Zjadacz czerni 8. Katarzyna Grochola
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Zjadacz czerni 8 - Katarzyna Grochola страница 6

Название: Zjadacz czerni 8

Автор: Katarzyna Grochola

Издательство: PDW

Жанр: Современные любовные романы

Серия:

isbn: 9788308072394

isbn:

СКАЧАТЬ style="font-size:15px;">      – Chciałam powiedzieć, że się cieszę, że mogę być z tobą.

      – Wiem, kochanie.

      – I żałuję, że nie mogłam być przy mamie.

      – Niepotrzebnie, ja z nią byłem. A ty byłaś z nami zawsze, nawet jak daleko, to też byłaś.

      – Nie mogłam wtedy przyjechać. Mieliśmy koncerty…

      – Byliśmy z ciebie tacy dumni, naprawdę.

      – Żałuję, że nie przyjechałam wcześniej…

      – To jest to, o czym mówiłem, widzisz? Nie żałuj, kochana, tak miało być. A wiesz dlaczego? Mam na to dowód!

      – Jaki?

      – Bo gdyby miało być inaczej, toby było.

      – Oj, tato, zawsze to powtarzasz.

      – Bo to jedyna prawda. Tylko teraz możesz coś zrobić. A mama była szczęśliwa, że ty tak dużo osiągnęłaś. I wiedziała, że rzuciłabyś wszystko, gdyby była taka potrzeba. Jak teraz… Nie maż się…

      – Tato, proszę… Nie mażę się.

      – I jeszcze trzeba wiedzieć, czemu się oczy mokre robią… Jaki powód tam w środku jest. A ja tak sobie myślę, Daruś, że ty powinnaś po niego pójść. Nie powinien tam czekać w tym polu. Pamiętasz Marysię?

      – Jaką Marysię?

      – Chodziłaś z nią do klasy, zanim poszłaś do muzycznej… Marysia na nią wołali. Ona też czekała… I się nie doczekała.

      – Czekała? Powiesiła się! Tato, na miłość boską!

      – Ja tylko mówię, że czekanie wyczerpuje człowieka… Następny jest o czwartej czterdzieści pięć. To nawet nie wypada. Obcemu byś zaproponowała, żeby poczekał w cieple. Oj, córuś, trzeba widzieć różnicę między pokorą a upokorzeniem…

      – Tato???

      – Nic, nic, zaraz przejdzie… Nie mogę…

      – Powinieneś być w łóżku!

      – Nie, nie, mówię ci, muszę przeczekać, posiedzieć trochę, mniej dokucza… Zaraz tabletka zacznie działać. Życie jest takie krótkie… A ty zrobisz, jak zechcesz. Ja cię do niczego nie namawiam ani nie zmuszam. Posiedzę tutaj… Nie bój się, poczekam na ciebie przecież…

      Rozdział 2

      Popołudnie

      – A po cóż to pani tyle bibelotów? Na tym kredensie nic już nie można postawić, kawałka miejsca nie ma, a i wszystko się kurzy, bo i te figurki się kurzą, i z karafki trzeba zetrzeć, i kieliszki na wierzchu, a po co, jak pani nie pije? Po co to na oczy wystawiać, jak tu nikt nie przychodzi? Kto to widział i ptaszki, i ta pani z panem, nieprzyzwoite takie figurki na golasa, za przeproszeniem, na widoku, schowałaby pani. Dobrze, że tu nikt nie przychodzi, bo wstyd byłby. A tą panią, co rąk nie ma, to po co pani trzyma, jak uszkodzona?

      Tą! Coś podobnego!

      – To jest Nike, droga Władziu, Nike z Samotraki!

      – Wszystko mi jedno, skąd ją pani przywiozła, ale ja bym do naprawy dała, a nie tu trzymała na obrazę, i goła, i bez rąk.

      Do naprawy! Jakbym ją słyszała. Trzeba kurze zetrzeć, gdzie ona stawiała ten płyn? Tyle razy mówiłam, żeby środki do czyszczenia w łazience były. A Władzia na to, że w łazience nie będzie trzymać, jak tutaj kurze ściera, a w łazience myje na mokro. Pewno do kredensu włożyła… Oczywiście, nawet nieotwarty. Nie użyła ani razu. Jest! Przy obrusach. Co to w ogóle znaczy? Gdzie ja mam okulary? Zawsze czegoś szukam. Kiedyś pani samą siebie zapomni wziąć, tak mi powiedziała Władzia, kiedy wracałam po klucze. No, raz wróciłam.

