Название: Żydzi
Автор: Piotr Zychowicz
Издательство: PDW
Жанр: Историческая литература
Серия: Historia
isbn: 9788380627246
isbn:
Dlaczego ŻZW zdecydował się podjąć walkę w Warszawie?
Oni stali przed trudnym dylematem. Mogli albo bić się w getcie, albo wyjść do lasu, do partyzantki. W lesie warunki byłyby trudne, ale istniała spora szansa na przeżycie. W getcie takiej szansy raczej nie było. Mimo to zdecydowali się walczyć w Warszawie. Chcieli się zapisać w historii, zrobić coś spektakularnego w proteście przeciwko temu, co Niemcy wyrabiają z żydowską ludnością cywilną. Żołnierze ŻZW wiedzieli, że nie mają najmniejszych szans na zwycięstwo, uznali jednak, że samo stawienie oporu będzie zwycięstwem moralnym.
No cóż, to bardzo polskie podejście…
To prawda. Polacy mają bardzo mocno wyrobione poczucie honoru. Przejęli to od nich młodzi, zapatrzeni w Piłsudskiego syjoniści rewizjoniści. Ich beznadziejna walka w getcie odgrywała i wciąż odgrywa olbrzymią rolę w żydowskiej tożsamości. Pokazuje bowiem, że Żydzi wcale nie szli dobrowolnie na rzeź, że podjęli walkę z oprawcami. To jest dzisiaj dla nas, Izraelczyków, wielki powód do dumy. Swoją drogą powstanie w getcie warszawskim było pierwszym powstaniem w okupowanej przez Niemców Europie.
Dlaczego doszło do niego akurat tutaj?
Bo tu było największe getto. Przed wojną Warszawa była największym skupiskiem Żydów na świecie, po Nowym Jorku. Blisko 400 tysięcy ludzi! Niemcy zgromadzili później w getcie jeszcze więcej Żydów, bo prawie pół miliona. To w Warszawie działały wszystkie najważniejsze organizacje młodzieżowe, tu były warunki do pracy konspiracyjnej. Warszawa po obu stronach muru była głęboko zanurzona w robocie podziemnej.
W innych polskich miastach chyba także istniało silne żydowskie podziemie?
Na przykład w Wilnie, gdzie jednak nie doszło do powstania i żołnierze wyszli do lasu. Obawiali się bowiem, że ludność getta w razie zbrojnego wystąpienia przeciwko Niemcom nie udzieli im wsparcia. Oczywiście ze strachu przed zbiorowymi represjami. A proszę pamiętać, że Niemcy obiecywali wówczas, że ci Żydzi, którzy pracują na potrzeby ich gospodarki wojennej, zostaną oszczędzeni. Ludzie łapali się tej nadziei jak tonący brzytwy. Dopiero gdy machina Zagłady działała już pełną parą, zrozumieli, że wszyscy są skazani na śmierć. Nie przypadkiem do powstania w getcie warszawskim doszło tak późno, gdy blisko 300 tysięcy Żydów już wywieziono do Treblinki. Wtedy bowiem umarła ostatnia nadzieja i młodzi bojownicy ŻZW i ŻOB mogli wystąpić z bronią bez obawy, że spotka się to z wrogą reakcją cywilów.
Jak zachowywał się ŻZW wobec żydowskiej policji?
Pierwsze działania, jakie podjęła ta organizacja w getcie – podobnie było zresztą z ŻOB – wymierzone były w policję. Przeprowadziła całą serię zamachów na jej funkcjonariuszy i innych Żydów, którzy kolaborowali z Niemcami. Jeszcze na długo przed powstaniem dokonano zamachu na komendanta policji Józefa Szeryńskiego, przedwojennego oficera polskiej policji, który nawrócił się na katolicyzm. Dla Niemców nie miało to jednak większego znaczenia i zamknęli go w getcie razem z innymi Żydami. Bojownicy podziemia strzelali do Szeryńskiego, został jednak tylko ranny i przeżył. W tych akcjach chodziło o to, by pokazać ludności, że władza w getcie przechodzi z rąk Judenratu i policji w ręce żydowskiego podziemia.
Pańska książka Flagi nad gettem została wydana w Izraelu w 2009 roku. Z jakim spotkała się odzewem?
