Zniknąć. Petra Soukupova
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zniknąć - Petra Soukupova страница 9

Название: Zniknąć

Автор: Petra Soukupova

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-941695-8-9

isbn:

СКАЧАТЬ w to uwierzyć. Gdybym był mniejszy, tobym to sobie wypłakał. Teraz mogę się najwyżej wkurwić. No i teraz mam z kolei wrażenie, że najszczęśliwszy na świecie jest mój brat.

      Jedziemy pociągiem do domu, nie odzywam się do nikogo, mama próbuje mnie udobruchać. Mogę jeździć do babci co tydzień, jeśli chcę. Nie udaje jej się.

      I to są ostatnie miłe święta, które razem przeżyliśmy. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie. A myślę, że jeśli chodzi o resztę rodziny, czują to samo, tyle że sto razy gorzej.

      Na wiosnę jeżdżę do babci i oglądam różne rzeczy przez lornetkę. Drzewa nie mają liści i wszystko fajnie widać. Babcia się cieszy, że u  niej jestem, i  gotuje mi tylko jedzenie, które lubię. Codziennie mogę jeść rurki z kremem. Mama załatwia nawet na tydzień zwolnienie ze szkoły, i tak już raz się tego uczyłem, nudzę się w szkole aż do marca.

      Poznaję ptaki, które u nas żyją. Chcę mieć kruka, ale mama znowu puka się w czoło.

      Prawie całe wakacje spędzam u babci. Chodzę do lasu i nikogo nie zauważam. Babcia jest trochę smutna, bo niby jestem u niej, jednak prawie w ogóle z nią nie rozmawiam. Mnie jest wszystko jedno. Pod koniec wakacji lornetka ginie. Podejrzewam babcię i obwiniam, że gdzieś ją specjalnie skitrała, krzyczę, ale zaklina się, że tego nie zrobiła. To nie wiem. Znowu przestaję do niej jeździć i wracam do Pirata. Niemal głośno go przepraszam, że chciałem zamienić go na jakiegoś kruka. Nie mam co prawda nogi, ale poza tym wszystko jest okej. Nigdy nie było lepiej. I długo nie będzie.

      DZIEWCZYNA NÓŻKI

      Na początku roku szkolnego siadam sam, jakoś udaje mi się zmusić Frantę, czyli Frankensteina, żeby usiadł z kim innym. Chociaż w  sumie w  ciągu zeszłego roku całkiem się dogadywaliśmy, nie chciałbym przesadzać. Jako jedyny siedzę sam, więc kiedy na początku lekcji nauczycielka przyprowadza nową dziewczynę, tak jak rok temu mnie, oczywiście sadza ją ze mną. Ma okulary, nazywa się Marta, a kiedy wstajemy, jest ode mnie wyższa. Chcę Frantę.

      Marta mnie nie zauważa. Próbuje rozmawiać z innymi dziewczynami, ale one nie za bardzo chcą gadać z nią. Przez kolejne dni też mnie nie zauważa. Rano mówimy sobie cześć i na tym koniec.

      Dość często zerkam na nią, jak się koncentruje. Kiedy pisze, prawie kładzie głowę na kartce i mocno zaciska usta. Nad wargą ma taki delikatny wąsik. Dziwny, ale nie obrzydliwy. Nos bardzo zadarty, a na nim piegi. Małe oczy i okulary w czerwonych oprawkach. Włosy ma normalne, brązowe.

      Raz na nią patrzę ukradkiem, a ona obraca się, patrzy mi w oczy i mówi, ale wcale nie niemiło, nie patrz się ciągle na mnie.

      Od tamtej pory coraz więcej rysuję, żeby nie było, że na nią patrzę. Ciągle rysuję papugi, chociaż mój okres papug już się skończył, ale teraz chcę, żeby Marta o  to spytała, żebym mógł opowiedzieć jej coś o Piracie. Nawet się nie wysilam, żeby były ładne, ważne, żeby ich było dużo.

      Marta w końcu to zauważa.

      Mówi:

      – Masz papugę?

      – Jasne, że mam.

      A ona:

      – Moja starsza siostra ma zeberki, ale są do niczego. Tylko podskakują i strasznie wrzeszczą. Wcale nie są zabawne. Chciałabym mieć zwierzątko, które coś potrafi.

      Potwierdziłem, że papuga jest super, mówi i umie różne sztuczki, umie wziąć orzech z ręki i nawet jakby trochę mnie słucha.

