Nigdy nie pozwolę ci odejść. Katy Regnery
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nigdy nie pozwolę ci odejść - Katy Regnery страница 14

Название: Nigdy nie pozwolę ci odejść

Автор: Katy Regnery

Издательство: PDW

Жанр: Эротика, Секс

Серия:

isbn: 9788378898481

isbn:

СКАЧАТЬ Jej wspomnienia stały się tak ostre i bolesne, że zastanawiała się, jak przeżyć kolejne dwa dni. Przygryzła kawałek swojego policzka, aż poczuła krew. Po chwili jej palce, mocno zaciśnięte, powoli się rozluźniły.

      – Och, właśnie! Pamiętasz tę stację, na której tankowaliśmy? Shawn podsłuchał, jak dwóch kolesi rozmawiało o jakichś walkach w podziemnym klubie dziś wieczorem. Gdzieś za Charles Town, na odludziu.

      – Podziemny klub?

      – Tak, w tym przypadku to jakieś prostackie walki w polu. Dwóch facetów wchodzi na ring zrobiony ze stogów siana gdzieś w polu kukurydzy i tłucze się nawzajem na kwaśne jabłko przez godzinę. Kiedy jeden się już nie podniesie, to koniec. Nie ma zasad. Dość paskudna sprawa.

      Griselda zadrżała. Po całym dzieciństwie przepełnionym przemocą – od matki począwszy, poprzez wiele rodzin zastępczych, na Calebie Fosterze skończywszy – nie bardzo chciała oglądać dwóch bijących się ludzi.

      – Nie pójdę tam – powiedziała łagodnie.

      – Właśnie, że pójdziesz. Musisz poznać lokalne zwyczaje, maleńka.

      Griselda odwróciła się na bok, aby widzieć jego twarz.

      – Jonah, nie chcę tego oglądać. Wiesz dobrze, jak reaguję, kiedy widzę krew.

      – Możecie zostać z Tiną z tyłu, z daleka od ringu i gadać o swoich kobiecych pierdołach. Ja i Shawn chcemy się zabawić. Nie przejechałem takiego szmatu drogi tylko po to, żeby siedzieć z tobą w pokoju. Jezu, jesteśmy tu po to, żeby się zabawić! – Jonah podniósł się na łokciu i spojrzał na nią. Przesunął palcem po bliźnie, która zaczynała się u podstawy jej brody i ciągnęła się aż do dolnej wargi. Jego głos był niski, a wzrok zimny, kiedy dodał: – Pójdziesz, Zelda.

      – Wzięła głęboki oddech i kiwnęła głową, otwierając usta, gdy jego palec naciskał na jej wargi. Gdy go ssała, pochylił się do przodu i przycisnął swoje czoło do jej.

      – To właśnie moja dziewczynka. – W jego głosie słychać było odrobinę rozdrażnienia, kiedy dotykał jej biodra. – Och, a tak przy okazji… Jesteś moją dziewczynką, prawda?

      Dłonie miała uwięzione między ich ciałami, lecz udało jej się skrzyżować palce.

      – Mmhm.

      – Dobrze. W takim razie chciałbym zapytać… Kim, do kurwy nędzy, jest Holden?

      To imię strzeliło w jej głowę niczym kula pistoletu, przebijając się przez miękkie miejsca i żłobiąc wstrętną dziurę, która bolała jak diabli. Otworzyła szeroko oczy i zacisnęła zęby.

      – Cholera jasna, Zelda! – krzyknął, zabierając palec z jej ust.

      – Przepraszam – powiedziała, próbując nabrać wystarczająco dużo powietrza, by wypełnić puste płuca.

      – Powinno być ci przykro. Wczoraj wypowiedziałaś jego imię, kiedy spałaś – warknął. Jego oczy były wąskie, a palce wbijały się w jej ciało. – Kto to, kurwa, jest?

