Zjadacz czerni 8. Katarzyna Grochola
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zjadacz czerni 8 - Katarzyna Grochola страница 7

Название: Zjadacz czerni 8

Автор: Katarzyna Grochola

Издательство: PDW

Жанр: Современные любовные романы

Серия:

isbn: 9788308072394

isbn:

СКАЧАТЬ Chleb na miodzie… Lubię taki chleb i on tak szybko nie schnie, ser żółty, dżem truskawkowy, Cyprian przepadał za nim, jak był mały… Na pewno gdzieś są umówieni na kolację…

      Tak, tylko herbata i ciasteczka… To do lodówki, to na stół w pokoju… To do kredensu… Herbatę zaparzyć w czajniczku, na gazie. Przygotuję sobie wszystko, to spokojnie z nimi pobędę, a nie tylko biegać i biegać. I tak wpadną tylko na moment. Jak zwykle… Nigdy zresztą nie miałam im tego za złe. Ciekawa jestem… Nawet byłam zdziwiona, że teraz przyjeżdżają. Do świąt tyle czasu… Pewno interesy. Cyprian zawsze był bardzo, bardzo dobrym dzieckiem. No cóż, nie na wszystko ma się wpływ… Jak zdecydował, tak ma. A i żona miła, nie można powiedzieć. Na pewno długo nie zabawią…

      Muszę to nareszcie uprzątnąć. Zapytają, gdzie Władzia. A gdzie Władzia? – jakbym go słyszała. Cyprian miewa taki ton czasami, nie zawsze, rzecz jasna, ale taki… na granicy zainteresowania i kompletnej obojętności. Jak gdyby nie oczekiwał odpowiedzi, jakby już samym pytaniem załatwił jakąś sprawę.

      Gdzie Władzia? Jak mama sobie sama radzi?

      Grzeczność przede wszystkim… Radzi sobie, radzi…

      Władzia? Odeszła.

      Nie, nie, tak nie powiem, bardziej zdecydowanie:

      Odeszła!

      Nie, nie mogła odejść… To by zabrzmiało, jakby ona miała władzę, a nie ja. Lekko się zdziwię:

      Władzia? Zwolniłam ją.

      Tak, to lepiej brzmi. Zwolniłam ją po prostu.

      A Cyprian wtedy grzecznie zada pytanie retoryczne w rodzaju:

      Czy to było rozsądne, czy mama uważa, że to było rozsądne?

      A ona doda:

      W mamy sytuacji?

      A ja wtedy powiem:

      Tam chyba leżą jeszcze te orzeszki, które lubisz, kochanie, sprawdź.

      Muszę je przesypać… Niech nie mają wątpliwości, że wszystko jest tak, jak być powinno.

      Nie, nie postawię na stole, tylko schowam do bufetu i powiem:

      Chyba jeszcze zostały.

      Ale ciasteczka od razu na stół… Jak zawsze. I obrus położyć jeszcze…

      Cyprian był znakomicie wychowanym dzieckiem. Był dobrym, czułym chłopcem. Zresztą cóż to za wypytywanie… Oczywiście zapytają o Władzię. Raz. I ja odpowiem. I będziemy mogli się zająć… Oni zresztą są tacy zajęci… Cyprian jest teraz przedstawicielem na całą Europę. Z takiego syna mogę być tylko dumna! Tylko dumna!

      Lubię ten obrusik, ręczna robota… Ciasteczka na środek… Niech nie myślą, że jakoś specjalnie się szykowałam… Ot, po prostu wpadli na herbatkę. Wystarczy. Za dużo kupiłam… Gdyby chcieli coś zjeść… Ale na pewno zjedli już kontynentalne śniadanie. A obiad oczywiście w hotelu. Nie będą głodni. Dać na stół popielniczkę? Ona pali… Postawię, wywietrzy się potem. Albo nie. Nie. Też schować, niech nie myśli, że aprobuję ten rodzaj nałogu. Dawniej paliły tylko kobiety określonej konduity…

      Oczywiście jeśli Cyprian zapyta, pozwolę. Postawię z boku, na małym stoliczku. Ależ tu się zebrało kurzu! To nie może tak być! To mieszkanie wygląda na zaniedbane! Gdzie ja wyniosłam ten płyn? Trzeba było do kredensu schować, tak jak Władzia robiła. Powinnam to robić w rękawiczkach, ale zapocą mi się dłonie. Co pani robi, pani Marianno, że ma pani tak piękne dłonie? Nic, nic… Ładne mi nic… Trzeba się napracować, żeby mieć takie dłonie.

