Pierwsza Spowiedniczka. Terry Goodkind
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pierwsza Spowiedniczka - Terry Goodkind страница 26

Название: Pierwsza Spowiedniczka

Автор: Terry Goodkind

Издательство: PDW

Жанр: Героическая фантастика

Серия: Fantasy

isbn: 9788378183488

isbn:

СКАЧАТЬ po ich wyjściu mówił jej, jak się nazywają i o czym rozmawiali. Niekiedy opowiadał jej o ludziach, z którymi spotykał się w niższych sektorach Wieży. Imię „Merritt” brzmiało znajomo, chociaż nie mogła dopasować do niego żadnej twarzy. Może nigdy nie widziała tego czarodzieja, a tylko słyszała, jak Baraccus o nim mówi.

      Magda wolałaby nie wracać na niższe poziomy Wieży. W najlepszym razie było to miejsce działające na nerwy, pomijając nawet pewne sprawy, o których słyszała od Baraccusa, a teraz – po ostrzeżeniach Tilly – jeszcze bardziej odstręczające. Ale nie miała pojęcia, co innego mogłaby zrobić. Skończyły się jej pomysły, a musiała znaleźć odpowiedzi.

      Całe tygodnie po wyjeździe lorda Rahla dyskretnie zasięgała języka, ale nic to nie dało. Rozmawiała ze wszystkimi znanymi sobie czarodziejami i czarodziejkami, a przynajmniej z tymi, do których mogła swobodnie zagadać. Większość była jej przychylna, lecz nikt z nich nie wiedział o niczym, co by się mogło przydać.

      Magda wiedziała, że Baraccus rzadko się zwierzał innym, nawet tym mającym dar; chyba że chodziło o konkretne sprawy, o których powinni wiedzieć. Jej dociekania tylko to potwierdziły. Inni znali jedynie drobne fragmenty całości. Trochę się zdziwiła, uświadamiając sobie, że o wiele więcej niż inni wie o Baraccusie i jego sprawach, więcej nawet niż ludzie, z którymi pracował.

      Dzięki Baraccusowi więcej niż ktokolwiek z nich wiedziała o wojnie, o skomplikowanych sojuszach i tajnych działaniach, choć może nie znała szczegółów. Chociaż inni dostrzegali pewne szczegóły, to ona w wielu przypadkach widziała całościowy obraz tego, nad czym pracował Baraccus. Lepiej znała związki pomiędzy różnymi fragmentami.

      Podobnie było nawet z lordem Rahlem, człowiekiem, któremu Baraccus najbardziej ufał, lecz także nie powierzał mu wszystkiego. I chociaż Alric Rahl znał wiele szczegółów dotyczących Nawiedzających Sny, mniej niż Magda wiedział o całej tej sprawie.

      Jej mąż pilnie strzegł swoich tajemnic, nie mówił o swojej działalności ani o przyczynach tego, co robił. Często powtarzał, że zachowywanie takiej wiedzy dla siebie to kwestia przetrwania.

      Chociaż Magda dużo wiedziała, i tak słabo się orientowała w rozmaitych aspektach jego działalności. I nadal nie wiedziała, dlaczego się zabił.

      Wielu spośród tych, z którymi rozmawiała, wolało ją wypytywać, niż mówić o Baraccusie. Chcieli się dowiedzieć o Nawiedzających Sny i czy prawdą jest to, co opowiadają ludzie, którzy byli na sesji rady, kiedy się tam zjawiła, cała zakrwawiona. Kiedy Magda potwierdziła, pytali o modły, które się wypowiada, żeby chronić umysł. Udzieliła rady każdemu, kto o nią prosił. Niektórzy słuchali z otwartym umysłem i byli wdzięczni, innych nie interesowała więź z Alrikiem Rahlem.

      Dowiedziała się, że kilku mających dar już się spotkało z lordem Rahlem i przystało na więź z nim.

      Początkowo, po wyjeździe lorda Rahla, Magda się martwiła, czy więź nadal działa. Ku swojemu zdziwieniu przekonała się, że wciąż go wyczuwa. Było to bardzo dziwne uczucie, lecz dzięki tej więzi wiedziała, jak daleko jest lord i w jakim kierunku zmierza. Ta łączność dodawała jej otuchy i pewności, że jest chroniona przed Nawiedzającymi Sny.

      Lato się kończyło, tajemnice skryte za śmiercią Baraccusa wciąż nie dawały jej spokoju i Magdzie pozostawało jedynie pójść za podszeptem Tilly. Nie bardzo jej się to podobało, zwłaszcza przy nowych zagrożeniach w Wieży, ale w swoim poszukiwaniu odpowiedzi zabrnęła w ślepy zaułek. No a poza tym podświadomie się obawiała, że straci szansę, jeśli Nawiedzający Sny ją uprzedzi i zawładnie kobietą.

