Czerwony Pająk. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerwony Pająk - Katarzyna Bonda страница 32

Название: Czerwony Pająk

Автор: Katarzyna Bonda

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия: Cztery żywioły Saszy Załuskiej

isbn: 978-83-287-0953-9

isbn:

СКАЧАТЬ bardzo dobrze. Sypie? Słyszałem, że trafili go ruskim krokodylem. Ponoć nogę mieli mu odjąć. Jak on teraz, biedak, będzie ruchał o kulach?

      Słoń wzruszył ramionami i zamaszyście zamknął notes. Spojrzał raz jeszcze na Gosię krzątającą się w kuchni. A potem łypnął na Sebastiana, który nie spuszczał z dziewczyny wzroku, i wreszcie na Gutka.

      – Guciu – zaczął po ojcowsku, choć byli w tym samym wieku. – Znasz jej starego. On zna ciebie. Nigdy nie byliście i nie będziecie przyjaciółmi. Na co ci to?

      Gutek zaśmiał się nerwowo.

      – Człowieku, ona nie ma ojca. Wziąłem ją z domu dziecka. A kapitan Stokłosa niech się cieszy, że wciąż ma komplet kończyn oraz głowę. Bo jakby zadarł z Pochłaniaczem, brakłoby mu już kilku paluszków do liczenia kapuchy. Od wczoraj obiecał poprawę. Słyszałeś pewnie – dodał z dumą Gutek.

      – Z Maxima ją wziąłeś. – Słoń nie pozwolił na zmianę tematu. – Ukrywała się tam. Jelcyn gadał, że matka schowała ją w bidulu, bo kapitan do niej lazł. Ma też siostrę. – Przerwał, widząc dziwne zacietrzewienie na twarzy Gutka. – Też niezła dupa, tylko chyba niepełnoletnia. A Jesiotr, jak się dowie, co zrobiłeś z jego przydupasem żeglugi wielkiej, potnie ci ją na paski. – Zwrócił wzrok na dziewczynę. – Tak swoją drogą, muszą teraz na gwałt szukać nowego kapitana na „Juratę”. Podobno Eva wygrywa w przedbiegach. Wraca za kilka dni z Wiednia z Pochłaniaczem w obstawie, bo szukają jej wszystkie służby. Wiedziałeś, że oni są razem? Ech, nie chciałbym być w twojej skórze, jak Jesiotr się dowie. – Machnął ręką.

      Gutek przyjrzał się koledze rozbawiony.

      – „Jurata” to przypał. Wspomnisz moje słowa.

      Słoń udał, że nie słyszy. Przypatrywali się obaj dziewczynie w czerwonej sukience. Gosia, otoczona dobrze zbudowanymi mężczyznami w dresach, uwijała się teraz przy ekspresie do kawy. Atmosfera w tamtej części mieszkania kipiała testosteronem. Co chwila słychać było salwy śmiechu.

      Gutek perorował więc dalej:

      – Popukałbyś, co? Mogę się podzielić. Jak mi się znudzi, puszczę ją do drugiego obiegu.

      – Twój kutas, twoje ryzyko – mruknął wyraźnie znudzony dyskusją Słoń. Wciąż walczył z bezą. – Zresztą za stary jesteś na kazania. Ta dziewczyna jest dobra, ale to jeden strzał. Z tym że to ty leżysz na deskach. I od kiedy to taki jesteś przyjaciel Wojtka Kłysia? Pochłaniacz dowie się, że robisz coś na lewo i z radością wyjmie swój sekator.

      – Wystarczy – mruknął Gutek.

      – Jak chcesz. – Słoń podniósł do ust kęs tortu. – Tylko ci dobrze radzę. Nie kombinuj nic za jego plecami, bo Pochłaniacz po prostu lubi ucinać paluchy. I nie zawaha się, nawet jeśli wczoraj przyrzekał ci sojusz.

      – Nic nie kombinuję.

      – Akurat. – Słoń wzruszył ramionami. – Srali muchy, będzie wiosna.

      – Wracając do naszych spraw – rzucił niby od niechcenia Gutek, znacznie zniżając głos. Rozejrzał się. – Mam solidną kartę przetargową. Dokument, który wart jest…

      – Nic nie jest wart – wszedł mu w słowo Popławski.

      Tym razem nie krył wściekłości.

      Jego gwałtowna reakcja zaskoczyła Gutka, mimo to nie odpuszczał.