      Nigdy, ani razu w ciągu całego roku, kiedy z nim była, nie przydarzyła jej się taka sytuacja. Nie wypowiedziała imienia Holdena na głos od czasu, gdy szlochała na werandzie Caleba Fostera siedem lat temu. Zakopała to ukochane imię tak głęboko, że jej usta wiedziały, że jest słowem tabu, nawet kiedy była nieprzytomna. To ta wyprawa musiała sprawić, że wczoraj w nocy wypłynęło na powierzchnię. Zasypiała, rozmyślając o przytulających ją chudych ramionach, jego ustach przyciśniętych do jej włosów, palcach dotykających inicjałów wyrytych w ścianie. Holden. Jego imię było dla niej święte, a usłyszenie go z ust Jonaha było niczym bluźnierstwo. Jak profanacja.

      Serce zaczęło jej walić w całkiem inny sposób niż zwykle – rozpoznała od razu to uczucie, o którym zdążyła już zapomnieć: furia. Narastała w niej, bulgocząc i wylewając się, jak lawa w środku wulkanu, czekająca na erupcję. Zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze: właśnie teraz, w tym momencie, żadna jej cząstka nie bała się Jonaha.

      Kto to, kurwa, jest?

      – Nikt – odpowiedziała ostrzegawczym tonem, gdy odsuwała się od twarzy Jonaha. – Musi kimś być. Nigdy nie wypowiadasz mojego imienia we śnie. – Jego palce zacisnęły się na jej biodrze. Mówił drwiącym tonem. – Powiedz mi, kto to ten… Holden.

      Jej złość przybierała na sile, gdy patrzyła na Jonaha ze śmiałą, nieustraszoną wściekłością, której nigdy wcześniej nie doświadczył.

      U-u-uspokój się, Gris. U-u-uspokój się.

      – Przestań wymawiać jego imię – warknęła, sięgając do jego nadgarstków i odpychając go z zadziwiającą siłą. Odsunęła się, żeby go nie dotykać, odwróciła na plecy i zaczęła gapić się w sufit.

      Jonah parsknął, kompletnie zaskoczony.

      – No proszę, proszę. Mały, słodki lizus chowa pazury pod tą warstwą mięciutkiego futerka. – Rozłożył jej nogi, złapał za brodę i zmusił ją, by na niego spojrzała. – Myślisz, że możesz nie odpowiadać na moje pytania? Przestanę, kiedy będę, kurwa, chciał, szmato. Holden… Holden… Holden… Kim on jest? Pieprzysz się z nim?

      Widziała biel przed oczami. Wszędzie. Tam, gdzie przed chwilą widniała twarz Jonaha. Biała, dzika, brutalna wściekłość. Miała gdzieś to, że ją krzywdził, bił, pieprzył i wykorzystywał. Miała swoją granicę. Jedną. A Jonah właśnie ją przekroczył.

      Przestań wymawiać jego imię!

      Trzymając ręce na kołdrze i opierając głowę tak mocno, jak tylko się da o miękką poduszkę, użyła szyi niczym procy. Wystrzeliła do pozycji siedzącej i nabiła nos Jonaha na swoje czoło. Kiedy jęknął z bólu, wyrwała spod niego swoje ciało i zeszła z łóżka. Stała nad nim z rękami na biodrach, spoglądając, jak trzyma krwawiący nos dłońmi.

      – Co ty odpierdalasz, Zelda?! – Pochylił twarz nad kolanami, a krople krwi skapywały na jego białe, nylonowe szorty do ćwiczeń. – Odjebało ci?

      – Poprosiłam grzecznie – odparła przez zaciśnięte zęby, po czym otworzyła drzwi, wyszła z sypialni i skierowała się do największego pokoju. Stała przez chwilę na środku pomieszczenia i próbowała złapać oddech.

      – Hej, Zel – zagaiła Tina z aneksu kuchennego. – Robię mojito… Chcesz?

      Griselda poszła do kuchni, złapała otwartą butelkę rumu i podniosła ją do ust. Piła łapczywie przez kilka sekund, aż wreszcie odsunęła ją od ust i odstawiła z hukiem na blacie. Wycierając twarz dłonią, potrząsnęła głową.

      – Nie, dzięki.

      Podeszła do drzwi, otworzyła je, a następnie zamknęła za sobą z trzaskiem.

***

      Drzwi trzasnęły. Usłyszała, jak przesuwa się zasuwka. Jej ramiona opadły z ulgą, ponieważ dźwięk zasuwki СКАЧАТЬ