Czternaście dni Honoraty. Elżbieta Wojnarowska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czternaście dni Honoraty - Elżbieta Wojnarowska страница 9

Название: Czternaście dni Honoraty

Автор: Elżbieta Wojnarowska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-66503-39-7

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      Ale co? I dlaczego?

      A może to nazbyt wybujała wyobraźnia podpowiada Honoracie podejrzenia rodem z jej ulubionych seriali kryminalnych?

      – Wszystko jest pod kontrolą – kontynuował niejasne wyjaśnienia mąż Marii Latałło. – Będzie żyć. Jeszcze raz dziękuję. Powinna pani wrócić do domu. I wypić gorącą herbatę. Jest pani całkiem przemoczona. Jeszcze się pani rozchoruje.

      To było kuriozalne stwierdzenie. Martwił się o nią, podczas gdy zarówno on sam, jak i jego brat byli przemoczeni do suchej nitki, a jego żona za szybą walczyła o życie.

      Honorata faktycznie była w ledwo podeschniętym, wciąż jeszcze mokrym żakiecie. Nagle poczuła, że faktycznie jej zimno. Wzdrygnęła się. Jednocześnie zrozumiała, że mąż Marii chce, aby Honorata już sobie poszła. Chce zostać tu sam ze swoim bratem. Honorata była tu obca. Swoje zrobiła. Wystarczy. Bo może ją uznać za wścibską i natrętną.

      W sumie miał rację. Powinna odejść. To nie jej sprawa. Nie jej rodzina. Znalazła się w tamtym czasie i tamtym miejscu zupełnie przypadkowo. Teraz los Marii Latałło i jej przyszłość zależą od jej męża, od jego decyzji. Nic tu po Honoracie.

      Tak, powinna napić się gorącej herbaty. Bo nawet nie dojechała na miejsce. To znaczy do Irenki.

      – Oczywiście, już idę. – Honorata zgodziła się natychmiast. – Życzę powodzenia.

      – A tu jest pani koc. Oddaję i jeszcze raz dziękuję. – Mąż Marii podał Honoracie koc, którym okryła ich obu wtedy na poboczu.

      Koc też był cały mokry. Honorata ujęła go w obie ręce, starając się, aby nie zmoczyć na nowo już wysychającej sukienki. Skinęła głową na pożegnanie i odeszła.

      Gdy Honorata dojechała do Irenki, była już noc. Mimo to Irenka na nią czekała. Była nieźle wystraszona.

      – Nareszcie! – jęknęła na widok Honoraty. – Co ty, kobieto, wyprawiasz? Podobno miałaś być u mnie wczoraj o szóstej po południu?! Wszyscy cię szukają!

      Honorata dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, że dotąd nie zadzwoniła do Irenki z wiadomością, że przyjeżdża.

      – Kto mnie szuka? – Honorata, mimo że leciała z nóg ze zmęczenia, była na tyle przytomna, żeby się zdziwić tym stwierdzeniem.

      – Twoja córka do mnie dzwoniła. Do niej też nie raczyłaś się odezwać. Chciała sprawdzić, czy dojechałaś. Nieźle się wystraszyła i mnie też nieźle wystraszyła. Nie miałam pojęcia ani że przyjeżdżasz, ani gdzie jesteś, ani czemu nie przyjechałaś, ani czemu nie odbierasz komórki. Obdzwoniłyśmy wszystkie szpitale. A tata Franki zawiadomił policję.

      – O, pardon – wyjęczała Honorata. – Komórka została w torebce, w samochodzie, a ja spałam.

      – Gdzie spałaś? – nie zrozumiała Irenka.

      – W szpitalu. – Honorata nie miała sił na tłumaczenia. Chciała rąbnąć się na łóżko i wreszcie zasnąć.

      – W szpitalu? – Irenka przeraziła się na dobre. – Miałaś wypadek?

      – Tak – wymamrotała sennie Honorata. – To znaczy nie ja. Był wypadek.

