Pierwsza Spowiedniczka. Terry Goodkind
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pierwsza Spowiedniczka - Terry Goodkind страница 8

Название: Pierwsza Spowiedniczka

Автор: Terry Goodkind

Издательство: PDW

Жанр: Героическая фантастика

Серия: Fantasy

isbn: 9788378183488

isbn:

СКАЧАТЬ ludzi poświęciło życie, żeby inni mogli je zachować. Czynili to z miłości do innych. Wiedziała, że Baraccus oddałby życie wyłącznie z tak ważnej przyczyny. Jak mogłaby się na niego złościć za takie poświęcenie? Nie, nie potrafiła czuć gniewu.

      Czuła jedynie przytłaczający smutek.

      Magda zacisnęła dłonie na szorstkim kamieniu po obu stronach otworu. Słońce zachodziło, lecz kamień wciąż był ciepły. Otwór był dość szeroki dla kogoś jej rozmiarów, więc będzie się mogła odepchnąć.

      Przed nią unosił się na prądzie wstępującym kruk; lśniące czarne pióra stroszył wiatr, czarne oczy obserwowały, jak Magda przygotowuje się do skoku.

      Ugięła kolana, żeby wybić się poza ukos muru. Oszołomiona, miała uczucie, że tylko się sobie przygląda. Szepty ponaglały.

      Serce jej waliło. Wzięła głęboki wdech, jeszcze bardziej ugięła kolana i zaczęła się kołysać, za każdym razem mocniej, prostowała się i przykucała, prostowała i przykucała, w przód i w tył, coraz dalej poza krawędź muru, coraz bliżej upadku, który zakończy jej udrękę – nabierała sił do ostatniego odepchnięcia.

      W chwili narastającego zwątpienia usłyszała wewnętrzny głos szepczący, żeby się nie zastanawiała, tylko po prostu to zrobiła.

      Wychylając się poza mur w ostatnim łuku przed skokiem, uświadomiła sobie w jednej krystalicznie jasnej chwili potworność tego, do czego się szykowała.

      Zamierzała zakończyć życie, zakończyć je na zawsze, na wszystkie czasy. Zniknie to, kim była.

      Głos stał się bardziej natarczywy, nakazywał, żeby nie myślała, żeby raz na zawsze zakończyła swoje cierpienie.

      Dotarło do niej, jak dziwnie to brzmiało. Jak mogłaby nie myśleć? Myślenie nieodzownie towarzyszy każdej ważnej decyzji.

      W lodowatym błysku zrozumienia – na przekór szeptom – uświadomiła sobie, jaki straszny błąd popełnia.

      Było tak, jakby od wiadomości o śmierci męża niosła ją potężna fala emocji, ponaglał wewnętrzny głos – nakłaniając do jedynego czynu, który mógłby zakończyć udrękę. Dopiero teraz sobie uświadomiła, że tego nie przemyślała, że po prostu pozwoliła się doprowadzić do tego miejsca, w którym teraz stoi.

      Nie poświęcała się z miłości. Nie oddawała życia za coś, w co wierzyła, nie ofiarowywała go za coś cennego, jak to zrobił – o czym wiedziała – Baraccus. Wyrzekała się go na darmo. Po prostu poddawała się słabości.

      Bezmyślnie odrzucała wszystko, w co wierzyła, wszystko, o co walczyła. Ileż to razy stawała przed radą, żeby przemawiać w imieniu tych, którzy sami nie mogli mówić za siebie? Ileż to razy podkreślała wartość ich życia, wartość każdego życia?

      Czyż jej życie nie jest równie ważne? Czyż należy je tak nierozsądnie i niemądrze odrzucać? Czyż nie powinna walczyć o swoje prawo do życia, tak jak walczyła o prawa innych?

      Przypomniała sobie, jak mówiła Tilly, że każde życie jest bezcenne. To jest jej jedyne życie i – pomimo przytłaczającej udręki – jest dla niej bezcenne. Przygnębiona i pełna żałości przestała to dostrzegać.

