy nie jest pustym dźwiękiem, a dla szlachty tym bardziej.

      – W porządku, Panie Sławomirze, oczywiście… Proszę mi wybaczyć moją lekkomyślność.

      – Dziękuję, Panie Stasiu, jestem starym człowiekiem i cieszę się, że Pan zrozumiał moje słabości… Więc książę Ilya, będąc związany obietnicą swojego ojca, by poslubił Annę Elżbietę Radziwiłł – starsi w rodzinie wcześniej się dogadali o przyszłości swoich dzieci, w tych czasach takie coś było rzeczą powszechną – postanowił sprzeciwić się woli Konstantego Iwanowicza. On zdecydowanie odmówił Annie – nie wiem, jakie koty darli ze sobą… Na próżno Wielki hetman Litewski Jerzy Radziwiłł ofiarował mu swoją drugą córkę, Barbarę – książę Ilya był nieugięty. Co temu było winne, złe plotki, oszczerstwa, magia, czy co najwięcej kaprys bogatego potomka magnackiego – Bóg wie… W każdym bądź razie Zygmunt Stary w swoim przywileju pozwolił księciu Ilyi nie podążać za wolą ojca w sprawie małżeńskiej – i to właśnie rozwiązało spór między dwoma rodzinami magnackimi. Książę Ilya otrzymał swobodę wyboru narzeczonej – którą w niedługim czasie wykorzystał… A raczej, tylko myślał, że otrzymał swobodę. Czasami pionek na szachownicy jest pewny, że sam wybiera los ofiary obcej królowej….

      Było to w tysiąc pięćset trzydziestym szóstym… nie, w trzydziestym siódmym roku. W Krakowie, na balu królewskim, książę Ilya poznał córkę koronnego podskarbiego Andrzeja Koscieleckiego Beatę, dziewczynę w wieku dwudziestu dwóch lat, serdeczną współtowarzyszkę królowej Bony Sforzy. Beata całe swoje życie spędziła wsród intryg krolewskiego dworu, więc szybko zawróciła głowę młodego księcia. Sześć miesięcy później Ilya ogłosił zaręczyny z młodą Kościelecką – i jak szeptano w każdym zakątku na Wawelu, córką Zygmunta Starego i Katarzyny Telniczanki, którą król Polski wydał za Pana Kościeleckiego…

      Komisarz skinął głową.

      – Tak, słyszałem tę historię, czasy te wyróżniały się wyjątkową frywolnością manier.

      – Eee tam, Panie Stasiu, gdyby to była tylko kwestia frywolności… Jak umarła Barbara Radziwiłłówna, oczywiście, że słyszał Pan?

      – Tą historię z jabłkiem? Wielu ludzi uważa za sprytną fikcję…

      Szlachcic wzruszył ramionami.

      – Też sądziłbym, że to jest nic więcej niż straszna bajka – gdyby był młodszy… A kiedy masz pięćdziesiąt pięć lat, zdajesz sobie sprawę, że ludzka bezduszność i podłość nie ma granic. Barbara, nich ziemia będzie jej lekką, bardzo możliwe, że nie była przykładem moralności, a opowieści o jej romansach miłosnych prawdopodobnie miały jakąś podstawę – ale Zygmunt August poślubił je z własnej woli, więc wiedział, co robił. Tym małżeństwem jednak król wrzucił pasmo płonącej słomy do gniazda szerszeni – oburzenie polskiej szlachty nie znało granic! Litwinka Barbara Radziwiłłówna Królową Polski – to było zarówno jak dla magnactwa koronnego, tak i dla królowej matki jak ostrze noża przy gardle. A śmierć nieszczęsnej Litwinki była spotkana z cichą radością na Wawelu… Przecież wie Pan, z jakiej rodziny pochodziła Bona Sforza?

      – Tak, Panie Sławomirze, Bona jest dziedziczką rodzin Medici, Sforza i Borgia.

      Szlachcic pokiwał głową z satysfakcją.

      – Borgia. Najbardziej znani truciciele w całych Włoszech, którzy puścili na tamten świat gro ludu. Nie byłem obecny przy tej akcji, ale jestem gotów dać rękę do odcięcia – tak to właśnie było. Bona Sforza posmarowała jedną stronę ostrza noża trucizną, przecięła nim jabłko oraz tą część owoca, którą dotknęła połowa ostrza z trucizną, dała Barbarze Radziwiłłównie. Ta przyjęła poczęstunek, a miesiąc później umarła w strasznych męczarniach… Borgia bardzo dobrze znała się na truciznach!

      Komisarz od pomiarów z powątpiewaniem pokręcił głową.

      – A czy Pan sądzi, że Beata Kościelecka czerpała umiejętności sztuki trucia od Bony Sforzy?

      – Nie mam wątpliwości! Zło zawsze usiłuje się uchwycić jak najwięcej – miasta, wioski, ludzkie dusze… Bez tego gaśnie ono i znika!

      – Więc śmierć Ilyi Ostrogskiego…

      – Więc śmierć najstarszego syna księcia Konstantego jest dziełem rąk ludzkich, lecz nie jest sprawą Pana Boga!

      Pan Stanisław wzruszył ramionami.

      – To nie do wiary, że to… Nie bardzo się znam na historii starożytnej, ale myślę, że już sto lat temu lekarze byli na tyle uzdolnieni, aby diagnozować zatrucie…

      – Tak – gdyby było dozwolono im obejrzeć ciało. Ale książę Ilya, potłuczony upadkiem z konia podczas turnieju w trzeci dzień uroczystości weselnych, był przez siedem miesięcy pod nadzorem lekarza rodzinnego Ostrogskich i nikt więcej z synów Hipokratesa nie mógł go odwiedzić. Początkowo ból pleców, przeszywające kłucie w boku i codzienne poranne dolegliwości z mdłościami i wymiotami nie przeszkadzały mu zbytnio, małżonkowie nawet wyjeżdżali na polowanie, gdyż wiadomo, że książe Ilya w Puszczy Krzemienieckiej gonił niedźwiedzia, ale i obowiązki małżeńskie młody mąż spełniał regularnie. Lecz w lipcu tysiąc pięćset trzydziestego dziewiątego roku nie mógł już podnieść się z łóżka. Wszystkie wysiłki lekarza rodzinnego i młodej małżonki były bezskuteczne. Co wieczór Beata osobiście nakładała na ciało księcia cudowny balsam i podawała do picia mu eliksir z ziół leczniczych, wysyłanych do niej z Krakowa i Drezna – ale młody książę każdego dnia stawał się coraz słabszy. W końcu zmarł dwudziestego sierpnia, pięć dni przed tym podpisawszy testament, zgodnie z którym cała jego własność – niezliczona, powiem Panu, należała do niego prawie połowa Wołynia – została przydzielona im… nienarodzonemu dziecku. Beata była wtedy w ciąży i niedługo czekała na poród…

      Pan Stanisław przytaknął skinieniem głowy.

      – Tak, słyszałem o tym, urodziła córkę, Elżbietę, na Wołyniu wołali ją Halszką. Biedna dziewczynka, to bogactwo nie przyniosło jej szczęścia, jak mówiono w naszym domu, straciła rozum i umarła, opuszczona przez wszystkich, samotna, bezdzietna…

      Szlachcic uśmiechnął się pod wąsem.

      – A tutaj, Panie Stasiu, pozwól СКАЧАТЬ