Zniknąć. Petra Soukupova
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zniknąć - Petra Soukupova страница 4

Название: Zniknąć

Автор: Petra Soukupova

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-941695-8-9

isbn:

СКАЧАТЬ złe wieści. Uczniowie nadstawiają uszu. Wychodzi z klasy i robi jej się niedobrze ze strachu, co się stało i  komu. I  tak wie, że Kubíkowi. W końcu zaczyna biec, cicho biegnie szkolnym korytarzem, żeby tylko nie dzieciom, żeby Michalowi. Od razu do szpitala, podwozi ją zastępca dyrektora. Kiedy w szpitalu dowiaduje się dokładnie, co się stało, zaczyna płakać, ale i tak trochę z ulgą, wszystko jedno – ważne, że jej chłopczyk żyje.

      Budzę się w  szpitalu. Wkoło jest biało, nie za bardzo mogę ruszać głową, więc widzę tylko biały sufit. Próbuję ruszyć głową, boli. Nade mną stoi mama i płacze. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy z radości, czy z innego powodu. Kiedy powoli się rozbudzam, czuję, że straszliwie boli mnie prawa noga. Chcę coś powiedzieć i nie mogę, mam okropnie sucho w buzi.

      Zaczynam płakać, noga naprawdę straszliwie boli. Trochę się kręcę na łóżku, ale zaczyna mnie wtedy boleć więcej rzeczy. Przychodzi pielęgniarka i wbija mi coś w rękę.

      Znowu się budzę. Jest dużo lepiej. Nie ma mamy. Obok mnie na łóżku ktoś leży. Jestem w trzyosobowej sali szpitalnej.

      Mama przychodzi po chwili. Ma kawę w  kubeczku. Bardzo ładnie pachnie.

      Skarżę się na nogę, a ona znowu zaczyna płakać.

      Nie mam nogi. Boli mnie noga, której nie mam.

      Mam szczęście, ponoć mogłem umrzeć. Może i mam szczęście, ale nie mam nogi.

      Płaczę, bo mama płacze.

      Dopiero w  nocy, kiedy nie mogę spać, robi mi się przykro. Dopiero w nocy płaczę dlatego, że nie mam nogi. Resztka nogi, która mi została, kończy się nad kolanem.

      Mama ciągle do mnie przychodzi. Próbuje ze mną rozmawiać. Nie obchodzi mnie to. Pyta, co bym chciał, mówię, że nogę. Znowu płacze.

      Tata też przychodzi codziennie, ale tylko na chwilę. Próbuje, jakby pewnie sam to określił, dodać mi odwagi. Przynudza, jak to muszę przezwyciężyć samego siebie. Jak teraz wszystko zależy ode mnie. Jak mam się trzymać. Jaki ze mnie prawdziwy facet, a prawdziwi faceci walczą.

      Raz przychodzi brat. Przynosi duży worek fistaszków. Na chwilę siada na krześle i  łypie oczami po sali. Żaden z  nas nie wie, o czym mielibyśmy gadać.

      Brat jest za ładny jak na to pomieszczenie. W ogóle do niego nie pasuje.

      Kiedy wychodzi, zjadam wszystkie orzeszki naraz, aż mi usta pękają od soli. A w nocy strasznie chce mi się pić. W końcu muszę wypić herbatę z kubka Honzíka, który leży obok i jęczy, że go ciągle boli brzuch, mięczak, bo swoją herbatę już wypiłem.

      Raz przychodzi Kája z mamusią, przynoszą mi naprawdę bardzo dobre cukierki, ale nikt nie wie, co mówić, niemiła sytuacja, Kái jest przede mną strasznie wstyd, dość szybko mówię, że jestem zmęczony. Od razu wychodzą i widać, że im ulżyło. Mnie też.

      Ojciec jest wściekły na matkę. Widzi, jak Kuba leży i nie chce nic robić, ćwiczyć, starać się szybko wstać i zacząć chodzić. A ona tam siedzi i płacze. Jasne, że potem chłopak czuje się jak największy nieboraczek.

      Jednak jej nie da się nic wytłumaczyć, że skończył się czas na żale, że trzeba zacząć działać.

