Czerwony Pająk. Katarzyna Bonda
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Czerwony Pająk - Katarzyna Bonda страница 30

Название: Czerwony Pająk

Автор: Katarzyna Bonda

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Классические детективы

Серия: Cztery żywioły Saszy Załuskiej

isbn: 978-83-287-0953-9

isbn:

СКАЧАТЬ tron.

      Gosia obejrzała się za siebie. Jej młody obrońca zniknął. Wokół nie było nikogo. Kiedy mężczyzna zwany Gutkiem wskazał ścieżkę prowadzącą na plażę, karnie ruszyła za nim.

      – Powinienem powiedzieć: witaj, córko – odezwał się po dłuższej chwili.

      Gosia zatrzymała się i cofnęła bojaźliwie. Chwycił ją za ramię.

      – Jak się miewa Agnieszka?

      Dotknął włosów dziewczyny. Przesuwał je między palcami, jakby coś sobie przypominał. Zniosła to, spinając się jednak jak zwierzę do skoku.

      – Słucham? – wydukała skołowana.

      Gustaw Moro zdawał się znudzony.

      – Agnieszka Werner. Tak twoja matka nazywała się przed ślubem z tym pacanem marynarzem, który za chwilę będzie gryzł glebę. Kurczaka można zdradzić tylko raz. Ostatni. Nosisz jej nazwisko. Imię wybrałem ja, więc pamiętam. Małgorzata. Wyrosłaś na kobietę znacznie piękniejszą niż ona.

      Gosia gwałtownie wyrwała się z jego kleszczy, ale mężczyzna tylko zaśmiał się pod wąsem.

      – Widzę, że rozumu też ci nie brakuje. Moja krew.

      Nagle spoważniał.

      – Jelcyn od dawna mi o tobie opowiada, więc wstawiłem się u Mecenasa. Bo chyba nie wierzysz w jego bezinteresowną miłość do bliźnich? – Wskazał na jej fartuszek i sukienkę kelnerki. – Wszystko kosztuje.

      Gosia instynktownie zasłoniła brzuch i zgarbiła się, by ukryć dekolt.

      – Przecież mamy wspólny interes. Nie powiesz mi, że kochałaś Piotra Marię jak ojca. Sprzedałby cię za garść moniaków, okradłby przed śmiercią ze złotych zębów i naszczał na twój grób.

      Gosia skrzywiła się. Chciała odpowiedzieć temu nadętemu starcowi, że jeśli prawdą jest, iż to on uwiódł jej nastoletnią matkę, mamił obietnicami, a zaraz po porodzie zostawił je obie bez środków do życia, to właśnie na jego grób należałoby naszczać najpierw.

      – Przepraszam, ale nie wiem, o czym pan mówi – powiedziała, siląc się na obojętność.

      A potem, zanim zdążył odpowiedzieć, odwróciła się i zaczęła biec. Zdawało się jej, że pokonanie kilkusetmetrowej odległości trwa całe wieki. Nikt nie ruszył za nią w pogoń, nie powalił na ziemię. Do jej uszu dobiegł jedynie gromki śmiech Gutka i jego groźba:

      – Laluś dostanie dziś wciry. Nie wygrzebie się z tej niesubordynacji. Jest pozamiatany.

      Wchodząc do Maxima, usłyszała strzały. Całą zmianę drżała na samą myśl, że ten młody chłopak zapłacił za jej głupotę życiem, i zastanawiała się, co powie, kiedy przyjedzie policja, jednak nie usłyszała syreny. Za to o świcie przed wejściem zaroiło się od czarnych bmw. Widziała z okna, że ochroniarze pakowali do bagażników czarne worki. Nie była pewna, czy to te walizki, które widziała w nocy, czy może ciała zabitych. Wtedy za kierownicą jednego z aut dostrzegła swojego wybawcę. Nawet nie spojrzał w jej kierunku, ale ucieszyła się, że jest żywy. Pozostali bohaterowie tej historii zupełnie jej nie interesowali.

      – Dopiero cię awansowałem, a już nosek zaswędział. – Podszedł do niej Jelcyn. Nadal był w smokingu, choć koszula była już przepocona, spodnie wymiętoszone i uwalane białym proszkiem. Fular zwisał smętnie z kieszeni. Wyszukał w paczce papierosa. Włożył do ust. Nie zapalał. Wpatrywał się wnikliwie w twarz dziewczyny. – Jutro bądź na dziesiątą wieczór. Coś ładnego włóż – dodał. – Ustalimy, co dalej, bo nieźle namieszałaś.

