Czas dobiega końca. Przemysław Słowiński
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czas dobiega końca - Przemysław Słowiński страница 17

Название: Czas dobiega końca

Автор: Przemysław Słowiński

Издательство: PDW

Жанр: Эзотерика

Серия:

isbn: 9788380795365

isbn:

СКАЧАТЬ końcowy jest wieloznaczny i może odnosić się zarówno do okresu odzyskania niepodległości w 1918 roku jak i do lat następnych. Czy więc nadal stoimy przed szansą stania się „ozdobą Europy”?

* * *

      Ostatnie lata życia spędził ksiądz Marek Jandowicz w Berezówce pod Lubarem, miasteczku nad Słuczą, położonym w najżyźniejszej okolicy Wołynia, gdzie w dniach 14–27 września 1660 roku, podczas wojny polsko-rosyjskiej 1654–1667 rozegrała się wielka i zwycięska dla Polaków bitwa15. Mieszkał w majątku Tadeusza Cieleckiego, łowczego bydgoskiego. Tam schorowany, prowadząc ascetyczne życie, zmarł 11 września 1799 roku.

      Zgodnie ze swoim pragnieniem pochowany został w podziemiach kościoła karmelitańskiego w Horodyszczu. „Współcześni (…) nie mogli się pogodzić z jego śmiercią, sądzili, że ojciec Marek nie umrze, bo «tacy święci nie umierają» – mówiono”. Grób ten okoliczna ludność otoczyła kultem, zaś atmosfera kultu karmelity nie ustała nawet po jego śmierci. Do zwłok, które nie uległy rozkładowi, lecz w sposób naturalny się zmumifikowały, potęgując wiarę w  cudowność tego zjawiska, przybywały pielgrzymki. Po powstaniu listopadowym władze rosyjskie skasowały klasztor. Jego kościół został zaadaptowany na prawosławną cerkiew parafialną. W 1858 roku powstał tam żeński monaster Narodzenia Matki Bożej. Wejście do podziemi wówczas zamurowano.

      Krótko przed swoim zgonem ksiądz Marek zakończył jedno z kazań takimi oto słowy:

      „Wielu będzie męczenników na tej [polskiej] ziemi. Widzę całe pokolenie męczeńskie. Widzę wielkich i maluczkich przelewających krew swoją. Widzę całą Polskę naszą rozpiętą na krzyżu, ale panowanie szatana stłumione będzie. A wtenczas gdy się to stanie: Cała nasza Ojczyzna wolną będzie od morza do morza, oswobodzoną na zawsze od wroga, co ją wiek cały będzie uciskał. I w Ojczyźnie naszej będzie wówczas swoboda i wszystkie dzieci tej ziemi żyć będą w zgodzie na tej drogiej ziemi ojczystej. Tak się stanie, bo taka jest wola Boga! Amen”.

      W czasach, gdy podważa się wszelkie autorytety, „nikt jednak – na szczęście – nie odarł go jeszcze ze słonecznej aureoli pierwszego polskiego powstańca i pierwszego wieszcza narodowego”. Jego postać, wydobyta z mroku historii, powinna być szerzej rozpropagowana nie tylko wśród karmelitów, duchowych współbraci ojca Marka, lecz również wobec współczesnego pokolenia, nierzadko dotkniętego kryzysem miłości do Ojczyzny, kryzysem tożsamości i poczucia sensu życia.

      Święty Andrzej Bobola (1819)

      Był 16 maja 1657 roku. Rozjuszeni kozacy Bohdana Chmielnickiego wpadli do Janowa Poleskiego z zamiarem wymordowania przebywających tam Polaków. „Urządzili taką rzeź Żydów i katolików, że i prawosławnych ogarnęła trwoga – pisał ksiądz Józef Niżnik w książce Św. Andrzej Bobola – życie, objawienia, cuda. – Zaraz im wytłumaczono, iż nie mają się czego obawiać, bo rządy przeszły teraz w ręce kozackie. Muszą jednak najpierw wyciąć w pień wszystkich katolików. Uspokoiło to ludność prawosławną, która stanęła po stronie kozaków i pomagała w ściganiu katolików. Usłużni opowiedzieli o Boboli, jako o wielkim szkodniku, który spowodował odstępstwo wielu od prawosławia. Poinformowali przy tym, że znajduje się w Peredyle, na dworze Przychockiego, dzierżawcy wsi Mohylna.

      Wtedy dowódca watahy posłał oddział kozaków z rozkazem ujęcia Boboli i doprowadzenia go do Janowa”.

      O tym, co było dalej, opowiada ksiądz Mirosław Paciuszkiewicz SI, autor dzieła Życie i dzieje św. Andrzeja Boboli:

      „Możliwe, że wieści o gwałtach w Janowie doszły już do Peredyla i wskutek nich Bobola wsiadł na wóz, by się schronić gdzie indziej. W każdym razie pewnem jest, że kozacy dopadli go jeszcze w Peredyle, jadącego wozem. Woźnica Jan Domanowski rzucił lejce i zbiegł do lasu, Andrzej zaś pozostał na miejscu i polecając się Bogu, oddał się w ich ręce.

