Nasturcje i ćwoki. Marcin Szczygielski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nasturcje i ćwoki - Marcin Szczygielski страница 7

Название: Nasturcje i ćwoki

Автор: Marcin Szczygielski

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-60000-60-1

isbn:

СКАЧАТЬ brał udziału, ponieważ zamknął się w łazience i prawie zdarłam sobie gardło, rozmawiając do niego przez drzwi, postanowiłam przygotować kolację. Nie zasłużył sobie co prawda, ale przecież powinien coś zjeść. SAMA rozpakowałam zakupy, które zrobił w porze lunchu – 71,30 zł, był paragon – zdecydowanie za drogo, ale powstrzymałam się od komentarza. Zrobiłam herbatę chińską czerwoną, awokado z krewetkami, majonezem i kaparami oraz pieczywo czosnkowe bez czosnku. Do tego piwo Miller. Następnie poluzowalam antenę w telewizorze, aby zapobiec oglądaniu „Faktów” podczas kolacji, bowiem widok krwi oraz Tomasza Lisa psuje mi apetyt. O godzinie dziewiętnastej zero jeden Michał wyszedł z łazienki i zgodnie z moimi przewidywaniami włączył telewizor. Widok śnieżącego ekranu uspokoił mnie, udałam się więc do kuchni po sztućce. Kiedy wróciłam, telewizor odbierał dobrze, co mnie zdenerwowało. „Antena się wysunęła” – oznajmił Michał. – „Ruszałaś coś?”. Powiedziałam, że nie oraz żeby wyłączył to pudło, bo jest kolacja. Po krótkiej wymianie zdań Michał zgodził się na wyłączenie dźwięku, usiadłam zatem przy stole tyłem do ekranu. Michał usiadł naprzeciwko, ale nieco z lewego boku, żeby widzieć telewizor, wstałam więc i przeniosłam z komody wazon z różami (dwadzieścia siedem sztuk, a ostatnio przynosił trzydzieści pięć), który postawiłam na stole z lewej strony. Michał westchnął i przestał wyciągać szyję. Zapaliłam dwie świece ustawione na stole z prawej strony (na wszelki wypadek), a następnie opowiedziałam Michałowi, co robiłam tego dnia oraz w co kto był ubrany, a także o czym rozmawiałyśmy w redakcji. Ponieważ czytałam ostatnio w „Cosmo”, iż w prawdziwym, zdrowym związku dwojga dorosłych ludzi ważną rolę odgrywa dialog, wtrącałam co jakiś czas sformułowania: „a co ty o tym myślisz?” oraz „jak sądzisz?”, dając Michałowi po trzy sekundy na odpowiedź. Nie skorzystał jednak z tej możliwości. Następnie, dając wyraz troski i przywiązania, pouczyłam Michała, że przy stole należy siedzieć prosto i nie garbić się oraz że nie należy jeść krewetek palcami. Michał odpowiedział, że wie, ale to awokado jest wyjątkowo twarde. Nie widziałam związku między jedzeniem krewetek palcami a twardością awokado, które zresztą on sam kupił, bo ja nie kupiłabym podobnie twardego, o czym natychmiast powiedziałam. Na to Michał powiedział mi, żebym mu dała spokój, bo jest zmęczony. Zmęczony! Czym on może być zmęczony, pytam ja się kogo. Cały dzień siedzi sobie wygodnie na krzesełku, wyszukuje zdjęcia w internecie i ogląda slajdy. JA to dopiero jestem zmęczona i on w ogóle nie wie, co to jest zmęczenie, bo jakby był taki zmęczony jak ja, toby chyba w ogóle palcem nie ruszył, a ja ruszam. Na to on odparł, że znów bardzo mnie prosi, żebym mu dała spokój. Zapytałam więc, co on rozumie przez spokój, a on odpowiedział, żebym go przestała zamęczać. Zamęczać! No, skoro dla niego zwykła rozmowa ze mną – powiedziałam – jest męcząca, to ja już nie wiem, bo skoro kogoś się kocha, to chce się z nim rozmawiać, bo z kim rozmawiać, jak nie z kimś, kogo się kocha? Czy to znaczy – zapytałam – że on mnie już nie kocha? Na to Michał powiedział, że przeciwnie, b. mnie kocha i że przecież przywiózł mi kwiaty. Odparłam więc, żeby on mi tu kwiatami ust nie zatykał, bo kwiaty o niczym nie świadczą. W dzień Wszystkich Świętych też się wozi kwiaty na groby i to wcale nie świadczy o miłości, ale o tym, że tak wypada. Na to Michał powiedział, że ja nie jestem na pewno jak grób, bo grób milczy, a ja nie. B. się zdenerwowałam i powiedziałam, że może lepiej by było, żeby on sobie poszukał w takim razie jakiejś nieboszczki, bo żadna żywa kobieta z nim nie wytrzyma, chyba że ślepa i głucha, a i to nie na pewno. Michał w ogóle nie odpowiedział, tylko westchnął znacząco, co mnie jeszcze b. zdenerwowało, powiedziałam więc, żeby tak nie wzdychał. Na to Michał powiedział, że on już nie ma siły i że chyba przynajmniej westchnąć na własną rękę mu wolno. Odparłam, że on nie wie, co znaczy nie mieć siły, bo ja to dopiero nie mam siły, a nie on i że nie będzie mi tu tak znacząco wzdychał w moim własnym domu. Jak mu nie odpowiada – powiedziałamto proszę, droga wolna, bo nikt go tu siłą nie trzyma, a ja ciekawa jestem, co on by zrobił w ogóle gdyby nie ja. Michał odparł, żebym nie kusiła losu, bo on by sobie świetnie poradził, i że nie mieszka ze mną ze względu na mieszkanie, tylko na mnie. Ale skoro mi to nie odpowiada, to on się może wyprowadzić. Roześmiałam się drwiąco i naturalnie, a następnie odpowiedziałam, że najlepiej jak się wyprowadzi już jutro, bo mam wszystkiego dosyć. Michał zapytał, czy ja jestem pewna, co mówię, bo on też ma dosyć wszystkiego. Odpowiedziałam, że w życiu nie byłam czegoś tak pewna jak tego, co teraz mówię. Michał wstał i zaczął pakować swoje rzeczy. Zamknęłam się w sypialni i rozpłakałam, bo co ja zrobię, jak on się wyprowadzi? I dlaczego on jest taki podły? I dla…

