Название: Zjadacz czerni 8
Автор: Katarzyna Grochola
Издательство: PDW
Жанр: Современные любовные романы
isbn: 9788308072394
isbn:
Mebel ohydny, farbą białą maźnięty pół wieku temu, drzwiczki do naprawy, szuflady się nie chcą otworzyć. Rozpacz. A ona odejść nie chce, więc już wiem, że to ja z facetem muszę załatwiać, bo przecież jak ją taką zobaczy, to cenę z księżyca rzuci. Mówię surowo: zostań tu i się nie wtrącaj, bo ona tak rozogniona, że jak ja bym to gówno sprzedawał i taką klientkę zobaczył, sam bym powiedział lekko tysiąc albo i dwa.
A ona ręce złożyła i tak na mnie patrzy, że mówię ci, od samego spojrzenia mi się gorąco zrobiło.
Facet nawet się nie targował, za dwie stówy oddał, ale weź to, człowieku, i teraz przewieź. I gdzie. Musi iść do renowacji jakiejś, skórka za wyprawkę, wiadomo, że trzeba będzie sporo wpakować, żeby jakiegoś robactwa do domu nie sprowadzić. W Szczytnie załatwiliśmy transport, to gdzieś w okolicach Szczytna było, Daria wydzwaniała po wszystkich znajomych, czy jakiegoś zaprzyjaźnionego stolarza mają, żeby od razu toto do stolarza pojechało, bo jak dom zapluskwimy albo wprowadzimy spuszczela, to się potem człowiek ze szczęścia nie pozbiera. Ale ktoś tam oddzwonił – mieli. Za następne cztery stówy kredensik pojechał do stolarza.
A my w leśniczówce ze dwa tygodnie siedzieliśmy, to był fajny czas… Nawet zasięgu nie było… Jak zasięgu nie ma, to człowiek naprawdę wypoczywa, jest sam ze sobą – no i z tym drugim człowiekiem. Inaczej się świat widzi, jak nie jesteś atakowany przez nikogo… W sensie że sam siebie nie atakujesz, nie sprawdzasz, co na świecie słychać, nie śledzisz wiadomości, nie odbierasz telefonów.
Nawet ona inaczej wyglądała… Łaziliśmy po lesie, zbieraliśmy jagody, grzybów nie było, pływaliśmy w jeziorze, ziemniaki z kwaśnym mlekiem jedliśmy na obiad – a mleko takie, że można było nożem kroić. Wszystko miało inny smak, kochaliśmy się codziennie, samo nam tak wychodziło… Nie mogłem się na nią napatrzeć, jakaś taka… prawdziwsza była, dostępniejsza. Śmiała się częściej niż w domu. Wiem, że ludzie to urlop potrafią sobie spieprzyć. Oczekują Bóg wie czego, że będzie piękna pogoda i będą mieli dla siebie czas, a potem się okazuje, że pada i nuda… Ale myśmy niczego nie oczekiwali, samo wszystko wychodziło. Padało dwa dni, siedzieliśmy w pokoju, ona czytała na łóżku, łóżko stare, drewniane, ale przykryte kocem z sieciówki, zielonym, ładnie jej było na tym kocu, nogi podwinięte, głowa na zgiętym łokciu, bokiem leżała, aż powiedziałem: ręka ci przecież zdrętwieje! To się zaczęła śmiać, że ona lepiej przecież wie, co jej zdrętwieje! A ja siedziałem przy oknie i gapiłem się na nią. W ogóle nudno nie było…
A potem wróciliśmy do domu. Chyba z miesiąc czekała, aż kredensik zrobią. Jeździła z próbkami farb, z jakimiś wydrukami z internetu, żeby odnowić, ale postarzyć, nie bardzo rozumiałem, o co chodzi, ale taka szczęśliwa była, że mówię ci… No i wreszcie kredensik przyjechał.
Cała kuchnia wyszlachetniała. Wiedziałem, że pasować toto nie ma do czego, ale kto do domu wchodził, to się zachwycał. Cacuszko z niego zrobiła. Przecierki, mosiężne zameczki, stare szkło gdzieś wynalazła, szybki wstawione, ja to nie mam takiej wyobraźni, żeby widzieć wcześniej, co może z takiego czegoś być – a ona zawsze miała. No i okazało się, że ten kredensik to najładniejsza rzecz w domu, aż się w kuchni siedzieć chce w jego towarzystwie. A ona szczęśliwa jak nigdy. Z powodu głupiego mebla…
I dlatego rzuciłem, że ten kredensik chcę, żeby ją zmusić do jakiegoś oporu, żeby coś powiedziała, że nie, nie zgadza się, że to jej pomysł, jej ukochana rzecz, która przecież do niej mówiła, że umrze z tęsknoty, rozumiesz mnie?
A ona na to:
– Jak chcesz.
