Название: Zjadacz czerni 8
Автор: Katarzyna Grochola
Издательство: PDW
Жанр: Современные любовные романы
isbn: 9788308072394
isbn:
Nasz ślub to była fajna uroczystość, goście w stodole spali, bo tu hotelu żadnego nie było, teraz jakieś prywatne kwatery robią, ale to głównie dla robotników zza wschodniej granicy. Wtedy nic. Rodzice nam pokój swój odstąpili na noc poślubną, ale jaka to noc, jak poszliśmy spać o szóstej chyba, a o dziesiątej poprawiny się zaczęły, bo goście, ci, co najwcześniej padli, wstawać zaczęli. Trzeba było znowu stoły nakrywać.
Ale takiej zabawy jak my to nie miał nikt ze znajomych. Ja to nawet nie wiedziałem, że ludzie się mogą tak bawić, wszyscy tańczyli, i młodzi, i starzy, oczepiny o dwunastej, błogosławieństwo od rodziców odebraliśmy i chleb, i sól, i kieliszki musieliśmy potłuc na szczęście, i widzisz… Ech…
Nie przypominam sobie, żeby wtedy kursowały tu autobusy. Chyba nie, najbliższy przystanek był ze dwa kilometry przed Zagórką, w Zarzeczu.
I jak to się skończyło?
Rozwodem.
Ja mogę jej wszystko zostawić, mnie na niczym nie zależało, tylko na niej. Ale jak nie chce, to prosił się nie będę. Jestem tym wszystkim zmęczony.
Ty wiesz, że ja czasem kwiaty dla niej kupowałem, wracałem do domu z lecznicy, wstępowałem do kwiaciarni i kupowałem kwiaty. Mam prawie pod domem kwiaciarnię, od lat ta sama pani za ladą, kwiaciarnia została kwiaciarnią, nie salonem roślin ozdobnych, kwiaciarnia Pod Różą, właścicielka ma na imię Róża, fajnie to się złożyło, po prostu tam wchodziłem i kupowałem kwiaty, ot tak, bez powodu, bez imienin, bez urodzin, tak sobie.
Co prawda wyrzucałem je do śmietnika przed domem, bo się bałem, że jeszcze sobie coś pomyśli… Że wiesz, za bardzo mi na niej zależy. Władzę by wtedy miała nade mną… A kwiaty i tak przynosiła do domu po każdym koncercie. To jej te moje na plaster były…
A władzę i tak miała.
Tylko dzieci nie mogliśmy mieć, Daria nie może. Nie było łatwo nam się z tym pogodzić, ale jak ludzie się kochają, to przez wszystko przejdą. Człowiek planuje sobie życie, wybiera czas i miejsce, nie teraz, za rok, jak mi się uda, jak skończę studia, jak wyjedziemy, jak nam włosy urosną. Jakbyśmy mieli cokolwiek do powiedzenia.
Najpierw się zabezpieczaliśmy, bo za wcześnie jeszcze, dziecko musi być wyczekiwane, kochane, zaopiekowane, pierdoły same. A potem się okazało, że jakoś nam nie wychodzi… Ale Dariuszkę to chyba jeszcze mocniej pokochałem, żeby nie czuła się taka samotna w tym… wiesz. Żeby winna się nie czuła, bo jaka to jej wina? Widać los tak chciał.
I wtedy chyba pierwszy raz pomyślałem, jakoś tak prawdziwie dotarło do mnie, że niewiele od nas zależy. A jak niewiele zależy, to trzeba robić wszystko, żeby to, co można, załatwiać od razu.
Wtedy tu pola były, żyto rosło… A teraz ugór chyba… Może się teraz nie opłaca ziemi uprawiać? Smutno tu macie, jakoś tak dziwnie. Prawie bezludzie, pewno tylko starzy zostali, no i ty…
Ale po co tu wróciła? Dlaczego uciekła? Tak źle jej ze mną było?
Mogłem zdążyć na ten wcześniejszy autobus, ten dwudziesta druga z czymś. Ale myślałem, że jeszcze się jakoś porozumiemy, ona przeprosi, że mnie tak potraktowała jak nie wiadomo kogo, współlokatora, z którym nie trzeba się liczyć. A dom jak hotel, z którego się można wymeldować. Może miałem nadzieję, że się jakoś pokaja, powie, że mnie kocha, że po prostu chciała ojca odwiedzić…
Ale to po to się pakuje dwie walizy? Nuty? Skrzypce? W odwiedziny? Bo niby coś takiego przebąkiwała, ale kto by do tego wagę przywiązywał. Może to dla niej ważne było, ale skąd mogłem wiedzieć? Cały dzień haruję jak wół, wierz mi, nie jest łatwo z takimi jak ty. Powinna się jakoś wytłumaczyć. Czekałem na jakąś skruchę, czy żeby doceniła, co dla niej robię… Ale się nie doczekałem.