      Uświadomiła też sobie – jakby wydobywając się z mgły – że działo się coś, co nie miało sensu. Że za wszystkim, co się stało, kryło się więcej, niż dostrzegała. Dlaczego Baraccus się zabił? Co nim kierowało? Kogo chronił? Za co oddał życie?

      Nagle pożałowała, że chciała się zabić, że stoi na tym murze. Wydawało się jej teraz, że dotarła tutaj w jakimś oszołomieniu.

      Choć ogromnie cierpiała, chciała żyć.

      Lecz już poruszała się za szybko, żeby się zatrzymać, już leciała w pustkę.

      ROZDZIAŁ 7

      Magda rozpaczliwie wczepiła się palcami w kamień po bokach otworu, lecz to nie wystarczyło, żeby wyhamować impet. Wysuwała się przez otwór w blankach muru ku przerażającej przepaści, powstrzymując krzyk.

      Kiedy się zsuwała z krawędzi, uderzył ją potężny podmuch wichru wiejącego w górę skalnej ściany – to trochę zrównoważyło jej ciężar, pomogło mocno stanąć na nogach. To popchnięcie przez wicher było akurat tym, czego potrzebowała, żeby nie wypaść poza krawędź muru.

      Zaczęła się zsuwać ku Wieży, lewa dłoń puściła mur i Magda młóciła ramieniem, starając się zachować równowagę. Złapała się ściany po prawej i trafiła na spoinę kamiennych brył. Dzięki temu uchwyciła się na tyle mocno, że odzyskała równowagę i nie poleciała do tyłu. W końcu stanęła pewnie na nogach i głęboko westchnęła, wystraszona. Wiedziała, że chwilę potrwa, zanim jej serce się uspokoi.

      Nagle miała jaśniejszy umysł niż przez cały dzień.

      Żyła. Chciała żyć. Znienacka miała tysiące pytań i chciała odpowiedzi. Wczepiła się w kamień, żeby przypadkiem nie spaść – teraz już wiedziała, że nie chce się rzucić z muru.

      I wtedy palcami wyczuła coś w spoinie pomiędzy kamiennymi blokami.

      To nie było szorstkie jak kamień. Raczej gładkie.

      Magda zmarszczyła brwi, patrząc w gasnącym świetle na spoinę pomiędzy masywnymi granitowymi blokami. Między ciemnymi, cętkowanymi głazami tkwiła złożona kartka.

      Nie mogła pojąć, co tutaj robi ta kartka. To nie miało sensu. Kto wtykałby papier w spoinę na krawędzi muru? I po co?

      Pochyliła się, żeby lepiej widzieć. Papier najwyraźniej mocno wepchnięto w spoinę. Ledwo mogła go chwycić czubkami palców. Starając się go nie podrzeć, ostrożnie poruszała zwiniętym papierem, żeby go obluzować.

      Wreszcie udało się jej wyjąć kartkę.

      Uważając, żeby podmuch wiatru nie wyrwał jej kartki, zeszła z muru na pusty rampart i rozwinęła ją.

      Coś było na niej napisane. Natychmiast rozpoznała pismo męża. Drżącymi palcami uniosła kartkę do oczu, żeby łatwiej przeczytać w gasnącym świetle dnia.

      Mój czas przeminął, Magdo. Twój nie. Twoje przeznaczenie jest gdzie indziej, nie tutaj. Przeznaczone ci odnaleźć prawdę. Będzie to trudne, lecz miej odwagę przyjąć to powołanie.

      Spójrz na wzniesienie w leżącej w dole kotlinie, tuż za miastem, po lewej. Na tym wzniesieniu pewnego dnia stanie pałac. Tam jest twoje przeznaczenie, nie tutaj.

      Wiedz, że wierzę w ciebie. Wiedz również, że zawsze będę cię kochać. Jesteś niezwykłym wspaniałym kwiatem, Magdo. Bądź teraz silna, strzeż swego umysłu i przeżyj życie, które może być wyłącznie twoje.

      Magda zamrugała, strząsając łzy z rzęs, i jeszcze raz cicho przeczytała. W wyobraźni słyszała głos męża wypowiadającego te słowa.

      Uniosła СКАЧАТЬ