      Tu gdzieś położyłam, o, są. Literki coraz mniejsze, chyba po to, żeby ludzie nie czytali, tylko bezmyślnie używali. Albo żeby ich w ogóle oduczyć czytania. Bo im naród głupszy, tym łatwiejszy do pokierowania. Co oni tam dodają?

      Pronto proti prachu, przeciw kurzowi, hosszan tartó portaszító hatás, dlouhotrvající antistatický účinek, długotrwałe działanie antystatyczne, a z tej strony? No, tego nikt nie jest w stanie przeczytać. Nie rysuje nawierzchni… Jeszcze tego by brakowało! Co tu ma rysować? I ściereczkę też tu schowała… Oj, Władziu, Władziu, tyle razy prosiłam, niech to Władzia odkłada na miejsce, do łazienki na półeczkę, tam gdzie papier toaletowy… Straszny ten kurz, powietrze teraz jakieś inne, takie nieświeże, dawniej się tak nie brudziło…

      Władzia nie lubiła tych figurynek, a to takie ładne, Cyprian mi z Włoch kiedyś przywiózł, a ta gorsząca golizna to Rodin… Kieliszki to muszę przepłukać, bo może będą mieli ochotę się napić czegoś, kieliszeczek nalewki wiśniowej albo orzechówki, oni tam takich rzeczy nie mają… Wezmę do kuchni, zdążą wyschnąć, kryształ prawdziwy…

      Ściągnę tę kapę z tapczanu, same poduszki zostaną…

      O Jezus, tu basen jeszcze został? Czyściutki, ale że też ja go nie schowałam? Byłam przekonana, że uprzątnęłam, a tu proszę. Ale fikusa nie umyję, nie mam siły, zresztą kto by się tam przyglądał kwiatkom. Władzia co tydzień mu liście watką zmoczoną letnią wodą przemywała, może potem… Ładnie wygląda, jeszcze telewizor, skąd się tyle kurzu zbiera?

      – Telewizor to by pani sobie kupiła większy, bo w tym już nic nie widać…

      Może i powinnam o tym pomyśleć, ale kto by się na obsłudze takiego sprzętu rozeznał… Musiałby mi Cyprian pokazać, wszystko na nowoczesne piloty, jak to spamiętać, Władzia powiedziała, że człowiek naciśnie byle co i mogą się syreny włączyć. Mówię: Władziu, syreny od pilota się nie włączają, a ona, że u państwa Dobromirów spod jedenastki się włączyły.

      – Władziu, to czujnik przeciwpożarowy się włączył, bo pani Dobromirowa coś przypaliła!

      – Już ja tam swoje wiem. – To było jej ulubione powiedzonko. Nic nie dała sobie wytłumaczyć.

      Zakupy przyniosłam tutaj? Nie, zostawiłam w kuchni. Gdzie ta paterka na ciasteczka? O, jest. I miseczka z miśnieńskiej porcelany na orzeszki. Ciasteczka maślane, oni będą po obiedzie, ciasteczka nie poleżą długo, ale są dobre, a za tymi orzeszkami Cyprian przepadał. Najpierw basen wyniosę, bo potem jeszcze zapomnę i dopiero wstyd będzie.

      Łazienka czyściutka, wczoraj umyłam, jak się pomalutku pracę rozplanuje, to człowiek wszystko zdąży zrobić.

      Nie będą wcześniej jak o piątej… Ręcznik ten różowy powieszę, Cyprian mi przysłał, ucieszy się, że używam. Chociaż, prawdę powiedziawszy, wolę swoje stare, jakoś inaczej były robione, wodę pięknie chłoną, a ten śliczny i różę ma wyhaftowaną, ale jakiś taki… inny jest. Władzia miała rację, kiedy mówiła, że jedne są do używania, a drugie do oglądania. Ten jest do oglądania.

      Zatrzymali się w hotelu, СКАЧАТЬ