      – Pismaki już to dostały. Mam swój ekran w „Głosie Wybrzeża”. Materiał idzie za dwa tygodnie i lider gdańskiej opozycji będzie skompromitowany.

      Słoń zaśmiał się szczerze rozbawiony.

      – Nikt się dziś nie przejmie wątkiem esbecji w życiorysie. Choćby i facet został prezydentem. Lustracja to mowa nienawiści. Gruba kreska jest teraz na topie. Nie uwalniajmy bomb z łajnem, kojarzysz? Dla wszystkich tak jest lepiej.

      – To nie to. Żadne tam esbeckie teczki. Mam coś całkiem nowego – rozpromienił się Gutek. Szczerze się ucieszył, że mówią o dwóch różnych sprawach. – Chodzi o dużą forsę do wyjęcia. O Pierwszego Psa.

      – Od dawna mam go w kieszeni – zbył go lekceważąco Słoń. – Sam go wsadziłem na to stanowisko.

      – O Pierwszego Grubego Psa.

      Gutek podniósł do góry szklankę z drinkiem. Mrugnął do Popławskiego. Ten milczał jak głaz. Jego twarz nie wyrażała niczego.

      – To za otwarcie furtki transferowej – kontynuował tymczasem Gutek. – Całej autostrady dla naszego śniegu.

      – Naszego? – Słoń zmarszczył czoło. – Śniegu? Wiesz, że jestem absolutnym fanem motoryzacji. Biznes rozrywkowy też lubię całkiem, nie powiem. Kobiety, wszelkie zboczenia i dewiacje nie są mi obce. Narzędzia terroru, balistyka, kino, czasem krótka smycz, ale prochu nie lubię. Nie toleruję. Nie zezwalam. Tępię. – Podniósł głos, a im dłużej mówił, tym bardziej się nakręcał i coraz wyżej wstawał z wózka. – Poza tym, z tego, co wiem, ty jesteś biznesmenem. Czyścisz w budowlance pieniądze, które ja zarobię. Nie odwrotnie.

      – Rozumiem, Jerzyku, że to jedynie wersja oficjalna – przerwał mu Gutek. – Szkoda, bo naprawdę cenię twoją opinię. Też jestem tradycjonalistą. Honor to podstawa. Ale choć przykro mi to mówić, alkohol i papierochy to już przeszłość. Czas zainwestować w nowe technologie. W ropę. Energetykę. Cały kraj woła o jeszcze. Popyt znacznie przewyższa podaż. To biznes rozwijający się szybciej niż moja oryginalna branża. Budowlanka zresztą nada się doskonale do wyczyszczenia tych złociszy, które zarobimy na MDMA i kryształach.

      – Mówisz do mnie jak do dziecka – żachnął się Słoń. I zarechotał jak z doskonałego żartu. – My zarobimy? Ja z tobą? A dlaczego miałbym wchodzić w jakiekolwiek partnerstwo? Mam już wspólników. Sprawdzonych i pewnych od lat. Może małe przypomnienie: ty pracujesz pode mną, Gutek. Dla mnie. Ty jesteś mój. Zapomniałeś?

      Gutek udał, że nie słyszy pogardy w głosie Popławskiego.

      – Taras, skocz no do garażu – krzyknął do Ukraińca skulonego przy kaloryferze.

      Wszyscy odwrócili głowy. Niektórzy dopiero teraz zauważyli niewysokiego, ale umięśnionego i nieproporcjonalnie szerokiego w barach mężczyznę, który wzbudzał respekt. Potężne ramiona, dłonie wielkości patelni. Ogromny arbuz zamiast głowy, ogolony na łyso, z mnóstwem blizn i tatuaży wykonanych głównie cyrylicą. Reszta ciała mężczyzny była drobna i wiotka. Nogi chude, patykowate. Stopy w za dużych gumowych klapkach zdawały się karykaturalnie krótkie, jakby nie dawały oparcia tak rozbudowanemu tułowiowi.

      – Przynieś swoją torbę podróżną – polecił Gutek. – Tę w niebieską kratę. Mniejszą.

      Ukrainiec wytoczył się z salonu bardzo powoli, kląskając głośno klapkami. Kiedy mijał się w drzwiach z Lalusiem, uścisnęli sobie dłonie, co nie uszło uwagi Popławskiego.

      – Skąd СКАЧАТЬ