Dom sekretów. Natalia Bieniek
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dom sekretów - Natalia Bieniek страница 8

Название: Dom sekretów

Автор: Natalia Bieniek

Издательство: PDW

Жанр: Современная зарубежная литература

Серия:

isbn: 9788380972650

isbn:

СКАЧАТЬ cztery na tylnej… Czasem balkon, często bez balustrady… Płaski dach i tynk baranek na elewacji. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych dwudziestego wieku było to popularne na tych terenach budownictwo i wówczas posiadanie takiego domostwa stanowiło wyróżnienie i oznakę bogactwa. Domy te do złudzenia przypominały fragment bloku z wielkiej płyty, zupełnie jakby architekci nie pamiętali, że w przypadku budownictwa jednorodzinnego można pozwolić sobie na odrobinę kreatywności. Tak więc szare klockowate bryły podmiejskich domostw stały dumnie jako nostalgiczne wspomnienie tamtego okresu.

      Główną przeszkodę w urządzaniu spotkań w domu Barbary stanowiło, że wraz z nią mieszkała Agnieszka z niespełna trzyletnim Mikołajem. W salonie można było stracić ostatnie zęby, potykając się o rozrzucone na podłodze klocki, a mały Mikuś słynął ze swojego szczególnie donośnego głosu. Co zresztą nie zmieniało faktu, że Barbara była dumna z wnuka, zwłaszcza że ona jedyna spośród przyjaciółek dostąpiła zaszczytu zostania babcią. W tej sytuacji jednak jej dom także nie wydawał się najlepszym miejscem na plotki przy kawie i to wcale nie dlatego, że architekt poskąpił mu urody i stylu.

      Jeśli zaś chodzi o dom Łucji, to był on przykładem drewnianego budownictwa z lat dwudziestych ubiegłego wieku. Na północnych krańcach obecnej Łodzi znajdowało się dużo tego typu starych willi, które przed wojną pełniły funkcję letnich siedzib bogatych mieszkańców miasta. Owe rezydencje fabrykantów nadal zachwycały różnorodnością form i kształtów, jakkolwiek, niestety, obecnie na ogół były w opłakanym stanie i pilnie wymagały gruntownego remontu. By je uratować przed totalnym upadkiem, nawet dosłownym – gdyż przegniłe części drewnianych konstrukcji groziły zawaleniem przy najbliższym większym wietrze – należałoby wyłożyć spore fundusze.

      Tak też było z domem Łucji Latawiec i nic dziwnego, że nie chciała go prezentować bardziej zamożnym koleżankom. Zresztą nikogo do siebie nie zapraszała. Może nie tylko z uwagi na kiepski stan ścian i wilgoć wyłażącą spod tynków. Mimo to Łucja w głębi duszy kochała swój dom i trudno jej było pogodzić się z tym, co się z nim dzieje. Niestety, nic nie mogła zrobić. Nie miała pieniędzy. Chętnie spotykała się z przyjaciółkami w zadbanej willi swojej sąsiadki Zofii.

      Zgodnie z tradycją na początku spotkania gospodyni zaparzyła kawę. Konstancja siedziała przy stole i oglądała swoje świeżo wymalowane paznokcie, a Barbara kroiła ciasto. Jak zwykle znalazło się mnóstwo tematów do obgadania.

      Tym razem nie zaczęły od ploteczek z „Dziennika Łódzkiego”, bo Zofia już na wstępie ogłosiła przyjaciółkom prawdziwą bombę: Jej córka, Dorota, po dwudziestu sześciu latach mieszkania w rodzinnym domu, właśnie zdecydowała się wyprowadzić!

      Po jej słowach przy stole zapanowała konsternacja. Sąsiadki nie wiedziały, czy mają się cieszyć, czy też współczuć przyjaciółce i ocierać jej łzy. Choć Barbara przyniosła ze sobą obłędnie wyglądające ciasto czekoladowe, żadna nie była nim zainteresowana.

      Zofia usiłowała sprawiać wrażenie spokojnej i zadowolonej, jakkolwiek nie całkiem jej się udawało. Od odejścia Doroty zdążyła już się przespać, odpocząć i przemyśleć parę spraw.

