Pierwsza Spowiedniczka. Terry Goodkind
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pierwsza Spowiedniczka - Terry Goodkind страница 3

Название: Pierwsza Spowiedniczka

Автор: Terry Goodkind

Издательство: PDW

Жанр: Героическая фантастика

Серия: Fantasy

isbn: 9788378183488

isbn:

СКАЧАТЬ do jej męża. Przez chwilę trzymała dłonie tam, gdzie sam kładł ręce, kiedy czasem pracował przy stole do późna, w nocnej ciszy, wykonując rozmaite przedmioty – na przykład ten niezwykły amulet, który zrobił, kiedy zaczęła się wojna.

      Kiedy spytała, czemu ma on służyć, odparł, że to nieustające przypomnienie o jego powołaniu, talencie, obowiązku i racji istnienia. Że obrazuje najważniejsze zadanie czarodzieja wojny – zabić napastnika, wybić wrogów do nogi. Czerwony kamień umieszczony pośrodku skomplikowanych linii symbolizował krew wroga.

      Powiedział, że amulet obrazuje taniec ze śmiercią.

      Od tej pory zawsze go nosił, lecz zostawił w enklawie Pierwszego Czarodzieja – razem z czarno-złotym strojem, uniformem czarodzieja wojny i jego zbroją – zanim wszedł na mury Wieży i runął w głęboką na kilka tysięcy stóp przepaść, w śmierć.

      Magda odrzuciła w tył pasmo długich, kasztanowych włosów i odwróciła się ku przemierzającym pokój siedmiu mężczyznom. Rozpoznała znajome twarze sześciu członków rady. Teraz pozbawione wyrazu, kamienne. Podejrzewała, że w ten sposób maskują tę odrobinę wstydu, jaki czuli, przychodząc tutaj w takim celu.

      Wiedziała oczywiście, że się zjawią, lecz nie spodziewała się, że tak szybko. Sądziła, że łaskawie podarują jej nieco więcej czasu.

      Był z nimi ktoś jeszcze, z twarzą ocienioną kapturem luźnego brązowego habitu. Kiedy się zbliżyli, weszli w słaby poblask przesączający się przez zamknięte okiennice, a siódmy mężczyzna odrzucił kaptur na przygarbione ramiona.

      Wlepiał w nią czarne oczy, niczym sęp wpatrujący się nieruchomym wzrokiem w cierpiące zwierzę. Mężczyźni często na nią patrzyli, lecz nigdy w taki sposób.

      Miał krótką, szeroką jak u byka szyję. Czubek głowy porastały krótko ostrzyżone, szorstkie, czarne włosy. Tak wysoka linia włosów dodatkowo poszerzała czoło i szczyt czaszki. Dół twarzy ocieniała szczecina zarostu. Bruzdy i zmarszczki w większości zbiegały się ku środkowi, przez co twarz wydawała się wynędzniała i skurczona. Grubo ciosane rysy były twarde i wyraziste, jakby wszystko w nim było równie bezlitosne jak jego reputacja.

      Właściwie nie był brzydki, po prostu dziwnie wyglądał. Dzięki tej swojej twarzy wydawał się władczy i zasadniczy.

      Bez wątpienia był to Naczelny Prokurator, Lothain, we własnej osobie, człowiek o wielkiej władzy i dorównującej jej renomie. Charakterystyczne rysy twarzy i czarne oczy sprawiały, że nie można go było zapomnieć. Magda nie wiedziała, po co taki człowiek towarzyszy członkom rady wypełniającym smutną misję. Niegodną jego cennego czasu.

      Ponura mina Lothaina, przyklejona do pomarszczonej twarzy, najwyraźniej nie zwiastowała ani odrobinki litości, jak to było w przypadku pozostałych. Magda nie sądziła, by potrafił on odczuwać niepokój, a tym bardziej wstyd, a już na pewno nie litość. Twarde rysy świadczyły o tym, że wykonuje on swoją pracę z żelazną, nieugiętą determinacją.