      Pomimo jej obaw Tilly zdawała się rozumieć, że Magda musi się dowiedzieć, dlaczego Baraccus się zabił. Uważała, że spotkanie z tą kobietą przynajmniej pomoże Magdzie odzyskać spokój. Lecz Magda szukała nie tylko spokoju. Pragnęła odpowiedzi.

      Korytarz wreszcie doprowadził je do ogromnego, wąskiego pomieszczenia przypominającego olbrzymią szczelinę w trzewiach góry. Bloki drobnoziarnistego granitu tworzyły strzelające w górę ściany. Pomieszczenie miało pewnie dwanaście pięter wysokości, ale szerokością ledwie dorównywało korytarzom w Wieży, w których kupcy czasem sprzedawali swoje towary z niewielkich wózków lub budek.

      Wąski korytarz był taki długi, że Magda nie widziała twarzy ludzi znajdujących się na jego końcu. Czasami nie mogła się nawet zorientować, jakiej są płci. Dostrzegała jedynie barwy szat informujące o randze i funkcji.

      Trochę jej ulżyło, że znowu widzi ludzi, że nie jest sama w ciemnych czeluściach. Krzyki, które usłyszała, i wieść, że ktoś właśnie umarł, na nowo roznieciły ból po stracie męża.

      Tuż u szczytu jednej z długich ścian widać było nocne niebo. Uwijały się tam nietoperze, łowiąc owady.

      Zza rogu wyglądał kocur; wielkie zielone ślepia obserwowały nietoperze. Najwyraźniej był głodny. Magdzie żal się zrobiło wychudłego czarnego kota i wyjęła z sakiewki u pasa zawiniątko z kawałkami kurczaka. Odwinęła posiłek, który ze sobą zabrała, i rzuciła kawałeczek mięsa głodnemu kotu. Podała Tilly pasek mięsa, sobie też wzięła, a resztę zawinęła i schowała do sakiewki. Kot skoczył i pochłonął nieoczekiwany kąsek, a one ruszyły w dalszą drogę, pogryzając kurczaka.

      Magda kilka razy była w tym olbrzymim pomieszczeniu, choć docierała tu przyjemniejszą drogą, toteż wiedziała, że to centralne przejście prowadzące do wielu ważnych sektorów w dole Wieży. Kiedy przyszła tu pierwszy raz, Baraccus jej powiedział, że szczeliny u szczytu jednej ze ścian służą jako szyb wentylacyjny, zasysając powietrze z dolnych partii Wieży i nawiewając świeże.

      Czasem przez te szczeliny wlatywały do Wieży ptaki. Dość często znajdowano w korytarzach ptaszka, który się zgubił. Niekiedy wilgowrony trafiały aż do pokoi jadalnych i skakały po podłodze, szukając okruchów, albo bezczelnie podkradały jedzenie wprost z talerzy.

      Magda zauważyła kilka wróbli, które na pewno się tu dostały przez szczeliny, nocujących na wspornikach u szczytu ściany. Wypatrzyła nawet kruka siedzącego na belce – pióra nastroszone, czarne ślepia obserwujące ludzi w dole.

      Na zewnątrz było cieplej niż w środku, więc tej nocy otwory wentylacyjne działały w ten sposób, że wpuszczały do korytarza parne powietrze, przez co było dość duszno. Na różnych wysokościach unosiła się tu mgiełka dymu docierającego z rozmaitych warsztatów.

      Do ściany po prawej stronie przywierały kamienne schody prowadzące na długie, wąskie galeryjki z szeroko rozmieszczonymi przejściami. Niektóre były zamknięte drzwiami, lecz większość prowadziła do różnych sektorów.

      Wielu ludzi bardzo się spieszyło, ale Magda była przyzwyczajona do tego, że mieszkańcy Wieży prawie zawsze się spieszą. Była to ogromna budowla, toteż przejście z jednej części do drugiej często trwało całe godziny. W pewnych przypadkach mogło zabrać większość dnia – przedłużało się z rozmaitych powodów, jak na przykład pogaduszki po drodze. Pewnie dlatego Tilly wolała prawie puste boczne korytarze.

      Kiedy Tilly zauważyła, że Magda wpatruje się w bezładnie ustawione pod jedną ze ścian wózki załadowane zakrwawionymi bandażami, pochyliła się ku niej i szepnęła:

      – Tu СКАЧАТЬ