      Zapis urywa się nagle, bo Michał zaczął się dobijać do sypialni, żeby zabrać swoją bieliznę z szuflady w szafie, a notowałam na bieżąco. Wpuściłam go, gdyż pewna byłam, że to tylko pretekst, żeby mnie przeprosić, ale on podszedł prosto do szafy i zaczął pakować swoje gatki i skarpetki do reklamówek, ignorując mnie całkowicie. Przyglądałam się temu przez minutę bez słowa, po czym zabrałam torebkę oraz niebieski kożuszek i pojechałam na noc do Agnieszki. Kiedy na drugi dzień wróciłam rano do domu, Michała już nie było. Zostawił tylko kartkę: „Klucz jest u Bartosikowej z parteru. Przykro mi, ale skoro tak chcesz, to trudno”. Przecież ten człowiek to nawet porządnego listu pożegnalnego nie potrafi napisać! Co to za zdanie jest „przykro mi, ale skoro tak chcesz, to trudno”? No, ja to bym napisała list pożegnalny! „Żegnaj! Nigdy nie dowiesz się, co straciłeś” na przykład. Albo „Kochałam Cię jak nikogo innego, ale nie okazałeś się godny takiej miłości. Żegnaj na zawsze”. To jest list pożegnalny! Żar i uczucie! Albo nie, bo jeszcze uwierzyłby, że go tak kochałam i miałby satysfakcję. Lepiej: „Nigdy cię nie kochałam, teraz mogę to powiedzieć. Cieszę się, że ten koszmar nareszcie się skończył. Nie chcę cię już nigdy widzieć. Spal wszystkie moje SMS-y”. Przynajmniej jakiś konkret, jest nad czym myśleć. A ten mi tu pisze po roku wspólnego życia pod jednym dachem, że mu przykro! Klucha nie facet.

      Nigdy więcej miłości – tylko rozsądek. Nigdy więcej półproduktu, w który trzeba inwestować czas, siły i środki, żeby zrobić z niego człowieka. To zupełnie tak jak ze szczeniakiem – są same kłopoty, zanim nauczy się słuchać i załatwiać na gazetę. Najlepiej brać psa z pewnego źródła, odchowanego i nauczonego czystości. Niestety nie ma jeszcze w naszym kraju hodowli mężczyzn, ale wnikliwa obserwacja, racjonalny bilans wad i zalet kandydata, bez tego całego uczuciowego oszołomienia, może dać właściwy efekt. A ja już takiego kandydata na widelcu mam.

      Janek wprowadził się jeszcze w czasach Michała, ale pod sam ich koniec. Od razu zwróciłam na niego uwagę, bo jest wyjątkowo grzeczny i dobrze ubrany. Typ chłopaka, o którym moja mama mówi „chłop jak malowanie”. Kiedy Michał się wyniósł, a ja przestałam się wściekać, zaczęłam się przyglądać Jankowi uważniej. Wyższy ode mnie, ale nie za wysoki. Nie łysieje, nie tyje, goli się gładko i nic mu nie odstaje zanadto. Idealny materiał na osobistego faceta. Nie ma dziewczyny ani niczego podobnego, nie sprowadza sobie panienek. Raz jeden usłyszałam u niego w mieszkaniu kobiecy głos. Okropnie się zdenerwowałam, ale okazało się, że to jakaś młoda Ukrainka przyszła umyć mu okna i zrobić generalne porządki. Janek wygląda sympatycznie, ale nie ściska mnie w dołku na jego widok, a to dobry znak – nie zakocham się w nim natychmiast po uszy. W dodatku mieszkanie kupił, a nie wynajął, bo wkrótce jego nazwisko pojawiło się na liście lokatorów. To znaczy, że ma pieniądze, ale jeszcze nie udało mi się ustalić, czym się zajmuje. Prowadzi bardzo uregulowany tryb życia, w telewizji ogląda głównie wiadomości i programy przyrodniczo-naukowe. Słucha lekkiego jazzu, co jest dla mnie do przyjęcia, i sam u siebie sprząta– Ukrainka była jednorazowym wybrykiem. Odkurzacz włącza zawsze w piątki po południu, a jeśli nie zdąży, to w sobotę rano. Oczywiście dowiedziałam się tego wszystkiego dzięki dyskretnej obserwacji i systematycznemu nasłuchowi. Mam ułatwione zadanie, bo mieszkanie Janka przylega do mojego kuchnią i kawałkiem dużego pokoju. Dzięki umiejętnemu posługiwaniu się emaliowanym kubkiem СКАЧАТЬ