Dylemat. B.A. Paris
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dylemat - B.A. Paris страница 12

Название: Dylemat

Автор: B.A. Paris

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 978-83-8125-987-3

isbn:

СКАЧАТЬ towarzyszy mi zawsze, gdy jestem z Joshem. Z pozoru dobrze się dogadujemy. Ale czegoś w tym brak, pewnie bliskości, której chyba nigdy między nami nie będzie.

      Zawsze byłem świadom dzielącego nas dystansu, ale odczułem go w pełni tego dnia, gdy Josh wyjechał na studia do Bristolu, tam, dokąd osiemnaście lat temu przed nim uciekłem – nie umknęła mi ta ironia losu. Kiedy przyszedł się pożegnać, byli u nas Nelson i Kirin; podał mi rękę, a potem zwrócił się do Nelsona, który objął go serdecznie. Zdumiało mnie, że Josh odwzajemnił uścisk, jakby to było najbardziej naturalne na świecie. Poczułem się prawie tak, jakby to Nelson był jego ojcem, nie ja.

      Wiem, że wtedy, na początku, zbytnio skupiałem się na Marnie, i od tamtej pory staram się to Joshowi wynagrodzić, ale to trudne. Dlatego jestem tak idiotycznie dumny, że znalazłem mu ten staż w Nowym Jorku. Kiedy jest się stolarzem, nie ma się zbyt wielu możliwości, żeby pociągnąć za sznurki i pomóc dzieciom. Ja też tego nie zrobiłem, tyle że kiedyś przypadkiem gawędziłem z amerykańskim przyjacielem Olivera, jednego z moich klientów; facet przyszedł do mnie, żeby spytać, czy nie wykonałbym dla niego mebla do domu na Martha’s Vineyard. Widział to, co zrobiłem dla Olivera, i chciał czegoś podobnego, tylko trzy razy większego. Rozmawialiśmy o naszym życiu, dzieciach i wspomniałem, że Josh musi gdzieś odbyć staż na ostatnim roku studiów, najlepiej w dziedzinie marketingu cyfrowego.

      – A czy myślał o tym, żeby pojechać do Stanów? – zapytał i wyjaśnił, że jest dyrektorem Digimaxu, dużej nowojorskiej firmy zajmującej się właśnie marketingiem cyfrowym, która oferuje staż studentom przed magisterium. Żeby za długo się nie rozwodzić – Josh wysłał tam swoje CV, odbył kilka rozmów telefonicznych z kimś z biura w Nowym Jorku i został przyjęty. Jest bardzo podekscytowany tym wyjazdem i cieszę się, że w przeciwieństwie do mnie wykorzystuje możliwości.

      Livia

      Adam przychodzi z ogrodu, zostawiając za sobą na podłodze ślad z trocin. Przyzwyczaiłam się do tego, już mnie to nie drażni.

      – Cześć, Josh – mówi. – Dobrze spałeś?

      – Tak, może być, zawsze dobrze śpię po powrocie do domu. A ty?

      – Nie najlepiej. Śniło mi się, że zwiało namiot, razem z Marnie. – Zwraca się do mnie. – Śliczne róże… od kogo?

      – Właśnie od niej – odpowiadam i podsuwam mu talerz z posmarowanymi masłem grzankami, bo byłam zbyt głodna, żeby na niego czekać. Bierze jedną z przepraszającym uśmiechem – przypomniał sobie poniewczasie, co mi obiecał.

      – Nie miałeś zrobić mamie śniadania?

      Ton głosu Josha nie brzmi oskarżycielsko, ale pytanie ma swój wydźwięk. Adam nie odpowiada, jak zwykle. Tłumię westchnienie.

      – Dostałam też przemiłe kartki urodzinowe – zmieniam temat. Wskazuję ich plik na stole. Adam podchodzi i przerzuca je jedną ręką, w drugiej trzyma tost.

      – Powinnaś zrobić z nich wystawkę – zauważa. – Nacieszyć się nimi.

      – Tata ma rację. – Josh bierze kartki od Adama i ustawia je na blacie. – Prezenty wieczorem, dobra, mamo?

      – Oczywiście.

      Na wzmiankę o prezentach Adam robi się niespokojny. Wczoraj wspomniał, że musi rano pojechać do Windsoru, więc się domyślam, że jeszcze niczego dla mnie nie kupił. Przed kilkoma tygodniami napomknęłam o pięknej skórzanej torebce, ale była dość droga, dlatego mam nadzieję, że nie zwrócił na to uwagi. Miałabym wyrzuty sumienia, gdyby wydał tyle pieniędzy na coś takiego.

