Dylemat. B.A. Paris
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dylemat - B.A. Paris страница 14

Название: Dylemat

Автор: B.A. Paris

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Триллеры

Серия:

isbn: 978-83-8125-987-3

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      To niewiarygodne, ile czasu zajmuje nam dwóm owinięcie pudła. Liv zrobiłaby to o wiele sprawniej, i to w pojedynkę.

      – Mam nadzieję, że ze stołami pójdzie łatwiej niż z tym – rzuca Josh. Rozgląda się. – Gdzie zamierzasz to wstawić?

      – Pod stół na tarasie. Ale będę musiał z tym zaczekać, aż ludzie z firmy cateringowej rozłożą obrusy, bo nie chcę, żeby mama coś zauważyła.

      – Wróci przed ich przyjazdem. – Zastanawia się przez chwilę. – Mam kilka tych zestawów imprezowych, z balonami, serpentynami i tak dalej, a w każdym jest też papierowy obrus. Możemy je posklejać i przykryć nimi stół.

      – Dobry pomysł – odpowiadam i uśmiecham się do niego.

      Idzie po nie i po sklejeniu rzeczywiście przykrywają stół aż do ziemi. Wsuwamy pod niego pudło.

      – Doskonale – stwierdzam z ulgą, że to mam z głowy. Brak drewnianej skrzyni nie wydaje się już tak dotkliwy. – A teraz stoły.

      Bierzemy spod ściany stoły na kozłach, dwanaście sztuk, cztery z nich stawiamy w namiocie, a pozostałe na trawniku.

      – Krzesła teraz czy później? – pyta Josh.

      – Możemy teraz.

      Ustawiamy przy każdym stole po dziesięć krzeseł i gotowe. Sprawdzam, która godzina: jest za dwadzieścia dwunasta, za wcześnie na piwo.

      Spoglądam na Josha.

      – Piwko?

      – Chyba zasłużyliśmy. Zostań, ja przyniosę.

      Chociaż mam bliżej do kuchni niż on, wiem, że nie ma co się sprzeciwiać. Josh, jeśli tylko może, nie pozwoli, żebym go w czymś wyręczył. Nie podoba mu się nawet to, że opłacam jego studia, i zapowiedział, że zwróci mi za nie co do pensa. Dlatego to, że zgodził się pojechać na ten staż, tyle dla mnie znaczy. Naprawdę byłem przygotowany, że odmówi, bo ja mu go załatwiłem.

      Wraca z dwiema butelkami piwa i Murphym. Siadamy na murku, żeby je wypić, a Murphy sadowi się u naszych stóp. Wtedy nagle pojawia się między nami to dziwne napięcie, więc usiłuję coś powiedzieć.

      – Wkrótce wyjedziesz do Nowego Jorku. Będę za tobą tęsknił – rzucam, zaskakując samego siebie, ponieważ nigdy dotąd nie powiedziałem mu nic równie serdecznego. Spodziewam się, że zareaguje odrzuceniem, ale ku mojemu zdziwieniu atmosfera się rozluźnia.

      – Naprawdę?

      – Tak, oczywiście.

      Powoli kiwa głową, jakby potrzebował czasu, żeby to przetrawić.

      – Pamiętasz, jak przed chwilą powiedziałeś, że niczego byś nie zmienił? To prawda?

      Powietrze wokół nas nieruchomieje, jakby wszyscy i wszystko, od ptaków na drzewach aż po sąsiadów strzygących trawniki, zdali sobie sprawę z powagi jego pytania i wstrzymali oddech, licząc, że skorzystam z tej jedynej w życiu okazji – bo nigdy nie byliśmy tego tacy bliscy i może już nie będziemy – aby naprawić stosunki między nami. Co się takiego stało – zachodzę w głowę – że Josh postanowił wyciągnąć do mnie rękę, jeśli tak mam to rozumieć? Czy przyczyną jest to, że niebawem wyjedzie do Stanów i być może nie będziemy się widzieli przez rok?