      – Jaki wypadek? – Irenka twardo nie dawała za wygraną. Nie zamierzała pozwolić pójść Honoracie spać bez wyjaśnień.

      – Tu, na Drodze Chłapowskiej. Pomogłam ludziom. Wybacz kochana, ale za chwilę zasnę na stojąco. Jutro pogadamy.

      Choć Irenka była na tyle wyrozumiała, że pozwoliła jej pójść spać, to niestety nie dane było Honoracie długo pospać. Tylko się położyła, a już po chwili zawyła komórka. Honorata aż podskoczyła. Telefon jazgotał i jazgotał, spojrzała więc na wyświetlony numer. Dzwoniła Franka. Tego nie można było zignorować. Honorata odebrała.

      – Mam? – Usłyszała w telefonie. – Co z tobą? Przecież ja tu szaleję ze strachu!

      – Przepra… szam… – Honorata ziewnęła mimo woli. – Zapomniałam zadzwonić… Pani Irenka do ciebie nie dzwoniła?

      – Dzwoniła. Przed chwilą. Był jakiś wypadek, tak?

      – Córcia, błagam, pogadamy jutro, okej?

      – Czy ty wiesz, co ja przez ciebie przeszłam? I tata? – dodała Franka mściwie. – Jasne, że wiesz. Masz jutro zadzwonić. A teraz śpij – wydała polecenia tonem nie znoszącym sprzeciwu.

      Musiała się nieźle wystraszyć. Honorata postanowiła ją nazajutrz udobruchać.

      – Ty też córcia idź spać. Będziesz jutro nieprzytomna.

      – I kto to mówi?! – Franka się rozłączyła.

      Honorata zapadła wreszcie w swój błogi, wyczekany sen.

      Tak zakończył się dzień pierwszy.

      DZIEŃ DRUGI

      Rano Honorata otworzyła oczy. Niby nic nadzwyczajnego. Wszyscy budzący się, także rano, otwierają oczy. Jeśli je mają rzecz jasna. Honorata miała, więc otworzyła. Miała też niejasną świadomość, że jest niezupełnie w swoim łóżku.

      Łóżko swoje się zna. Poznaje się je, leżąc, a łóżko, na którym leżała Honorata, z całą pewnością nie było jej.

      Ta konstatacja przyprawiła ją o natychmiastowy ból głowy. Tym większy, że uświadomiła sobie równocześnie, iż wczoraj wieczorem zamiast ulubionego serialu kryminalnego, miała odcinek kryminalny w realu. I ani kropli ulubionego alkoholu w ustach.

      Honorata dobrze wiedziała, czego nie lubi. Teraz wiedziała, że nie polubiła wczorajszego dnia. Najwyraźniej z wzajemnością dzień jej nie polubił i nie wiadomo, niestety, jak to będzie z kolejnym. A jak wiadomo, Honorata nie lubiła nie wiedzieć.

      Tak więc z głębokim pragnieniem zdobycia tej wiedzy, usiadła na nie swoim łóżku, próbując przebić wzrokiem senną mgłę, która wciąż jeszcze zalegała na jej oczach. Powoli przyswoiła sobie wygląd pokoju, w którym właśnie przebywała. Miał on dziwne fioletowe ściany, przypominające ściany w prosektorium. Jednak z całą pewnością Honorata nie umarła i nie było to prosektorium.

      Wzrok jej błądził po pokoju od szczegółu do szczegółu, po czym stwierdziła z całą stanowczością, że owego pokoju nie zna i nie wie, w czyim łóżku się obudziła. Za oknem kiwały do niej gałęziami jakieś drzewa olbrzymy, a na tych gałęziach siedziały jakieś gołębie olbrzymy, tak jej się przynajmniej wydawało. Ani tych drzew, ani gołębi również nie znała. Nie pamiętała też, w jaki sposób się w tym pokoju znalazła. A przecież z całą pewnością nie wypiła wczoraj ani łyczka alkoholu. Chyba że to dotąd nieznany jej jakiś efekt nagłego odstawienia wina?

СКАЧАТЬ