Nasturcje i ćwoki. Marcin Szczygielski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Nasturcje i ćwoki - Marcin Szczygielski страница 5

Название: Nasturcje i ćwoki

Автор: Marcin Szczygielski

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Поэзия

Серия:

isbn: 978-83-60000-60-1

isbn:

СКАЧАТЬ ja ten tego… – chciałam wytłumaczyć, że to po prostu niemożliwe, bo nie ściągnęłam jeszcze zdjęć od fotografa. – Mi… nie ma… Jak?

      Kinga patrzyła na mnie przez chwilę, przeniosła wzrok na tarczę zegarka i wycedziła:

      – Dwadzieścia siedem minut.

      Uznałam, że dalsze tłumaczenia byłyby poniżej mojej godności. Nawet kiedy człowiek staje się ofiarą tak rażącej niesprawiedliwości, powinien umieć zachować godność oraz klasę. Wstałam zatem i znacząco milcząc, niespiesznie opuściłam gabinet. Tuż za drzwiami rzuciłam się sprintem w stronę mojego biurka, bo godność godnością, ale nie miałam ochoty stracić w tym miesiącu połowy pensji. Ostatecznie jakoś skleciłam ten artykuł o kratkach. Oddałam go Zuzannie bez słowa i obiecałam sobie, że nie odezwę się do tej krowy już nigdy w życiu.

      A teraz Agnieszka ma z tą zdrajczynią, wrogiem moim największym, konszachty. Wróżka! Co za kretyński pomysł! I dlaczego ja pierwsza na to nie wpadłam, żeby iść do wróżki?

      Rozdział 2

      – Kupię samochód – oświadcza Agnieszka. Siedzimy w taksówce i jedziemy do redakcji. Samochód? Za co? Po co? Dlaczego nic o tym nie wiem?

      – Za co? – pytam z politowaniem.

      – Za pieniądze. Mama powiedziała, że mi pomoże.

      – Po co ci samochód? Głupi pomysł.

      – Wcale nie. Będę niezależna i wolna.

      Nie podoba mi się taka perspektywa. Przez chwilę zastanawiam się, czy próbować jej wyperswadować szalony pomysł, ale dochodzę do wniosku, że i tak nic z niego nie wyjdzie. Agnieszka bez przerwy wymyśla jakieś kretynizmy, z których nigdy nic nie wychodzi.

      – Tak, tak – mówię więc – ekstra.

      Zapada cisza. Nic nie wspomina o wizycie u wróżki. Nie mam zamiaru tak nisko upaść, żeby zapytać. Choćbym miała umrzeć, nie zapytam.

      – I co z tą wróżką? Powiedziała ci, że wyjdziesz za mąż i odnajdziesz ropę naftową na działce pracowniczej tatusia?

      Agnieszka spogląda przez okno w milczeniu, wreszcie odwraca się i mówi z westchnieniem:

      – Nie mogę powiedzieć.

      Własnym uszom nie wierzę!

      – Nie możesz… powiedzieć? A kto ci broni?

      – Wróżka zabroniła. Bo się nie spełni, jeśli powiem komuś obcemu.

      – Ależ to idiotyzm. Mnie możesz powiedzieć! Czy ja obca jestem, czy co?

      – Ale ona powiedziała, że nikomu…

      – Ale ja nie jestem nikt! Ja jestem twoją najbliższą, jedyną przyjaciółką! To mnie wszystko zawdzięczasz! Mnie nie powiesz?

      – Och, dżizas… – wzdycha Agnieszka. – Bardzo dużo mi powiedziała.

      – A konkretnie?

      – Kiedy umrę na przykład.

      – I kiedy?

      – Na starość.

      – No, to rzeczywiście jest genialna, ta wróżka. Ciekawe, gdzie ujrzała tę przepowiednię. Pewnie w fusach po kawie rozpuszczalnej. I co jeszcze?

      – Że wyjdę za mąż.

      – Niesamowite! Kiedy?

      – Niebawem.

      – Uuuua! A zdradziła ci, w co będziesz ubrana?

      – Wiedziałam, że będziesz się nabijać. Niepotrzebnie ci powiedziałam.

      – Nie, nie, nie! Nie będę już. I co jeszcze? Powiedziała ci, za kogo wyjdziesz?

      – Tak.

      No, tego się nie spodziewałam. Kogo ona jej mogła naraić? Może ta wiedźma ma jakiegoś syna kawalera, którego żadna dziewczyna nie chce?

      – I za kogo?

      – Za Mikołaja.

      – Świętego?

      – Kretynka. Nie odzywam się.

      – Ale ja naprawdę nie wiem, o kim ty mówisz.

      – Powiedziała, że poślubię tego, którego poznałam w tym roku przy nowiu w niezwykłych okolicznościach. A ja właśnie tak poznałam Mikołaja, tego z mojego bloku. Przecież ci mówiłam.

      Coś tam może i mówiła, ale ona ciągle poznaje jakichś facetów. Mikołaja sobie nie przypominam. Chociaż… zaraz…

      – Czy to ten facet, którego pies na spacerze wieczorem obsikał ci nogę pod blokiem?

      – Oj, zaraz obsikał. Źle wycelował po prostu.

      – Mówiłaś, że podbiegł, warcząc i szczekając na twoją Neskę, a kiedy ją wzięłaś na ręce, podniósł nogę i oblał ci spodnie.

      – Wcale tak nie było! On mnie wskazał Mikołajowi! To była opatrzność.

      – Fajna wskazówka. Pewnie, żeby łatwiej cię było zlokalizować po zapachu, jakbyś gdzieś uciekła. Ale przecież powiedziałaś, że właściciel tego psa to jakiś skończony ćwok?

      – Wcale tak nie powiedziałam! Byłam oszołomiona po prostu. Mikołaj jest super.

      – Aha.

      – Super jest! Jest po prostu boski w każdym celu.

      – Calu. Chyba że chodzi ci o sposoby używania go – zaczynam chichotać.

      – Co?

      – Nic.

      – Piękny jest – zachwyca się Aga. – A wiesz, jakie ma włosy?

      Przyznaję, że nie wiem.

      – Brązowe! A wiesz, jakie ma brwi?

      Także nie wiem.

      – Brązowe! A wiesz, jakie ma oczy?

      Mam pewne podejrzenia, ale mówię, że nie wiem.

      – Brązowe!!! A wiesz, jakie ma usta?

      – Brązowe? – ryzykuję.

      – Idiotka. Oczywiście, że nie ma brązowych ust.

      – No to jakie ma?

      – Ach, prześliczne… – moja przyjaciółka rozpływa się w westchnieniach.

СКАЧАТЬ