      – No i co ty nie powiesz, twoja Dorotka się wyprowadziła? – Barbara próbowała wysondować nastrój gospodyni.

      – To dobrze, że dziewczyna idzie na swoje – podsumowała Konstancja. – Będziesz mieć więcej czasu dla nas!

      Barbara i Łucja zaśmiały się z aprobatą.

      – A gdzie ona teraz będzie mieszkać?

      – Nie chciała mi powiedzieć… – Zofia wzruszyła ramionami i dolała sobie kawy.

      – A to numer! – Konstancja uniosła wypielęgnowane brwi.

      – Wiem tylko, że wynajmuje pokój gdzieś w śródmieściu. Chyba nie mieszka sama.

      – O… to rozumiem – pochwaliła Barbara. – Z Marcinem? Nareszcie!

      Łucja jak zwykle zachichotała nerwowo.

      Zniecierpliwiona Zofia machnęła ścierką kuchenną.

      – A gdzie tam, z Marcinem! Chciałybyście.

      – I owszem, nie przeczę – rozmarzyła się Konstancja. – Chciałabym. Pasują do siebie.

      Łucja głośno siorbała kawę. Zawsze prosiła o słomkę, nie lubiła pić wprost z kubka. Było to jej małe dziwactwo.

      – Spokojnie – pocieszyła przyjaciółkę Zofia. – Może do siebie wrócą.

      Klepnęła ją pokrzepiająco po plecach. Konstancja niemal się zakrztusiła.

      – To właściwie z kim ona będzie mieszkać? – Łucja wypuściła z ust słomkę i zadała pierwsze podczas tego spotkania pytanie. Jak zawsze do rzeczy.

      Zofia pokazała im gazetę z zeszłego tygodnia. Był to ten sam brukowiec, które wszystkie namiętnie czytywały. Ten numer też pewnie przejrzały. Już z daleka widać było, że na egzemplarzu ich przyjaciółki ktoś zakreślił czerwonym mazakiem pewne ogłoszenie.

      – Zaraz wam przeczytam. – Zofia chrząknęła i zaczęła uroczystym tonem: – „Miła starsza pani, bez kotów, niewierząca i niezrzędliwa, wynajmie pokój studentce. Centrum. Blisko uniwersytetu. Tanio. Nawet od dziś”. Znalazłam to w pokoju Dorotki. Nie ma adresu ani numeru telefonu. Oddarła tę część gazety i wzięła ze sobą.

      Wszystkie trzy nachyliły się nad ogłoszeniem, jakby każda sama chciała odczytać treść. Niestety, tylko Barbara miała tego dnia okulary.

      – Fiu, fiu! Twój ptaszek wyfrunął z gniazdka – podsumowała żartobliwym tonem. – Powinnaś nas zaprosić na szampana zamiast na kawę. To twoja druga młodość!

      Zofia uśmiechnęła się kwaśno i machnęła ręką.

      – Szampana nie mam, ale możemy się napić czegoś innego. – Otworzyła barek. – Macie rację, nie powinnam tak się spinać.

      Wyjęła kieliszki.

      – Kiedy mój Bartek wreszcie wydorośleje! – westchnęła Konstancja.

      Jej młodszy syn miał dwadzieścia trzy lata i twierdził, że chce zostać muzykiem, a w garażu u rodziców urządził sobie „studio nagrań”. Bębnił tam na perkusji ku rozpaczy rodziny i sąsiadów.

      – Ty również się tego doczekasz! – pocieszyła przyjaciółkę Zofia.

      Zofia, Barbara i Konstancja wybierały pomiędzy wiśniówką a ajerkoniakiem. Czytały obwoluty, wąchały trunki, szykowały kieliszki.

      Łucja siedziała z boku. Bardzo lubiła przyjaciółki. To dzięki nim zyskiwała w swoim dość ponurym życiu trochę przyjemności. Tamte trzy żyły codziennością tak inną od tej, którą miała u siebie w domu.

      – Na zdrowie! – powiedziała Konstancja.

      – Na zdrowie! – powtórzyły pozostałe.

      – Niech СКАЧАТЬ