      Murphy podnosi łeb i patrzy na mnie z miną „Tylko znowu wszystkiego nie schrzań”. Przypominam sobie uwagę, którą Josh rzucił rano, o dobrych stronach wczesnego ojcostwa, i jego chmurny wyraz oczu, kiedy zbyłem ją żartem.

      – Nie – odpowiadam. – Nieprawda. Coś bym zmienił, gdybym tylko mógł.

      – Co takiego? Nie ożeniłbyś się z mamą? Oddałbyś mnie do adopcji? – Wyciąga przed siebie długie nogi i choć w jego głosie brzmi żartobliwa nuta, wiem, że pyta poważnie.

      Patrzę na niego z uwagą. Ma taki sam kolor włosów jak ja, zanim zacząłem siwieć, i podobne rysy twarzy, z lekko zakrzywionym nosem.

      – Nie, Josh – odpowiadam. – Nic z tych rzeczy.

      – Więc co?

      – Ożeniłbym się z twoją mamą, ale później, po studiach.

      – Mógłbyś na nich poznać inną dziewczynę. A mama w tym czasie mogłaby poznać innego chłopaka.

      Pociągam łyk piwa, bo często się nad tym zastanawiałem. Livia i ja znaliśmy się zaledwie kilka miesięcy i gdyby nie zaszła w ciążę, może w ogóle nie bylibyśmy razem. Na pewno nie figurowałem w jej długoterminowych planach, tak jak ona nie figurowała w moich, a to dlatego, że po prostu żadne z nas nie wybiegało myślą tak daleko. A jednak, po tych pierwszych trudnych latach, jesteśmy ze sobą szczęśliwi, bardzo szczęśliwi.

      – Hm, twoja mama jest kobietą mojego życia, więc i tak na pewno bylibyśmy parą.

      – Ale nie mielibyście mnie.

      – Oczywiście, że byśmy mieli.

      – Nie. Gdybyś ożenił się z mamą później, może urodziłby się wam syn, ale to nie byłbym ja. Jestem taki, jaki jestem, bo zostałem poczęty i przyszedłem na świat w tym, a nie innym czasie.

      To jedna z tych chwil, kiedy mam wrażenie, że widzę swoje lustrzane odbicie. Na twarzy ma wypisaną urazę, tak jak ja. Nawzajem ranimy się do krwi – uświadamiam sobie.

      Wracam pamięcią do dnia, w którym budował fort z klocków Lego i stale prosił mnie o pomoc, co zaczęło mnie złościć.

      – Tato, potrzebuję pomocy tylko przy tym ostatnim elemencie – powiedział po raz piąty. – Z całą resztą poradziłem sobie sam, tak jak mi mówiłeś.

      – To dla niego za trudne – powtarzała mi Marnie, kiedy go ignorowałem. – Jeszcze do tego nie dorósł.

      Josh jednak nie ustawał i zamiast go pochwalić, zburzyłem fort, bo straciłem panowanie nad sobą.

      – Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała Marnie niegramatycznie, patrząc z przerażeniem na rozsypane klocki.

      – To było… niechcący – skłamałem.

      Spojrzenie, które mi rzuciła, pełne niesmaku, przypomniało mi inne, tamto, którym witała mnie Livia, gdy w końcu, po całych dniach spędzanych w Bristolu z Nelsonem, wracałem do domu.

      – Nie, zrobiłeś to specjalnie, widziałam! Wyszedłeś z siebie i cię poniosło. – Wykonała zamaszysty ruch ręką. – Jesteś okropny, już cię nie lubię! – Odwróciła się ode mnie i podeszła do Josha. – Nie płacz – powiedziała do niego, wyciągnęła ręce i objęła go w pasie. – Pomogę ci zbudować go od nowa.

      Zbliżyłem się, przykucnąłem obok niego, przeprosiłem go i zaproponowałem, że odbuduję z nim fort. Ale on nie zwracał na mnie uwagi.

      – СКАЧАТЬ