Jakby mi nóż w serce wbiła.
To już nic się nie liczy? Nic, co było między nami? Jedna kłótnia przekreśla całe życie? To, co mieliśmy za sobą, i to, co jeszcze przed nami? I gdzie tu obietnica: nie opuszczę cię aż do śmierci, w chorobie i zdrowiu będę z tobą? Jak się bierze torbę i wyjeżdża do ojca na drugi koniec świata, żeby mi coś pokazać? I kompletnie się nie liczy z uczuciami drugiego człowieka? Którego się podobno kochało?
Mówię ci, że aż mi się słabo zrobiło od tej jej obojętności, od tego zimna, od tego „jak chcesz”.
Ja nikogo w życiu nie kochałem tak, jak ją kocham. Gdy ją zobaczyłem, już byłem zatopiony. Trafiony, zatopiony. Jedno spojrzenie i pif-paf! Wiedziałem, niekiedy wie się od początku, co człowiekowi przeznaczone. Parę razy w życiu tak miałem, ale nigdy tak silnie, nigdy przy kobiecie. Wszystko się zrobiło nieważne, tylko żeby ją poznać, mieć obok siebie na zawsze. Kłaść się i wstawać przy niej. Po prostu. Ona potem się przyznała, że jak mnie zobaczyła na tych schodkach drewnianych, bo myśmy się na schodach pierwszy raz widzieli, to zwróciła na mnie uwagę. A Jurek, któremu pomagałem – biegałem jak kot z pęcherzem, żeby cały osprzęt na ten koncercik ustawić, bo myśmy tam sprzęt przygotowywali – powiedział, że ją zna i że ona tu będzie grała na skrzypcach. Wcale nie miałem zamiaru być na tym koncercie, ale zostałem.
No i już byłem w domu! Już wiedziałem, że zrobię wszystko, żeby mi tylko nie uciekła. Trochę to trwało, Daria była raczej nieufna, musiałem włożyć sporo wysiłku, ale opłaciło się. Musiałem ją obłaskawiać jak zwierzątko jakieś. Jeden nieostrożny ruch i wiesz, że już ci nie zaufa. Ale zwierzęta mnie lubią, chociaż czasami muszę im sprawić ból. Nie ma wyjścia, sam zastrzyk przeciwbólowy jest stresem. No i w końcu ją zdobyłem. Możesz mi wierzyć, że niczego więcej od życia nie chciałem.
Tylko z nią być.
Wtedy jeszcze grałem trochę na gitarze, w takim niewielkim zespole, bo w życiu robię coś innego, ale na sprzęcie to się znam. Gdyby wtedy Jurek mnie nie poprosił o pomoc, tobyśmy się nigdy nie spotkali.
Ślub mieliśmy tutaj, kościelny, w Zagórce, bo tu jej rodzice, dziadkowie jeszcze wtedy żyli… Tu się nigdy nic nie zmienia… Ksiądz chrzci, potem ślubu udziela, potem pogrzeb odprawia – dopóki sam na cmentarzu koło kościoła nie spocznie. Wszystko niezmienne.
Ksiądz tak ładnie powiedział: bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie… Żebyśmy pamiętali o tym. I o naszej miłości. Ten ksiądz zresztą zniknął wkrótce potem i nikt nie wie, co się z nim stało. Zniknął! Wcale nie zniknął, tylko gdzieś przeniesiony został, bo przecież zastępcę przysłali.
Wyobrażasz sobie, że do dzisiaj w Zagórce nie przyjęli do wiadomości, że ksiądz Dominik, który dawał Darii pierwszą komunię, wszystkich pożenił, niektórych pogrzebał, nagle zniknął, ot tak? Ludzie pisali do kurii, żeby go odnaleźć i przywrócić, ale przepadł jak kamień w wodę i nikt im nawet nie odpisał. Nie mogli pojąć, że ksiądz Dominik zniknął bez pożegnania, bez słowa… To było wydarzenie! Nasz ksiądz! Nic nie jest ważniejsze. A przecież księża są oddelegowywani do parafii. Ale tu nikt niczego nie rozumie.
Nawet jak ta Maryśka od Niekłajów popełniła samobójstwo, wspominano to krócej! Wyobrażasz sobie? Piękna dziewczyna i śpiewała jak anioł. Nawet Daria to przyznała – kto jak kto, ale ona się zna. Powiedziała, że taki talent to raz na milion się zdarza, chodziła z nią do klasy, tu, obok waszej wsi.
Ale to nie było wydarzenie. Dziw, że jej dali miejsce na cmentarzu, a nie pod murem pochowali. Bo samobójcy miejsce na katolickim cmentarzu się nie należy. Wiesz o tym? No chyba że się przepisy zmieniły. Śpiewała na naszym ślubie, mówię СКАЧАТЬ