Milczała złowrogo cały czas.
To powiedziałem, że bardzo dobrze, tylko trzeba mnie było wcześniej uprzedzić, że chce się rozstać, skoro nic nie znaczę, nie ma problemu, przecież się nie powieszę, że skontaktujemy się przez prawnika, to może będzie łatwiej o porozumienie.
Dodałem, że właściwie to mi też już niespecjalnie zależy, żeby być z człowiekiem, który po prostu mówi, że wyjeżdża na czas nieokreślony – bo to jest kompletne lekceważenie, nie sądzisz?
Nie sądzisz, widzę.
Niepotrzebnie przedłużałem tę wizytę. Jakby coś się miało wydarzyć. Liczyłem na cud chyba, że się rozpłacze, wyzna, że jej przykro, albo powie dlaczego, jakoś się wytłumaczy, doceni to, co dla niej zrobiłem. Powtarzam się…
Ale się nie doczekałem.
Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem, nawet się nie pożegnałem z jej ojcem. A lubię go, cichy, porządny facet. Nie widywaliśmy się często, ostatni raz chyba na pogrzebie matki Darii, ale sprawiał wrażenie bardzo miłego człowieka, takiego, co to nikomu nie wadzi.
On pierwszy się zorientował, że Daria ma talent, że słuch ma absolutny. Do szkoły muzycznej ją posłał i codziennie woził samochodem, tak w nią wierzył. Godzina jazdy w jedną stronę. To już poświęcenie prawdziwe, a jeszcze w tamtych czasach? Oni nie byli zamożni, sama benzyna to już był wydatek. Ale wierzył w Darię. No i nie pomylił się, bo jest bardzo dobra. Dostać się do filharmonii nie jest łatwo, konkurs trzeba wygrać, na jedno miejsce cała wataha skrzypków czeka. A jak ona gra koncert Bacha na dwoje skrzypiec! Glissanda to jej wypadają spod smyczka jak perełki, wznoszą się i opadają jak śpiewające fale. Flażolety, gamy, interwały ćwiczy codziennie, ty wiesz, że nigdy ani przez moment to mnie nie drażniło? A jak kiedyś zagrała koncert na świeżym powietrzu, w parku, charytatywnie zagrała, to ludzie z ulicy przychodzili, a ci, co przyszli, płakali…
Ona umie coś takiego z duszą zrobić, że człowiek nagle sam sobie wydaje się lepszy…
No i dostała się do filharmonii po pierwszym przesłuchaniu! A wczoraj mi powiedzieli, że urlop bezpłatny wzięła na czas nieokreślony. Oczywiście będą na nią czekać… To mówi samo za siebie.
Ale ja to już nie mam na co czekać. Widzisz, jakie pieskie to życie? Nie tylko ty masz przechlapane. Nikt mnie nigdy tak nie potraktował i przysięgam, że nigdy już nie dam się tak potraktować. Nigdy. Przez nikogo.
Czego ty ode mnie chcesz? Zanudziłem cię? Gdzie się wybierasz? Jak ty wyglądasz, strasznie chudy jesteś… Jak leżałeś, wyglądałeś normalnie… Biedny zwierzak jesteś. Nogę masz przetrąconą chyba. Nie uważałeś? Trzeba się rozejrzeć, czy coś nie jedzie, w lewo, w prawo, w lewo, i dopiero ruszać, a nie jak głupie sarny na światła wpadać. Potrącił cię ktoś czy dobry człowiek skopał? Nie mam nic do żarcia… Nie masz domu, że tu leżysz? Poczekaj. Daria by cię nakarmiła, ja nic nie mam. A jej nie ma. Sama skóra i kości… Bidak jesteś… Przyszła kiedyś do mnie do lecznicy kobieta z kotem i mówi: bo, panie doktorze, kot mi schudł… Z tobą nigdy nikt nigdzie nie był, prawda? Coś ty taki przymilny się zrobił? Dobry pies, czeka… Czeka, mówię! Wiesz, co mi powiedziała? Kot nie człowiek, panie doktorze, on potrzebuje miłości…
СКАЧАТЬ