      Z kieszeni wysupłał czepek, który zgubiła na tyłach restauracji, otrzepał go, ale jej nie podał. Twarz miał poważną. Wiedziała, że jest w kłopotach.

      – Ja się starałem, Seba się starał, ale Kurczak wie, że to byłaś ty i widziałaś. Zostało ci tylko jedno.

      – Co? – jęknęła. – Ja nie rozumiem…

      – Masz szczęście, że Gutek lubi małolaty. Wprawdzie jesteś dla niego za stara, ale chuda jesteś, biust jeszcze niedorozwinięty. Napalił się na ciebie już dawno temu. W kółko mnie o ciebie pytał. Zobowiązał się przed Kurczakiem wziąć to na siebie. Tylko zrób coś z włosami. Białe mają być. Bo wiesz, rude to wredne. – Uśmiechnął się smutno i odszedł.

      Gosia obciągnęła zbyt krótką spódnicę.

      – Sprzedali mnie? – zwróciła się do Ukraińca, który siedział na schodach i czyścił sobie paznokcie kozikiem.

      Taras długo nie odpowiadał. Zdawało się, że czynność pochłania go tak, iż stracił kontakt ze światem, ale Gosia znała go dobrze i wiedziała, że w końcu powie jej prawdę. Obejrzała się za siebie. Jelcyn schował się już do środka. Zawahała się, ale w końcu usiadła obok.

      – Czego oni ode mnie chcą?

      Ukrainiec uparcie milczał. Był niski, lecz potężny jak mały niedźwiedź. Chciałaby mieć takiego ojca. Wyobrażała sobie, że otacza ją muskularnym ramieniem i obiecuje, że zajmie się tym tematem, a ona by mu wierzyła. Nie było w tym nic erotycznego. Miała tylko potrzebę wypłakać się i zasnąć kamiennym snem. Ale Taras nie zbliżył się do niej nawet na milimetr. Za to na schody wyszedł znów Jelcyn z kluczami. Zakładał sztaby, przekręcał kolejne zamki.

      – To nic strasznego. Dasz sobie radę. – Ziewnął.

      Gosia ukryła twarz w dłoniach. Włączyła walkmana, włożyła słuchawki do uszu. Rozbrzmiały pierwsze takty Snu. Przewinęła. Poleciała Bitter Sweet Symphony. A potem Come As You Are. Kiedy kaseta wkręciła się w odtwarzacz i dziewczyna była zmuszona nawinąć taśmę jeszcze raz, Taras w końcu się odezwał:

      – Eto uże nie tolko twoj biznes, Margareta. Wsie oni iszczeznut. Uwidisz. Idiot wojna.

      – Chcesz mieć uchwałę, kup sobie prezydenta – zaśmiał się Gustaw Moro i skinął na Gosię, by przyniosła więcej lodu.

      Dziewczyna chwyciła metalowe wiaderko i ruszyła do aneksu kuchennego. Idąc, przyjrzała się swojemu odbiciu w ścianie okien zimowego tarasu. Miała świadomość, że wszyscy obecni w tym pomieszczeniu odprowadzają ją łakomym spojrzeniem. Nie bez przyczyny Gutek nakazał jej dziś włożyć sukienkę z gumowanego materiału, która przykleiła jej się do ciała i bezceremonialnie eksponowała wszystkie jego walory. Obwiesiła się też całym złotem, którym ją obdarował do tej pory. Wiedziała, że jeśli musiałaby uciekać, nie będzie czasu na pakowanie. Poza nią w salonie nie było innych kobiet. Ludzie Jerzego Popławskiego siedzieli na miękkich sofach. Grali w karty na żetony, udając głuchych. Tak naprawdę chłonęli każde słowo szefa i byli w pogotowiu. Przed nimi stały napoje bezalkoholowe oraz miska ponczu, który Gosia nauczyła się robić, kiedy zamieszkała u Gutka przy Króla Jana III. Ten dom podziwiali wszyscy. Gutek jako pierwszy w latach osiemdziesiątych zbudował sobie basen na dachu nowoczesnego apartamentowca. Lokal miał być wizytówką jego możliwości budowlanych i tak СКАЧАТЬ