      Niecały miesiąc wcześniej wszyscy osłupieli, kiedy Lothain oskarżył o zdradę całą grupę Świątyni, ludzi, którzy pod przewodem Naczelnej Rady zgromadzili w Świątyni Wichrów niebezpieczne magiczne przedmioty i na czas wojny, dla bezpieczeństwa, przenieśli je w zaświaty. Proces był sensacją. Lothain ujawnił, że dalece wykroczyli poza swoją misję i nie tylko zamknęli w Świątyni więcej, niż powinni, ale też niemal uniemożliwili odzyskanie tego.

      Niektórzy na swoją obronę oznajmili, że uwierzyli imperatorowi Starego Świata chcącego ocalić ludzkość od tyranii magii.

      Wyroki skazujące zaświadczyły, że Lothain jest równie ostry jak topory, które ścięły stu czarodziejów z grupy Świątyni.

      Lothain, odważnie próbując naprawić szkodę wyrządzoną przez zdrajców, osobiście udał się poza zasłonę, w zaświaty, do Świątyni Wichrów. Wszyscy się o niego bali. Obawiali się, że stracą osobę o takiej mocy i takich talentach.

      Ku ich uldze Lothain wrócił z wyprawy żywy, choć wstrząśnięty. Niestety, szkody wyrządzone przez grupę Świątyni okazały się poważniejsze, niż podejrzewał, i nie udało mu się dostać do środka, więc wrócił, nie naprawiwszy szkód spowodowanych przez zdrajców, których skazał.

      Lothain podszedł do Magdy i gestem podkreślił wagę swoich słów.

      – Lady Searus, zechciej przyjąć moje kondolencje w związku z przedwczesną i tragiczną śmiercią męża.

      – Był wielkim człowiekiem – dodał jeden z członków rady.

      I cofnął się, bo Lothain łypnął na niego z ukosa.

      – Dziękuję, prokuratorze Lothainie. – Popatrzyła na tego z rady, który się odezwał. – Mój mąż istotnie był wielkim człowiekiem.

      Lothain uniósł ciemną brew.

      – I czemuż, twoim zdaniem, tak wielki człowiek, kochany przez lud i ponętną młodą żonę, miałby się rzucić z murów Wieży Czarodzieja i roztrzaskać na skałach kilka tysięcy stóp niżej?

      Magda zapanowała nad głosem i odpowiedziała zgodnie z prawdą:

      – Nie wiem, prokuratorze. Wysłał mnie tamtego dnia w pewnej sprawie. Kiedy wróciłam, nie żył.

      – Istotnie – rzekł przeciągle Lothain, dotykając brody i w zamyśleniu patrząc w dal. – Twierdzisz więc, że podejrzewasz, iż nie chciał, żebyś tu była i widziała straszliwe skutki jego upadku?

      Magda przełknęła ślinę. Nie potrafiła sobie tego nie wyobrażać tysiące razy. Kiedy wróciła, był już zamknięty w trumnie.

      Tamtego ranka, parę godzin po tym, jak się dowiedziała o śmierci męża, rzeźbioną klonową trumnę z jego szczątkami ustawiono na pogrzebowym stosie na ramparcie przy enklawie Pierwszego Czarodzieja. Trumnę zamknięto, więc nie mogła ostatni raz zobaczyć twarzy męża. Nie poprosiła, żeby otwarto trumnę. Wiedziała, dlaczego była zamknięta.

      Stos płonął przez większość dnia, a setki milczących ludzi z powagą obserwowały, jak płomienie trawią ciało ich ukochanego przywódcy, a dla wielu z nich ostatnią nadzieję.

      Magda, zamiast odpowiedzieć na tak brutalne pytanie, zmieniła temat.

      – Czy wolno mi spytać, jaka jest twoja rola, prokuratorze Lothainie?

      – Będę zadawać pytania, jeśli nie masz nic przeciwko temu, lady Searus.

      Zaskoczyło ją to.

      Widząc jej zdumioną minę, uśmiechnął się nieszczerze.

      – Nie zamierzam zakłócać twojej żałoby, lecz sama rozumiesz, że skoro wojna zagraża naszemu istnieniu, są pewne niecierpiące zwłoki sprawy, ważne dla nas wszystkich, o które muszę zapytać. Tylko o to mi chodzi.

      Magda nie była w nastroju do odpowiadania na pytania. Miała własną, pilną sprawę. Lecz na tyle dobrze znała tego człowieka, żeby wiedzieć, iż nie zostawi jej w spokoju.

СКАЧАТЬ