Название: Dom sekretów
Автор: Natalia Bieniek
Издательство: PDW
Жанр: Современная зарубежная литература
isbn: 9788380972650
isbn:
– Cieszę się, że mogę liczyć na pomoc. – Wstała i skierowała się w stronę drzwi. – Obiecuję, że nie będę nadużywała twojej uczynności. Tamten pokój jest wspólny. – Zmieniła temat i wskazała pomieszczenie obok. – Właściwie to kuchnia urządzona w pokoju. Możesz z niej korzystać, kiedy chcesz. – Chrząknęła. – Tylko uprzedzam, jest duża szansa, że mnie tam spotkasz. Najczęściej siedzę właśnie w tamtym pokoju. Czytam gazety albo rozwiązuję krzyżówki. Do twojego pokoju nie będę oczywiście wchodzić. Teraz nie chcę ci już przeszkadzać.
Nie czekając na reakcję dziewczyny, wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
Dorota została sama.
Mogła teraz dokładniej obejrzeć swoje lokum. Wzdłuż najdłuższej ściany stała masywna trzydrzwiowa szafa, zapewne z lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku, obok był sekretarzyk, a naprzeciwko zgrabny regał na książki i komoda. Bibeloty na półkach znajdowały się za przesuwaną szybką, toteż mniej się kurzyły i nie rzucały się w oczy. Większość sprzętów stała na swoich miejscach zapewne od lat, a może i dziesięcioleci. Prawdopodobnie od początku, odkąd staruszka tu zamieszkała. Wnętrze przypominało skansen, jednak było mało nadgryzione zębem czasu, bo niezbyt intensywnie z niego korzystano.
Dorota zastanawiała się, czy Sabina ma jakąś rodzinę. Ale gdyby tak było, nie musiałaby teraz prosić obcych osób o pomoc w zakupach… Dziewczyna lubiła poznawać ludzi, ich historie i ścieżki życiowe. Wszak pragnęła zostać pisarką. Ciągnęło ją w stronę powieści, i choć dotąd nie udało jej się nic wydać, dzielnie i wytrwale próbowała szczęścia, cierpliwie znosząc odmowy lub brak reakcji ze strony wydawców.
Zajrzała do gablotki w głębi pokoju. Za szybą stały zakurzone, z pewnością dawno nieruszane książki. Starła warstewkę kurzu z półki i sięgnęła po pierwszy z brzegu tom. Spodziewała się szlachetnych, dziewiętnastowiecznych starodruków, może rosyjskich, może w języku Goethego. Tymczasem okazało się, że trzyma w rękach socrealistyczną powieść Zaorany ugór i dzielne traktorzystki, wydaną w roku tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym piątym, kiedy to nawet rodziców Doroty jeszcze nie było na świecie. Stalin wtedy już nie żył, a Pałac Kultury był dopiero na ukończeniu. Nakład powieści – pięćset tysięcy egzemplarzy plus sto siedemdziesiąt pięć do bibliotek.
Widząc ten nakład, pisnęła z zachwytu, który jednak zaraz przeszedł w irytację. Ech, co to były za czasy, jakaś byle propagandówka, a nakład niczym Harry’ego Pottera. Ciekawe, co oni z tymi setkami tysięcy tomów wtedy robili, w tym pięćdziesiątym piątym? Palili nimi w piecach? Pewnie węgiel był mniej dostępny dla przeciętnego śmiertelnika niż taka książka.
Dorota poczuła jednocześnie podziw i nutkę zazdrości. Odłożyła socrealistyczne dzieło na półkę, westchnęła i podłączyła laptop na stoliku pod oknem, który odtąd miał pełnić funkcję biurka. Tu zamierzała skończyć pisać pracę doktorską oraz stworzyć swoją powieść.
Weszła do pokoju-kuchni, by włożyć do lodówki zakupy. Na fotelu w kącie siedziała Sabina, tak jak wspominała, z krzyżówką i ołówkiem w dłoniach.
