Czternaście dni Honoraty. Elżbieta Wojnarowska
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czternaście dni Honoraty - Elżbieta Wojnarowska страница 5

Название: Czternaście dni Honoraty

Автор: Elżbieta Wojnarowska

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия:

isbn: 978-83-66503-39-7

isbn:

СКАЧАТЬ trzeba będzie kupić jakiś ciuch… Honorata dawno nie zaglądała do sklepów. Co teraz się nosi? Co jest modne? Jakoś od wieków nie przyglądała się innym kobietom na ulicy. Na pierwszy rzut oka wydawały się jej szare i tak samo zaniedbane jak ona. Ale jeśli nie patrzyła uważnie? Jeśli to pozorna szarość, w tym sezonie na przykład modna? O w mordę jeża, zaklęła pod nosem. Tyle problemów przez jakiegoś Ziemka.

      Tyle że to nie był jakiś tam Ziemek. To był Ziemowit Ziemlański, vel Ziemniak. Jej dawny przyjaciel. Bardzo dawny. Dawno zapomniany. Po kiego grzyba się odnalazł? Czego chce?

      Honorata wyczuwa kłopoty na odległość. To słynne światełko w głowie pali się teraz i pali. I co teraz?

      – I co teraz? – zapytał Ziemek i Honorata aż podskoczyła.

      Z przerażeniem zauważyła, że jego chuda postać siedzi obok niej w samochodzie, na przednim fotelu.

      – O w mordę! – wrzasnęła przerażona i natychmiast zjechała na pobocze, hamując z piskiem, co wymijający ją równie przerażeni kierowcy potraktowali głośnym wyciem klaksonów.

      Ręce trzęsły się jej jakby była na potężnym kacu. A przecież od rana nie piła. Nie wypiła ani kropli. Tego była pewna. A może jednak? Może piła w jakimś amoku, tylko tego nie pamięta? To się zdarza. To się każdemu może zdarzyć. Jej też. Taki melancholijny amok…

      – Wiem, że cię tu nie ma – wypowiedziała głośno i wyraźnie. I skóra jej ścierpła, gdy usłyszała, że Ziemek śmieje się z niej do rozpuku.

      – Co jest, cholera? – zapytała samą siebie, dobrze wiedząc, że nikt jej na to pytanie nie odpowie. Nerwowo zapaliła papierosa. Ziemek przyglądał się jej z rozbawieniem.

      – Ty mi lepiej powiedz, co jest z tobą. – Ziemek tym razem uśmiechnął się wyrozumiale. – Minęło tyle lat. Musiało się dużo wydarzyć.

      – Wydarzyło się – przytaknęła, zerkając tylko nieco na Ziemka. Wydawał się jej jakiś młodszy i przystojniejszy niż wczoraj przed domem.

      – Pogadamy sobie? – zaproponował, ale Honorata nie miała ochoty na pogawędki.

      – Nie mogę tak tu wiecznie stać. Na tym poboczu, bo mnie gliny zwiną – warknęła niezbyt grzecznie.

      – No, to ruszaj – zgodził się bez protestu. – Możemy gadać, jadąc.

      Tego już było Honoracie za wiele. Jechać ze zwidą?

      – Wysiadaj – zakomenderowała niczym Franka. – Już cię tu nie ma!

      Ziemek zachichotał, aż ścierpła jej skóra.

      Nie było rady. Honorata ruszyła i powoli włączyła się do ruchu na drodze.

      – Brawo. – Usłyszała, choć niczego nie zamierzała usłyszeć.

      – Czego chcesz właściwie? – Postanowiła przede wszystkim wyjaśnić sytuację. Żeby przedsięwziąć jakieś kroki. W sprawie usunięcia zjawy ze swojego samochodu.

      – Mogę zapalić? – zapytał.

      Ponieważ sama paliła i w samochodzie było niebiesko od dymu, trudno było odmówić. Skinęła więc głową, nie patrząc na niego.

      – Poczęstujesz mnie? – zaproponował, wyciągając rękę po paczkę.

      – A pal, do cholery – wkurzyła się, nie wiedząc czemu.

      Znów się zaśmiał, wyjął z paczki papierosa i wolno zapalił, po czym się zaciągnął.

      – Niedobre – mruknął pod nosem.

      – Gorszy chłam paliliśmy, nie pamiętasz? – obruszyła się.

      – Pamiętam przedszkole. – Wypuścił kilka kółek dymu.

      To zdumiewające, ale nagle wydało się jej, że faktycznie są w tym żółtym, parterowym nowohuckim budyneczku.

      – I pamiętam, jak zwiewałaś. Zwinna i chuda jak szczapa, zupełnie jak twoja córka… – To był chyba przytyk, bo spojrzał na jej obecną tuszę i Honorata poczuła, jak ogarnia ją wściekłość.

      – Zwiewałam, bo nie miałam tam nic do roboty – wycedziła.

      – Ta krowa, nasza wychowawczyni, kazała nam siadać po turecku i kolejno wyznaczała dzieci do zabawek. Ciebie wskazywała na końcu, jak już niczego do zabawy nie było.

      – Za to ty byłeś jej pupilkiem, zawsze wstawałeś pierwszy i zawsze mogłeś wziąć rower.

      – Bo mój ojciec był adwokatem.

      – O tak, stary Ziemlański był hojny i dawał tej krowie drogie prezenty. Moja matka była biedna i nic nie dawała. Jeśli rodzice byli bogaci i dawali prezenty, to ich dzieci wybierały sobie najlepsze zabawki. Niezłe kurestwo…

      – Więc skakałaś z tarasu na skarpę węgla, którym palacz palił w piecu, i zwiewałaś. Nie było cię nigdy w ogrodzie po obiedzie i nikt nic nie zauważył.

      – Włóczyłam się po mieście – wymamrotała Honorata. – Do czego zmierzasz?

      – Pewnego dnia spóźniłaś się na podwieczorek. Wróciłaś cała ubabrana węglem. Stara jędza zabrała ci ten podwieczorek, zwymyślała i kazała stać w kącie.

      – A ty honorowo odstąpiłeś mi swoje ciasto, a potem dałeś rower do zabawy, aż zrobiła się z tego chryja i ta debilka nagadała twoim starym na ciebie niezłych bujd.

      – I zabrali mnie z tego przedszkola, żebym się więcej z tobą nie zadawał.

      – Do czego zmierzasz? – Honorata, zirytowana wspomnieniem, walnęła ręką w kierownicę, aż auto podskoczyło na równej drodze.

      – Uważaj – ostrzegł ją Ziemek.

      – Zjeżdżaj! – syknęła Honorata.

      Ziemek zniknął.

      „Mam delirkę? – przeraziła się teraz nie na żarty. – Przecież nie piję. Tylko degustuję… Jasna cholera!”.

      – Niech pomyślę, o czym by tu myśleć, żeby nie zwariować – powiedziała do siebie na głos. – Bo już mówię sama do siebie – skonstatowała. – Pan Ziemek najwyraźniej cierpi na bilokację… No, niezła chryja mi się szykuje…

      Skrzynia biegów zajęczała jak zwariowana, dopiero teraz to do Honoraty dotarło. Ale Honorata nie zna się na autach, a na swoim w szczególności. Co jest ze skrzynią? Może jakiś mechanik by wiedział, ale każdy jest zawsze taki pewny siebie, gdy oświadcza, co się stało i ile to będzie kosztowało, że Honorata z zasady im nie wierzy. Szczególnie gdy trzeba płacić, СКАЧАТЬ