      – Ale ci fajnie – powiedziała Marta, a Kubátová na nią krzyczy: – Marto, jesteś nowa, nie radzisz sobie z materiałem, a ciągle rozmawiasz. – Marta pochyla się nad zeszytem, jeszcze na mnie zerka, nie uśmiecha się ustami, za to oczami tak.

      Po dzwonku Marta pyta, czy dam jej ten obrazek. No okej, ale mogę narysować lepszy, motam się. Nie chcę jej dawać akurat tego, przy którym się nie wysiliłem. Ale Marta się upiera.

      No to jej daję, a ona składa go i wsadza do kieszeni spodni. Potem nic, przez resztę dnia nie rozmawiamy. Na drugi dzień Marta częstuje mnie herbatnikiem, co ma na drugie śniadanie. Ja mam chleb z serem topionym, tym nie da się nikogo poczęstować.

      Na matmie rysuję pingwina i sępa, dwa obok siebie na żerdzi, w rzeczywistości to niemożliwe, ale nie szkodzi. Nieźle mi wyszło, serio. Na dole piszę Marta, dzięki za herbatnika.

      Trochę rozmawiamy. Nie ma w  klasie dobrej koleżanki, bo jest dziwna. Zna się bardzo dobrze na przyrodzie. Dużo bardziej niż ja, ja lubię tylko patrzeć, ona naprawdę wszystko bada. Mówi o rzeczach, których w trzeciej klasie nikt nie wie. Nie umie rysować. Rysuję dla niej to, czego potrzebuje. Na przykład komórkę zwierzęcą albo budowę liścia.

      Poza tym zachowuje się normalnie, nie jak inne dziewczyny, co non stop się chichrają. Marta zbyt dużo się nie śmieje. Jest w porządku.

      Zaczynają na nią mówić dziewczyna nóżki, ale chyba oboje mamy to w nosie. A raz, jak w szatni Honza podstawia mi nogę i jest przy tym Marta, nieoczekiwanie szybko wstaje i daje Honzie pięścią w gębę. Serio. Wprawdzie to dziewczyńska piąstka, ale reszta jest w szoku.

      Gdyby wszystko tak źle się nie skończyło, pewnie siedzielibyśmy w jednej ławce aż do samej ósmej klasy.

      Wracamy razem ze szkoły, nadrabiam trochę drogi, żeby ona nie musiała. Pokazuje mi ptaszki swojej siostry w  dużej klatce, czasem jakieś książki przyrodnicze, obrazki, a jej matka kilka razy przynosi nam do pokoju jakieś ciasto. W ich mieszkaniu specyficznie pachnie, mają kota, całego niebieskiego z niebieskimi oczami. Nieraz go tulę, grzeje i mruczy, aż ten dźwięk zaczyna mnie usypiać.

      Pokazuję Marcie kikut, a ona go dotyka. Wydaje jej się bardzo ciekawy. Wcale jej się nie dziwię.

      U mnie jeszcze nie była, jakoś nie podoba mi się ten pomysł. Jednak potem już nie wytrzymuję, chcę, żeby zobaczyła Pirata, chcę się pochwalić, czego go nauczyłem, że siada mi na ramieniu i przebiera dzióbkiem we włosach, lekko łaskocze, aż czasem dostaję gęsiej skórki. Umawiamy się na wtorek, oczywiście planuję to tak, żeby nikogo nie było w domu, albo ewentualnie tylko mama. Żeby tylko nie było brata.

      Ale Marta we wtorek nie może, obiecała mamie, że po południu pójdą poszukać kurtki na zimę. Nie chce jej się, wolałaby zobaczyć papugę, ale obiecała, więc musi. No, jednym słowem, jest dziwna.

      Więc idziemy do mnie w środę, możliwe, że brat jest, ale to raczej nieprawdopodobne, bo rzadko przychodzi do domu zaraz po szkole, zwykle dopiero przed treningiem po buty i ubranie. Idziemy na górę, brat tam siedzi, orientuję się już po tym, że drzwi są otwarte, równie dobrze mogłaby to być mama, jednak ani na chwilę nie biorę tego pod uwagę, chyba ze szpitala wzięło mi się przekonanie, że coś nie wydarzy się tylko i wyłącznie z tego powodu, że ja tego pragnę.

      A brat, który najczęściej siedzi w  salonie i  ogląda program z kreskówkami, akurat dzisiaj siedzi w pokoju z nogami na stole i  rzuca o  ścianę piłeczką tenisową. Kiedy przychodzimy, mówi tylko hej СКАЧАТЬ