Название: Dom sekretów
Автор: Natalia Bieniek
Издательство: PDW
Жанр: Современная зарубежная литература
isbn: 9788380972650
isbn:
Potem przymknął oczy, robiąc łaskawie przyzwalającą minę, która miała oznajmić: „Zamieniam się w słuch, z czym przybywasz, drogi kliencie, i w czym mogę ci pomóc? Zrobię dla ciebie wszystko, co w mojej mocy”. Położył łokcie na biurku, brodę oparł na dłoniach. Podpatrzył tę pozę u ojca i nieodmiennie przywodziła mu ona na myśl pewność siebie i bogate doświadczenie Kwileckiego seniora.
Otto Weiss wyjął ze skórzanej teczki plik dokumentów.
– Reprezentuję moją klientkę, która z uwagi na stan zdrowia nie mogła przybyć do Polski ze Stanów Zjednoczonych – rozpoczął.
Mówił poprawnie gramatycznie, jedynie nietypowy akcent sugerował, że Otto Weiss być może nie wychowywał się w Polsce. Momentami był aż nazbyt staranny, a niektóre słowa artykułował tak, jakby poznawał język polski w czasach Adolfa Dymszy.
– Członkowie rodziny mojej klientki byli przed drugą wojną światową właścicielami następujących nieruchomości znajdujących się w centrum Łodzi. – Podał Marcinowi dokumenty.
Marcin włożył okulary, których tak naprawdę nie potrzebował, bo nie miał wady wzroku, ale podobno dodawały mu profesjonalizmu. Na szkoleniu z autoprezentacji doradzano zakup eleganckich okularów z zerowymi szkłami.
– Hm… – chrząknął, przeglądając papiery.
Już pierwszy rzut oka na treść dokumentacji wystarczył mu, by stwierdzić, że sprawa może być poważna. I trudna.
– Mam za zadanie odzyskać te parcele w imieniu mojej klientki. – Weiss przeszedł do rzeczy.
Marcin domyślał się, że o to właśnie chodzi. Jaki mógł być inny powód?
– Rozumiem… – powiedział wolno.
Wartość przedmiotu sporu była rzeczywiście zacna. Zaiste, nawet bardziej niż zacna. Widać na pierwszy rzut oka. Nie trzeba zgłębiać ekspertyz. Jedna z lepiej położonych działek w centrum miasta… Młody mecenas z trudem stłumił narastającą ekscytację.
– Zajmę się tą sprawą, panie Weiss. Za chwilę omówimy szczegóły – odparł spokojnym tonem.
Na coś mu się przydały te zajęcia z autoprezentacji i wystąpień publicznych. Dzięki nim nauczył się, by nie odkrywać od razu wszystkich kart.
Kiedy myślał, że wszystko jest już jasne, jego gość rozpoczął nowy temat.
– I druga sprawa, z którą przychodzę… – zawiesił głos.
– Taak? – Na twarzy Marcina pojawił się zachęcający uśmiech.
– Mam odnaleźć pewną starszą kobietę.
Po tych słowach Marcin przestał się uśmiechać.
– Za to również otrzyma pan stosowne honorarium – zapewnił go rozmówca.
Może Marcinowi się wydawało, lecz w głosie nowego klienta zabrzmiała nuta sarkazmu.
Nie idzie im najlepiej ta konwersacja. Szkolenie z umiejętności miękkich do powtórki. Ale Weiss mylił się w swoich ocenach. Na mniej interesownego adwokata nie mógł trafić.
– Słucham, proszę mówić dalej… – Marcin ponownie złożył ręce pod brodą.
Jego rozmówca wyjął z teczki inny plik dokumentów. W tym fotografie.
– Otrzymałem od mojej mocodawczyni informację, że ta oto osoba ocaliła jej życie podczas wojny. Moja mocodawczyni chciałaby wystosować wniosek o przyznanie jej medalu Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. – Znów umilkł na chwilę.
– Proszę mówić dalej – zachęcił go Marcin.
Przeczuwał, że te dwie kwestie są tak ze sobą powiązane, że nie może się zająć tylko pierwszą z nich. Aby prowadzić intratną sprawę spadkową, będzie musiał również pobawić się w detektywa w tej drugiej, niekomercyjnej. Powstrzymał westchnienie.
Wówczas Weiss pokazał mu fotografię.
Wyglądała na zrobioną w latach trzydziestych dwudziestego wieku. Przedstawiała sześć młodych dziewczyn w lekkich sukienkach. Marcin zbliżył twarz do zdjęcia.
Trudno byłoby rozpoznać którąś z postaci, nawet gdyby znał osobiście tę osobę. Fotografia małego formatu, dziewczyny tak młode, że własnej matki nie potrafiłby wskazać, gdyby znajdowała się na tym zdjęciu.
Z zainteresowaniem słuchał dalszych wyjaśnień Weissa.
Właściciele nieruchomości, Sara i Samuel Goldmanowie, mieszkali skromnie, bez zbytniego przepychu, choć widać było, że niczego nie muszą sobie odmawiać. Ich trzy dorastające córki, Debora, Miriam i Rachela, miały sporo sukienek, strojne kapelusze, rękawiczki i szale na różne okazje. W potężnej szafie wisiało kilka dobrej jakości futer. W kuchni przyrządzano koszerne dania, choć nie dbano przesadnie o zwyczaje. Rodzina była spolonizowana, mieli kucharkę Polkę. A właściwie Polkę niemieckiego pochodzenia. Nazywała się Adela Schmidt. Ot, takie zagmatwane losy, istny tygiel narodowości i można by snuć na ten temat nieskończoną ilość opowieści.
Goldmanowie głęboko wrośli w tkankę społeczną miasta. Nie należeli do najbogatszych łódzkich rodzin, byli jednak stosunkowo majętni. Samuel odziedziczył po ojcu małą fabrykę tkanin oraz przędzalnie, które w porównaniu z zakładami łódzkich potentatów były doprawdy skromne. Aż dziw, że przedsiębiorstwo Goldmana nie zostało przejęte, wykupione i pożarte przez potężniejszą konkurencję. Może dlatego, że Samuel Goldman wraz z żoną nie mieli ambicji konkurowania z największymi, toteż nie wchodzili w drogę potentatom i skupiali się na produkcji detalicznej.
Goldmanowa była szczególnie dumna ze składu kapeluszy przy ulicy Piotrkowskiej. Pracownia, mimo że mała, skromna i zlokalizowana w bocznej oficynie, słynęła z wyrobów najwyższej jakości i najnowszych wzorów. Z biegiem czasu doszły także rękawiczki i szale. Oraz szycie sukien na zamówienie. Zróżnicowany asortyment. Nic dziwnego, że córki Goldmanów miały sporo strojów.
Jeśli chodzi o własny wygląd, Sara wyznawała zasadę, że lepiej się nie wyróżniać. Dzięki temu idealnie wtapiała się w tłum. Ubierała się na czarno lub też w szarości zbliżone do czerni, choć mogła nosić każdy z barwnych materiałów, które wraz z mężem sprzedawali. Stać ją było, by jaśnieć od stóp do głów, ale jej na tym nie zależało. Była okrągła i pulchna jak bułeczka, chodziła w nieodłącznej chuście na głowie. Mając sporą tuszę i twarz raczej średniej urody, zdawała sobie sprawę, że nawet najlepsze stroje nie uczynią z niej powabnej księżniczki. СКАЧАТЬ