Dylemat. B.A. Paris
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dylemat - B.A. Paris страница 10

Название: Dylemat

Автор: B.A. Paris

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 978-83-8125-987-3

isbn:

СКАЧАТЬ urodzin, Mamo. Przykro mi, że na nich nie będę, ale myślami jestem z Tobą. Strasznie Cię kocham. Twoja Marnie. PS To ten bukiet, którego nie dostałaś”.

      Do oczu napływają mi łzy. Nie pamiętam, abym mówiła Marnie, że chciałam iść do ślubu z bukietem żółtych róż, ale musiałam to zrobić. Wtedy przypominam sobie naszą ostatnią rozmowę, tę, którą odbyłyśmy przed tygodniem, i robi mi się głupio.

      Adam wybrał się wtedy na drinka z Nelsonem, a ponieważ wiedziałam, że wróci późno, skorzystałam z okazji i do niej zadzwoniłam. Zaczekałam z tym do dziesiątej; w Hongkongu była dopiero szósta rano, ale nie przejmowałam się, że może jeszcze spać.

      – Mamo? – zapytała ze strachem, od razu przytomniejąc. – Czy wszystko w porządku?

      – Tak, tak, w porządku – zapewniłam ją czym prędzej. – Po prostu pomyślałam, że do ciebie zadzwonię.

      Usłyszałam, że czegoś szuka, może zegarka.

      – Dopiero szósta rano.

      – Tak, wiem, ale miałam ochotę na pogawędkę. I myślałam, że już wstałaś. Przepraszam.

      – Nic się nie stało. Dlaczego nie jesteś na wizji?

      – Och… sama nie wiem. Pewnie wybrałam nie tę opcję. Jak się masz?

      – Jestem zagoniona. Mam dużo nauki. Kiedy wrócę do domu, chyba będę spała przez miesiąc.

      – Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać.

      – Tak?

      – Bo nie bardzo rozumiem, dlaczego chcesz zrezygnować z tej podróży. – Przeszłam od razu do rzeczy, zaniepokojona, że Adam wcześniej wróci i przyłapie mnie na próbie przekonania córki, żeby przyjechała do domu dopiero pod koniec sierpnia, jak pierwotnie planowała.

      – Bo chcę zrobić to prawo jazdy. Przecież już wam tłumaczyłam!

      – Ale przecież nic cię nie goni. – Wiedziałam, że prawdziwy powód jej przyjazdu do domu nie ma nic wspólnego z egzaminem na prawo jazdy. – I tak nie stać cię teraz na motocykl.

      – Czy tak uważa tata?

      – Nie, ja tak uważam.

      – Myślałam, że się ucieszysz z mojego wcześniejszego powrotu – odparła, zacinając się.

      – Według mnie szkoda by było, żebyś nie zwiedziła całej Azji. I nie pojmuję, skąd ten pośpiech, żeby zdobyć coś, co nie będzie ci potrzebne jeszcze przez wiele lat.

      – Kupiłam już bilet na samolot, więc i tak jest za późno.

      – Zawsze możesz go wymienić.

      Nastąpiła cisza.

      – Nie chcesz, żebym przyjechała, mamo.

      – Oczywiście, że chcę! – odparłam pospiesznie.

      – Nie chodzi tylko o prawo jazdy. Mam jeszcze inne sprawy do załatwienia.

      – To znaczy jakie? – Z trudem mówiłam spokojnym głosem.

      – Inne i już. Przepraszam, mamo, ale jeśli zadzwoniłaś, aby wyperswadować mi powrót do domu pod koniec czerwca, to niepotrzebnie się trudziłaś. Chcę przyjechać i tyle.

      Ostry ton jej głosu powiedział mi, że pora się wycofać. Zresztą w takiej sytuacji i tak nie mogłabym odbyć z nią rozmowy, którą musiałam prędzej czy później przeprowadzić.

      – Rozumiem. I cieszę się, że cię zobaczę. – Przerwałam na chwilę, żeby wróciło porozumienie między nami. – Nie chciałam, abyś myślała, że musisz przyjechać i spędzić z nami lato… no wiesz, bo nie widzieliśmy się przez cały rok.

      – Nie czuję się zobowiązana do przyjazdu, tęsknię za domem. – Zaśmiała się. – Chyba jestem większą domatorką, niż mi się wydawało.

      Męczyłyśmy się jeszcze przez chwilę, ja pytałam, jakie ma plany na ten dzień, ona – jak idą przygotowania do mojego przyjęcia urodzinowego. Ale żadna z nas nie wkładała już w to serca; moje było przepełnione przeczuciem nadciągającej katastrofy, a jej – ciężkie od świadomości, że matka wbrew swoim zapewnieniom nie chce, aby przyjechała do domu.

      – Mam dla ciebie kartkę urodzinową – powiedziała ze smutkiem. – Wyślę ją dzisiaj. Może nie dojść na czas, ale trudno.

      – Będzie mi miło ją dostać, niezależnie od tego, kiedy dotrze – odparłam. A potem skończyłyśmy rozmowę.

      Może wtedy postanowiła wysłać mi kwiaty, na wypadek gdyby jej kartka przyszła z opóźnieniem, co jednak nie nastąpiło. W chwili gdy myślę z niepokojem, ile musiały ją kosztować te róże, dobiega mnie dźwięk gitary i widzę Josha. Stoi u podnóża schodów ze zmierzwionymi włosami, jeszcze nieprzygładzonymi wodą ani żelem. Gdy zaczyna grać Happy Birthday w wersji raperskiej, uświadamiam sobie, że to dzięki niemu i Adamowi, i wszystkim innym, którzy pomagali w organizacji mojego przyjęcia urodzinowego, wreszcie przestałam mieć wyrzuty sumienia i mogę cieszyć się tym dniem.

      – Dziękuję! – wołam, klaszcząc w dłonie. Gdy odstawia gitarę na schody, słychać stuknięcie drewna o drewno.

      – Więc jakie to uczucie mieć czterdzieści lat? – pyta po wejściu do kuchni i podnosi mnie.

      – Wspaniałe! – odpowiadam ze śmiechem. – Ale jutro pewnie straci urok nowości.

      Odstawia mnie z powrotem na podłogę i przygląda mi się uważnie.

      – Ładna sukienka.

      Wygładzam spódnicę swojej białej sukienki na ramiączkach.

      – Dzięki. Kupiłam ją specjalnie na dzisiejszy lunch z Kirin.

      Pochyla się, żeby pogłaskać Murphy’ego.

      – Jak się masz, stary? – mruczy. – Ty przynajmniej okazujesz radość na mój widok, nie tak jak Mimi. Nawet nie podeszła, żeby się przywitać. A w ogóle gdzie ona jest?

      – Śpi na naszym łóżku.

      – A tata?

      – W swoim biurze.

      Prostuje się.

      – Biurze? Daj spokój, mamo, możesz nazywać to szopą, jak on.

      Wzruszam ramionami i nalewam wody do czajnika. Napięcie między Adamem i Joshem przyprawia mnie o ból serca, a najbardziej ranią przytyki Josha pod adresem ojca – jego fryzury, tego, że wchodzi w średni wiek, pracuje w szopie. Adam zawsze bardzo się stara. Może zresztą o to właśnie chodzi – że stara się za bardzo.

      Josh ruchem głowy wskazuje stół.

СКАЧАТЬ