Czas dobiega końca. Przemysław Słowiński
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czas dobiega końca - Przemysław Słowiński страница 20

Название: Czas dobiega końca

Автор: Przemysław Słowiński

Издательство: PDW

Жанр: Эзотерика

Серия:

isbn: 9788380795365

isbn:

СКАЧАТЬ wiele łask. Rozpoczęto także starania o beatyfikację, które jednak – jak wspomniano wyżej – przerwały rozbiory i kasata zakonu jezuitów.

      Po raz drugi Andrzej Bobola przypomniał o sobie w Wilnie w roku 1819. Listopadowy wieczór pełen był zimnych i lepkich mgieł. Późna jesień odarła okolicę z kolorów i wdzięku. Z drzew opadały nasiąknięte wodą złote liście…

      W wileńskim klasztorze przebywał wówczas dominikanin, ojciec Alojzy Korzeniewski (zm. 1826), fizyk i kaznodzieja prześladowany przez carskie władze. Ojciec Korzeniewski załamany wydanymi przez cara zakazami głoszenia słowa Bożego, spowiadania i publikowania, patrzył w bezsenną noc przez okno celi i modlił się do Andrzeja Boboli, zawierzając mu sprawę niepodległości Polski:

      – Męczenniku z Janowa!, wszakże już tyle razy przepowiedziałeś nam bliskie zmartwychwstanie ojczyzny naszej. Czyżby jeszcze nie był nadszedł czas, by niebo wysłuchało modły Twoje i przepowiednie Twe się ziściły? Wiesz lepiej ode mnie, z jaką nienawiścią schizmatycy prześladują naszą świętą wiarę i jak starają się kraj nasz kochany, Ojczyznę twoją do schizmy popchnąć. Ach, święty Męczenniku… Patronie nasz, czy nie dosyć tej chłosty, tegoż upalenia? Wyjednaj dla biednych Polaków litość u miłosiernego Boga. Niech Polska stanie się znowu jednym królestwem prawowiernym i Bogu podległym.

      Utrapiony dominikanin westchnął, zamyślił się, zamknął okno i złożył do spoczynku, by zapomnieć o twardej rzeczywistości. Wtem w maleńkiej samotnej celi zakonnika zajaśniało dziwne światło i jakaś wspaniała postać stanęła w jej środku.

      – Otóż jestem, ojcze Korzeniewski! Jestem ten, którego przyczyny wzywałeś. Otwórz okno jeszcze raz i popatrz, i zobaczysz rzeczy, których nigdy dotąd nie widziałeś.

      Choć przerażony, ale posłuszny dominikanin spełnił polecenie. Drżącą od lęku i wzruszenia dłonią otworzył okno i… jakież było jego zdziwienie. Znikł ogród klasztorny, znikł mur go otaczający, a miejsce jego zajęła rozległa równina, przecudny krajobraz.

      – Płaszczyzna, która się przed tobą roztacza, mówił dalej niebieski posłaniec – to ziemia pińska, ta sama, na której Bóg mi pozwolił krew przelać za miłość Chrystusa. Lecz przyjrzyj się bliżej, a dowiesz się o tym, coś tak bardzo pragnął widzieć.

      I wyjrzał ojciec Korzeniewski po raz drugi przez okienko swej celki i w tej chwili cała równina była zaludniona. Toczyła się tam krwawa, zaciekła bitwa. Nieprzeliczone szeregi Moskali, Niemców, Francuzów, Anglików i innych narodowości uderzyły na siebie wzajemnie. Niebo płonęło od pożarnej łuny. Surowy, nieznośny cuch krwi przyprawiał o mdłości przerażonego widza. Dominikanin odwrócił wzrok ze wstrętem i zgrozą. Wtedy Męczennik Towarzystwa Jezusowego stał niewzruszony w pośrodku celi i łagodnym lecz przekonującym tonem objaśnił to widzenie:

      – Kiedy ludzkość doczeka się takiej wojny – tu wskazał na pole bitwy – to za przywróceniem pokoju nastąpi wskrzeszenie Polski, a ja uznany zostanę głównym jej patronem.

      Ksiądz Korzeniewski zaledwie mógł oczom i uszom swym wierzyć w to, co widziały i słyszały. Unosząc się niebiańską radością nad tym wszystkim, prosił świętego Andrzeja o jakiś znak ziemskiej pewności, że to nie sen, nie złudzenie, ale rzeczywistość. Na to odpowiedział św. Andrzej:

      – Ja ci to mówię, ja, Andrzej, o prawdzie tego cię zapewniam. Widzenie twoje jest rzeczywiste i niezawodne, a wszystko to się spełni co do joty. Więc już bez troski udaj się na spoczynek. Żeby ci jednak i znak upragniony zostawić, żeś istotnie widział i słyszał to wszystko, zostawiam ci ślad dłoni mojej na tym stole.