Przede wszystkim wywołała wielkie zaskoczenie. Wielu ludzi pytało ze zdumieniem: Dlaczego nic mi o tym nie mówiono?! Wydawałoby się, że o takim ważnym wydarzeniu jak powstanie w getcie powiedziano już wszystko. Po publikacji mojej książki wybuchła w Izraelu wielka debata publiczna. Pierwsze efekty już widać. Minister edukacji wydał niedawno instrukcję, by umieścić informacje o ŻZW w szkolnych podręcznikach. O związku i jego heroicznej walce coraz więcej pisze się w prasie i mówi w telewizji. Epopeja polskich prawicowych Żydów, którzy siedemdziesiąt lat temu na ulicach Warszawy rzucili wyzwanie Trzeciej Rzeszy, powoli przebija się do masowej świadomości Izraelczyków. Mam nadzieję, że podobnie będzie w Polsce. Dzieje ŻZW są bowiem nie tylko chwalebną kartą historii Żydów, ale także historii Polski.
Jest jeszcze jedna rzecz, o którą chciałbym pana zapytać. W 2009 roku był pan specjalnym wysłannikiem Izraela na pogrzeb Marka Edelmana. Dlaczego państwo żydowskie przypomniało sobie o Edelmanie dopiero po jego śmierci?
Bez przesady, w Izraelu żyli i wciąż żyją ludzie, którzy wraz z nim walczyli podczas powstania w getcie warszawskim w 1943 roku. Weterani ci utrzymywali z nim kontakt do końca i uważali go za towarzysza broni. Woleliby pewnie, żeby po wojnie – tak jak oni – przyjechał do Izraela, ale szanowali jego decyzję o pozostaniu w Polsce.
Mówi pan o znajomych Marka Edelmana. Ale co z władzami? Co z instytutem Yad Vashem? Dlaczego nie zapraszano go do Izraela, dlaczego nie urządzano spotkań Edelmana z młodzieżą?
Nie mogę wypowiadać się w imieniu innych rządów, ale obecny gabinet premiera Binjamina Netanjahu – który reprezentuję dziś w Warszawie – uważa Marka Edelmana za wielkiego bohatera narodu żydowskiego. Nastawienie do tej postaci w Izraelu się zmienia. Jestem przekonany, że Marek Edelman znajdzie się w panteonie naszych bohaterów. Czyli tam, gdzie jest jego miejsce.
A jakie było nastawienie wobec Marka Edelmana dotychczas?
Niestety, muszę przyznać, że Marek Edelman nie był w Izraelu szczególnie popularny. Był to skutek jego, często bardzo ostrej, krytyki działań państwa żydowskiego na Bliskim Wschodzie. Znam tę sprawę bardzo dobrze. Kilka lat temu próbowałem bowiem namówić czołowe izraelskie uniwersytety do przyznania mu honorowego doktoratu. Wskazywałem, że Edelman dostał wiele odznaczeń od Polski, a nawet od Francji, ale wciąż nie docenił go jego własny naród, który przecież tyle mu zawdzięcza. Moje działania, niestety, zakończyły się fiaskiem. Na moje argumenty odpowiadano: „Nie będziemy honorować osoby, która oczernia naszą ojczyznę”.
Dlaczego Edelman nie lubił Izraela?
On był lewicowcem z krwi i kości i jako taki zawsze był po stronie słabszych. Sam był kiedyś słabym, który prowadził podziemną walkę z silniejszymi. I to o wiele silniejszymi. Powstanie w getcie warszawskim było przecież z góry skazane na porażkę. Właśnie dlatego Edelman instynktownie sprzyjał Palestyńczykom. Ale myślę, że istota sporu pomiędzy Edelmanem a Izraelczykami leżała gdzie indziej. Edelman był ostatnim bundystą. Na zawsze pozostał wierny ideologii Bundu, największej w przedwojennej Polsce żydowskiej partii. I dlatego nie mógł zaakceptować Izraela.
Dlaczego? Na czym polegała ta ideologia?
Bund uważał, że Żydzi powinni pozostać w Polsce. Że to tutaj, a nie na Bliskim Wschodzie, jest ich miejsce i prawdziwa ojczyzna. Sprzeciwiał się emigracji do Palestyny i zaciekle zwalczał ruch syjonistyczny. Właśnie takimi kategoriami myślał Edelman. Dla niego domem była Polska, a nie jakiś odległy Izrael, w którym nie czuł się dobrze. „Żydowskie państwo?” – pytał. – „Jak to może być żydowskie państwo, skoro tu się nie mówi w jidysz?”
A w jakim języku rozmawiał pan z Markiem Edelmanem?
Właśnie w jidysz. Nigdy nie zapomnę spotkania z nim w mieszkaniu jego przyjaciół w Warszawie kilka lat temu. Piliśmy koniak, który mu przywiozłem z Izraela, i długo СКАЧАТЬ