      Było już po południu. Kozacy powierzyli swe konie Jakubowi Czetwerynce i poczęli natychmiast «nawracać» Andrzeja na wiarę prawosławną. Namowy i groźby nie odniosły skutku, wobec tego obnażyli go, przywiązali do płotu i skatowali nahajkami, poczem odwiązanego bili po twarzy, przyczem Andrzej postradał kilka zębów. Następnie związali mu ręce, umieścili go między dwoma końmi, do których go przytroczyli i ruszyli do Janowa. Kiedy w ciągu czterokilometrowego marszu Bobola opadał z sił, popędzali go nahajkami i lancami, po których pozostały dwie głębokie rany w lewem ramieniu od strony łopatki, prócz tego jedno cięcie, prawdopodobnie od szabli, na lewem ramieniu. Odarty z odzienia, pokryty sińcami i krwawiącemi ranami, odbył Andrzej swój wjazd triumfalny do Janowa, gdzie eskorta oddała go niezwłocznie w ręce starszyzny. Tu przyjęto go podobno szyderstwami i okrzykami: «To ten Polak, ksiądz rzymskiej wiary, który od naszej wiary odciąga i na swoją polską nawraca!».

      Jeden z kozaków dobył szabli i wymierzył cięcie w głowę Boboli, ten jednak wskutek naturalnego odruchu uchylił się i zasłonił ręką, tak że częściowo udaremnił śmiertelne cięcie, ale za to poniósł bolesną ranę w pierwsze trzy palce prawej ręki.

      Równocześnie sprowadzono unickiego proboszcza janowskiego Jana Zaleskiego i uwiązano go do płotu, by go później poddać torturom. Jakiś litościwy wieśniak, korzystając z tego, że kozacy zajęci byli męczeniem Boboli, przeciął więzy i ułatwił Zaleskiemu ucieczkę.

      Przygotowane przez kozaków krwawe widowisko ściągnęło liczny tłum ciekawego pospólstwa, wśród którego znajdowali się obok Czetwerynki, Joachim Jakusz, Chwedko, Jan Skubieda, Paweł Hurynowicz, Stanisław Wojtkiewicz, Dryk i Utnik. Tymczasem kozacy bezzwłocznie zajęli się Bobolą. Kolejności katuszy mu zadanych, wobec chaotycznych zeznań świadków w procesach apostolskich, ustalić niepodobna, zastosowanie ich oraz rodzaj nie ulega jednak żadnej wątpliwości.

      Na rynku janowskim w pobliżu drogi, wiodącej do Ohowa, stała szopa Grzegorza Hołowejczyka, służąca za rzeźnię i jatkę. Wprowadzono tam Bobolę, rzucono go na stół rzeźnicki i uwiwszy wieniec z młodych gałęzi dębowych ściskano mu głowę. Następnie, wzywając go do porzucenia wiary katolickiej przypiekali mu ciało ogniem. Stałość Andrzeja doprowadzała ich do coraz większego okrucieństwa. «Temi rękami Mszę odprawiasz, my cię lepiej urządzimy» mieli wołać do niego i wbijali mu drzazgi za paznokcie. «Temi rękami przewracasz kartki ksiąg w kościele, my ci skórę odwrócimy, ubierasz się w ornat, my cię lepiej ozdobimy, masz za małą tonsurę na głowie, my ci wytniemy większą», wołali podobno w dalszym ciągu, zdzierając nożami skórę z rąk, piersi i głowy, odcinając wskazujący palec lewej ręki, końce obydwu pierwszych palców i wycinając skórę z dłoni.

      Łaska, jakiej Bóg udziela swym wybranym męczennikom, krzepiła Bobolę i dodawała mu wprost nadludzkich sił fizycznych i moralnych, dzięki czemu, poddając się woli Boga, wśród jęków wzywał świętych imion Króla i Królowej Męczenników, Jezusa i Marii, a w odpowiedzi na szyderstwa i bluźnierstwa swych katów, wzywał ich do opamiętania. Ci prowadzili swe ohydne dzieło w dalszym ciągu. Wykłuli mu prawe oko, przewrócili go na drugą stronę, zdzierali mu skórę z pleców i świeże rany posypywali plewami z orkiszu, odcięli mu nos i wargi, przez otwór wycięty w karku, wydobyli język i odcięli u nasady, wreszcie powiesili go u sufitu za nogi, głową na dół i naśmiewali się z ciała rzucającego się w konwulsjach i skurczach nerwowych: «Patrzcie, jak Lach tańczy!».

      Dwugodzinne katusze dobiegały СКАЧАТЬ



<p>15</p>

Wojskiem polskim w sile 45 tys. żołnierzy (w tym ok. 30 tys. Polaków i ok. 15 tys. Tatarów) dowodzili Stanisław Rewera Potocki i Jerzy Sebastian Lubomirski, a Rosjanami i Kozakami (ok. 50 tys. ludzi), Wasyl Szeremietiew.