      To mówiąc, położył rękę na stole dominikanina i zniknął.

      Ochłonąwszy z pierwszego wrażenia, jakie na nim zrobiło ukazanie się męczennika, ksiądz Korzeniewski zbliżył się do stołu i zobaczył wyraźny odcisk dłoni na stole. Następnego dnia zawołał wszystkich ojców i braci klasztoru, którzy widzieli i poświadczyli znamię zostawione przez świętego Andrzeja Bobolę.

      To niezwykłe wydarzenie ksiądz Korzeniewski opisał później w swoich wspomnieniach – książce, która ukazała się w USA. Opis widzenia i proroctwa zostały również opublikowane w czasopismach francuskich i polskich po ogłoszeniu beatyfikacji Andrzeja Boboli w roku 1853, ale wówczas podchodzono do sprawy z dużą rezerwą. Dopiero po stu latach proroctwo okazało się prawdą…

* * *

      Pod koniec komunistycznej okupacji Polski doszło do kolejnych objawień Andrzeja Boboli. Tym razem w Strachocinie – wiosce, którą uznaje się za miejsce narodzin męczennika. Na strachocińskiej plebanii straszyło jeszcze przed wojną. Kolejni proboszczowie i ludzie przebywający na plebanii słyszeli dziwne odgłosy, tajemnicza zjawa siadała na łóżku, ściągała kołdrę, stąpała pod drzwiami, spadały lampki, brewiarz, z pustego chóru zleciał kamień, huśtał się żyrandol w kościele. Księża bali się mieszkać na plebanii, a ksiądz Ryszard Mucha trafił z tego powodu do szpitala.

      W 1983 roku zastąpił go ksiądz Józef Niżnik. W nocy z 10 na 11 września 1983 roku obudziło go uderzenie w rękę. Jego oczom ukazała się „smukła, na czarno ubrana” zjawa „z czarną brodą”. Ksiądz myślał, że to napad i z krzykiem rzucił się w kierunku intruza. Zjawa oddaliła się w kierunku okna i znikła. Wystraszony kapłan do rana nie mógł zmrużyć oka. Zjawa objawiała się regularnie w ciągu kolejnych czterech lat, zawsze w nocy o godzinie 2.10.

      Proboszcz Niżnik, który pozostał cały ten czas na plebanii, skojarzył w końcu postać z Andrzejem Bobolą. Zaintrygowany zrezygnował ze studiów na KUL-u i postanowił zostać w Strachocinie na dłużej. Z czasem dotarł do informacji, że ojciec Pio powiedział pewnej polskiej zakonnicy, że święty Andrzej domaga się kultu w Strachocinie. 16 maja 1987 roku, w 330. rocznicę śmierci męczennika ksiądz Niżnik powiedział wiernym, że powinni go czcić. Po tym wydarzeniu, w najbliższą noc, postać pojawiła się po raz ostatni.

      16 maja 1988 roku uroczyście wprowadzono relikwie świętego i umieszczono je w wybudowanym ku jego czci ołtarzu, a ksiądz Niżnik został kustoszem strachocińskiego sanktuarium. W marcu 2007 roku ksiądz arcybiskup Józef Michalik ustanowił Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Strachocinie.

      Przepowiednia Licheńska (1850)

      Tysiące osób w ciągu wieków utrzymywały, że doznały objawienia Matki Bożej. Kościół katolicki bardzo szczegółowo bada te wszystkie doniesienia o wizjach, docierające z różnych kontynentów. Często zawierają one ostrzeżenia i przepowiednie apokaliptycznej przyszłości. Tylko nieliczne objawienia uznano za autentyczne.

      Matka Boża miała się objawiać na ziemiach polskich kilkakrotnie. Objawienie z 1850 roku, jakiego miał doświadczyć Mikołaj Sikatka, sześćdziesięciotrzyletni pasterz ze wsi Grąblin, rozpoczęło kult maryjny w Licheniu, niewielkiej miejscowości w środkowej Polsce, położonej w odległości 14 kilometrów od Konina. W czerwcu 1999 roku do tego właśnie sanktuarium pielgrzymował papież Jan Paweł II.

      Z dokumentów zachowanych w archiwum parafialnym i diecezjalnym wynika, że Mikołaj Sikatka, którego Matka Boża wybrała na swojego posłannika do ludu, syn Wojciecha i Magdaleny Sikaczów, urodził się 10 grudnia 1787 roku w Grąblinie. Był najmłodszym z trójki rodzeństwa. Różnice w nazwisku СКАЧАТЬ