      Patrzę na niego, jak opiera się o blat i pije drugi kubek kawy, próbując nawiązać z Joshem rozmowę o ustawieniu stołów – to ich przedpołudniowe zadanie – i rozwieszeniu lampek. Zauważam, że wygląda na zmęczonego, i ogarnia mnie fala czułości. Przez ostatnie cztery lata ciężko pracował – właściwie przez większość swojego życia – i liczy, że gdy Josh skończy studia, będzie lżej. Presja zmaleje, kiedy do opłacenia zostanie tylko jedno czesne i akademik.

      Po ślubie obiecywaliśmy sobie, że gdy tylko się da, podejmiemy dalszą naukę. Adam pójdzie na inżynierię wodno-lądową, a ja na prawo. To nie z braku czasu, pieniędzy ani ambicji Adam się nie kształcił; po prostu zdał sobie sprawę, że uwielbia stolarkę i rzeźbienie. W pracy z drewnem jest coś cudownie organicznego – twierdzi – co daje poczucie spokoju i zadowolenia.

      Przez te wszystkie lata stworzył wspaniałą firmę. Bywa trudno pod względem finansowym, bo nie zawsze wiadomo, kiedy pojawią się pieniądze, a wykonanie mebla potrafi zająć całe tygodnie. Ale wyrobił sobie markę jako rzemieślnik i może dyktować ceny. Zamówienia przychodzą z całego świata – choćby w tym roku zrobił piękne rzeźbione biurka dla klientów z Norwegii, Japonii i Stanów. Każde jest unikatowe, a niektóre stanowią nie lada wyzwanie, jak w przypadku klienta, który zażyczył sobie komodę wysokości prawie dwóch metrów i szerokości metra, mającą w każdej szufladzie po kilka tajnych skrytek. Albo tego, który poprosił o drewniany powóz dla jednego ze swoich dzieci, z możliwością zaprzęgnięcia kucyka. To zamówienie pozwoliło opłacić większość kosztów związanych z pobytem Marnie w Hongkongu.

      Ja zaczęłam studiować prawo na uniwersytecie otwartym, gdy Marnie miała dziesięć lat. Dyplom uzyskałam po sześciu latach, a po następnych dwóch mogłam już praktykować, co nastąpiło w odpowiednim momencie, bo właśnie tego roku Marnie wyjechała na studia. Uwielbiam swoją pracę i dzięki niej nie musimy już tak bardzo martwić się o pieniądze. Adam za nic nie chciał, aby nasze dzieci zaciągały pożyczki na opłacenie studiów, co oznacza, że mamy co miesiąc duże wydatki. A także że pracuje przez sześć dni w tygodniu po wiele godzin. Mimo to nasza sytuacja finansowa tak się poprawiła od czasów, gdy się pobraliśmy, że czasami muszę się szczypać, aby w to uwierzyć.

      – O której przyjedzie Kirin? – pyta Josh, kończąc rozmowę z Adamem, chyba o jakimś pudle.

      Spoglądam na zegarek.

      – Lada chwila.

      – Nelson przysłał mi esemesa. Chciałby do nas wpaść – mówi Adam z pogodną nutą w głosie. – Chyba próbuje się wykręcić od opieki nad dzieciakami.

      – Nie jestem zdziwiona. Wie, że Kirin zabiera mnie dziś na lunch. – Rzucam mu rozbawione spojrzenie. – Mógłbyś podskoczyć i mu pomóc. Josh na pewno sam sobie poradzi.

      Adam krzywi się wymownie.

      – Nie, dzięki. Mam już za sobą okres niańczenia dzieci, teraz jego kolej.

      – Widzisz, tato? – odzywa się Josh. – Wczesne ojcostwo ma jednak swoje zalety.

      – Poza tym, że musisz zrezygnować z życia?

      Wiem, że to miał być żart, ale cała sztywnieję, gdy przez twarz Josha przechodzi cień, a z miny Adama wynika, że chciałby cofnąć to, co powiedział.

      – Mamo, lepiej idź po swoje rzeczy – zwraca się do mnie Josh. Przechodzi na drugą stronę kuchni i w ten sposób fizycznie dystansuje się od ojca.

      Biegnę СКАЧАТЬ