      Użyję tego czarodziejskiego wynalazku – przyjemny zapach, doprawdy przyjemny – i od razu się zorientują, że było specjalnie sprzątane! Zawsze mogę uchylić okno. Przewietrzy się, nic nie będzie czuć.

      Czasem mam nieodparte wrażenie, że te wszystkie środki właśnie dlatego mają tak silne zapachy, żeby zaznaczyć: uwaga, było sprzątane. Władzia uważała, że powinno się sprzątać wodą i ścierką tylko. Czasem terpentyny odrobinę użyć. Może i miała rację…

      Niepotrzebnie tak się spieszę. Mam jeszcze dużo czasu. Trzeba wziąć oddech i się uspokoić.

      A gdybym raz, jeden jedyny raz… Nie!

      Siadajcie, drogie dzieci, nie spodziewałam się was przed świętami, ślicznie wyglądasz, Oleńko! Jak zwykle!

      Mam nadzieję, że nie będzie znowu w tej marynarce – jak się ma takie ramiona, to się nie nosi… To wstyd dla kobiety takie ubranie. Nigdy nie włożyłabym czegoś podobnego. Ale to nie moja sprawa… Nigdy się nie wtrącałam, wybór Cypriana był dla mnie święty! Zresztą nie mogę powiedzieć, to nie jest brzydka kobieta. Całkiem przystojna. A Cyprian mógł mieć każdą! Każdą!!! No ale cóż…

      Jak sobie Władzia bez tego dawała radę? Bo schowała to do kredensu, ale ani razu tego zapachu nie czułam. Że też nie byłam w stanie jej zmusić do używania niczego innego poza terpentyną… Gdzie ona ją kupowała? Terpentyna z dzieciństwem jej się kojarzyła… Schodziłam pół miasta i nie znalazłam. Podobno w sklepie dla plastyków… Takie przestarzałe metody… Chodzi o to, żeby było czysto…

      No i przywitam ich przecież grzecznie, bez pretensji.

      Proszę bardzo, kochani, wejdźcie! Proszę! Proszę uprzejmie. Jak to miło, że w końcu przyjechaliście. Nie spodziewałam się was, co prawda, przed świętami, ale bardzo, bardzo, proszę bardzo.

      Skąd się wzięła ta plamka? Niby nie widać, a jednak jest. Nie schodzi. Może dywanik przesunę. Ach, ile bym dała za to, żeby mieć tyle odwagi i powiedzieć:

      Nie, nie jesteście mile widziani. Nie widzę powodu, dla którego odwiedzacie mnie raz do roku. Nie życzę sobie podobnych wizyt. Już dawno chciałam wam dać znać, że jest mi to wyjątkowo nie na rękę. Ale skoro już jesteście… Nie, nie zaparzyłam herbaty. Władka? Władka odeszła.

      Nie! Nie mogę powiedzieć: odeszła.

      Władka? Zwolniłam ją.

      Albo nawet ze złością bym powiedziała:

      Zwolniłam ją. Musiałam ją zwolnić.

      Bzdura! Nic nie musiałam!

      Zwolniłam ją. Otóż to. Zwolniłam. Po prostu zwolniłam. Po co przyszliście? Rozmawiać o niej? To już nie macie innych tematów? W takim razie nie są mi potrzebne wasze wizyty. Do tej pory zupełnie nie miałam odwagi powiedzieć wam, że to rzecz zbędna.

      Ja? Ja nie miałabym odwagi?

      Czego ja mogłam nie mieć? Wszystko miałam…

      Nie podoba mi się, że traktujecie mnie w ten sposób…

      W sposób, w sposób, w sposób…

      Nie jestem rezydentką w domu starców, którą odwiedza się w dniu miłosierdzia!

      A wszystko, co on na to powie, to:

      Kochanie, СКАЧАТЬ