      Jest zły, że pozwolił, żeby Kuba przestał trenować, żeby zrobiła z niego panienkę. Ojciec wyrzuca sobie, że nie chował go twardą ręką, bardziej po męsku, teraz chłopak miałby więcej sił, żeby stawić czoła sytuacji.

      Po kilku bezowocnych kłótniach z matką ojciec czuje się wściekły i zbędny. Ten stan może zwalczyć tylko treningiem albo chlaniem, więc zabiera się za obie rzeczy naraz.

      I chociaż trenuje i  pije od lat, teraz, kiedy robi to z  innego powodu, naprawdę wszystko jest inne. Nawet gdyby potem nie stało się wszystko, co się stanie, ojciec tak czy siak miałby problem z alkoholem.

      BEZ NOGI

      Na początku nic mi się nie chce. Im bardziej wszyscy mówią, że muszę ćwiczyć i się starać, tym mniej mi się cokolwiek chce. Na szczęście mama przynosi książki, w szpitalu nauczyłem się czytać, jakbym był co najmniej w czwartej klasie, nie w drugiej.

      A potem zaczyna się wiosna, lecz ja ciągle leżę, bo nie ćwiczę, więc mam słabe rączki i nie mogę się nawet uczyć o kulach. Co najwyżej ktoś mnie posadzi na wózku i wywiezie na taras.

      Oprócz nogi właściwie nic takiego mi nie jest. Parę siniaków. Stłuczone żebra. Na głowie rana na kilka szwów. Wszystko szybko się goi, tylko noga ciągle nie chce odrosnąć.

      Kiedy w powietrzu zaczyna pachnieć latem, czuję się w porządku, nie licząc nogi. Jestem jeszcze trochę chudszy, ale już wcześniej nie wyglądałem zbyt zdrowo, więc chyba nie ma aż takiej różnicy. Potem przychodzi do mnie koleżanka mamy, zauważam jej wzrok, udaje, że nic, ale jej nie wychodzi, muszę więc wyglądać naprawdę strasznie.

      Nie wiem, czemu zaczynam się starać. Chyba przez to, że czuję ciepłe powietrze i chcę wyjść ze szpitala. Po prostu zaczynam.

      Raz, kiedy wydaje mi się, że nieźle się czuję, próbuję wstać z kulami z łóżka i padam na podłogę.

      Leżę i  ryczę, wcale nie z żalu czy bólu, tylko z  okropnej furii, a kiedy przychodzi pielęgniarka i chce mi pomóc, gryzę ją w rękę.

      Nie wiem, co się zmieniło przez te ostatnie miesiące, ale nagle jestem pełen gniewu. Nienawidzę całego świata.

      Kikut wygląda jak coś pomiędzy rogalem a zrolowaną skarpetą i jest dziwnie czuły.

      Uczę się chodzić.

      Bolą mnie pachy.

      Mamie chyba aż niedobrze z tego wszystkiego, ciągle bardzo się mną opiekuje. Kiedy wracam do domu, muszę zamienić się z bratem na łóżka. Mamy piętrowe – moje miejsce jest na górze. Kiedyś sobie to wypłakałem. Ale czasy się zmieniły. Teraz brat nie chce już spać na górze. Jednak zamienia się bez gadania, kiedy przywożą mnie ze szpitala.

      Już całkiem nieźle chodzę o kulach, mam bardzo ładne, niebieskie, ale wózek też mam. Mam też protezę. Jest na serio piracka, przychodzi mi raz do głowy, kiedy mam dobry humor.

      Tata przenosi mnie do naszego pokoju i kładzie na dolne łóżko, brat na mnie patrzy, a kiedy tata wychodzi po jakieś rzeczy, które jeszcze zostały w aucie, brat mówi:

      – I co tam? Jak leci?

      Wzruszam ramionami, milczę. Co niby miałbym powiedzieć? Potem zachciewa mi się do ubikacji. Próbuję wstać, ale jestem zdenerwowany, że się na mnie gapi, i upadam. Umiem już upadać.

      Brat zrywa się z krzesła i mnie podnosi. Czuję, jaki jest silny.

      – Jesteś jak piórko – mówi i sadza mnie z powrotem. Potem podaje mi kule i pomaga wstać. Wychodzę z pokoju i wiem, że ciągle się patrzy.

СКАЧАТЬ