– Bardzo proszę, nie krępuj się – zachęciła ją staruszka. – Możesz wziąć moją herbatę, jeśli chcesz. Swoją możesz trzymać na tamtej półce. – Uniosła rękę.
Dorota zagotowała wodę w czajniku bezprzewodowym.
– Zrobić też pani przy okazji? – zapytała.
Sabina zawahała się, ale tylko chwilkę.
– Bardzo chętnie się napiję, poproszę. – Skinęła głową.
Kiedy czajnik szumiał, obie milczały.
– Jesteś studentką, zdaje się, wspomniałaś wcześniej. – Sabina odezwała się pierwsza.
Dorota zalała herbatę wrzątkiem i postawiła kubek na stoliku przed starszą panią.
– Coś w tym rodzaju. Choć nie do końca. Jestem na studiach doktoranckich.
– To brzmi poważnie… A czym konkretnie się zajmujesz?
– Piszę pracę z historii Łodzi.
– Jaki okres?
– Dwudziestolecie międzywojenne.
Sabina chrząknęła.
– W istocie, ciekawe. – Spojrzała na Dorotę z uznaniem. – Chyba teraz nieczęsto młodzi się tym interesują? – zauważyła. – Ciekawią mnie młodzi ludzie – dodała.
– Ja raczej nie jestem typowym przykładem młodości – odparła Dorota z ironią.
– Tak myślisz? A czemuż to? – Sabina zmarszczyła brwi.
Zapewne mogłaby się zgodzić z dziewczyną, ale chciała usłyszeć jej wyjaśnienie.
Dorota właściwie z nikim dotąd na ten temat nie rozmawiała. Ale skoro staruszka zapytała, to czemu nie podzielić się z nią swoimi przemyśleniami.
– A to różne takie sprawy… Chociażby to, że jestem humanistką.
– Humanistką?
– Ano tak. Być humanistką, pani Sabino, to w dzisiejszym świecie raczej pech. – Dziewczyna westchnęła. – To, że zostałam na uczelni, na wydziale historycznym, i że piszę pracę akurat z historii Łodzi, może jest ciekawe, a przynajmniej tak mi się zdawało, ale… Czasem żałuję, że nie mam zacięcia do nauk ścisłych. Trzeba się było zainteresować komputerami, księgowością, finansami. Łatwiej się żyje, pracując w którejś z tych branż.
Dorota nie lubiła narzekać i nie mówiła tego tonem pełnym pretensji. Na ogół była dumna z siebie, że wybrała tak oryginalną drogę życiową, może nieco obok popularnych nurtów i komercyjnych profesji… Jednak ostatnio coraz bardziej traciła wiarę w słuszność swoich decyzji. Teraz chciała po prostu jak najszybciej napisać doktorat, a potem na spokojnie pomyśleć, co dalej. Pewnie trzeba się będzie przerzucić na marketing, jeśli chce w końcu mieć własne mieszkanie, choćby takie na kredyt. Ot, realia współczesnego życia. Ponoć tak wygodnego dla młodych ludzi.
– No, na tych komputerach to ja się nie znam – podsumowała Sabina. Dopiła herbatę. – A co do tej pracy doktorskiej, to o czym piszesz?
– O dwudziestoleciu międzywojennym w Łodzi. – Dorota się ożywiła. – Interesuje mnie zwłaszcza kwestia narodowościowa. Wie pani, Łódź to miasto czterech kultur, zgodnie ze statystyką było tu wówczas trzydzieści procent Polaków, trzydzieści procent Żydów, tyle samo Niemców, a pozostali to Rosjanie. Zupełnie inaczej niż teraz, kiedy mamy monolit i okropny strach przed odmiennością. A przecież kiedyś różne nacje mieszkały tu razem, obok siebie. Względnie pokojowo. Wie pani… Czyli wychodzi na to, że jeśli bliżej poznasz tego kogoś innego i często go spotykasz, to nie wydaje ci się już taki inny od ciebie…
– Ano wiem, СКАЧАТЬ