Название: The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności
Автор: Ryk Brown
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Зарубежная фантастика
Серия: The Frontiers Saga
isbn: 978-83-66375-54-3
isbn:
Pilot znów się odezwał, a w odpowiedzi dowódca załogi złapał mocno uchwyt, dając znak, aby inni poszli za jego przykładem.
Transportowiec zaczął tak szybko obniżać wysokość, jakby jego silniki po prostu przestały działać. Nathanowi żołądek podskoczył do gardła. Niecałe trzydzieści sekund później ich opadanie zakończyło się niemal tak gwałtownie, jak się zaczęło. Wszyscy zostali z niewiarygodną siłą wciśnięci w fotele. Następnie transportowiec przeszedł do typowego lotu na niskich wysokościach i przeleciał nad ogrodzeniem z drutu kolczastego, zbliżając się do lotniska tuż obok Centrum Zarządzania Kryzysowego.
Minutę później transportowiec delikatnie zadrżał, lądując na powierzchni lotniska, i pojechał w stronę wyznaczonego stanowiska. Gdy się zatrzymali, Nathan zauważył w pobliżu dwie pozostałe jednostki bojowe, które unosiły się nieruchomo. Ich dzioby nieustannie obracały się we wszystkich kierunkach.
Drzwi transportowca otworzyła z zewnątrz obsługa naziemna. Gdy się rozsunęły, z pojazdu wysunął się mały trap, po którym zeszła Jalea, a za nią Tug i Jessica. Gdy Nathan chciał ruszyć za nimi, Montrose chwycił go za ramię.
– Jeśli będziesz chciał walczyć z Ta’Akarami, wezwij nas. Będziemy z tobą.
Nathan spojrzał w oczy dowódcy i zobaczył w nich determinację. Montrose mówił serio. Nathan rzucił też spojrzenie na kokpit. Obaj piloci patrzyli na niego z poważnymi wyrazem twarzy. Nic nie powiedzieli, tylko razem z dowódcą skinęli głowami. Nathan odwzajemnił pozdrowienie.
Stojąc już na ziemi, Nathan pomyślał, że powinien się obrócić i spojrzeć na pojazd, z którego wysiadł. Ku swojemu zaskoczeniu zauważył, że dowódca załogi i piloci mu salutują. Gdy statek zaczął się podnosić, Nathan również zasalutował.
Ktoś z personelu naziemnego chwycił go za ramię, zachęcając, by poszedł za innymi. Nathan odwrócił się i udał razem z Tugiem, Jaleą, Jessicą i lokalnymi funkcjonariuszami ochrony do głównego budynku, oddalonego o zaledwie dziesięć metrów. W środku zostali przywitani przez poważnie wyglądających mężczyzn w pełnym rynsztunku, wymachujących dość złowieszczo wyglądającą bronią energetyczną. Ci ludzie nie byli pracownikami ochrony. Podobnie jak załoga pojazdu transportowego, wyglądali na bardziej doświadczonych i byli lepiej wyposażeni. Ich mundury także były inne. Podczas gdy uniformy personelu ochrony miały ułatwić identyfikację osób zajmujących wyższe stanowiska, stroje tych mężczyzn były czysto funkcjonalne: czarne z matowoszarymi lamówkami, ozdobione jedynie naszywką z nazwiskiem, nazwą jednostki i stopniem.
– Sir! – młody mężczyzna w czarnym mundurze zwrócił się do Nathana w silnie akcentowanym Angla. – Muszę prosić pana i pozostałe osoby o oddanie całej broni przed wejściem do centrum dowodzenia.
– Zaczekaj chwilę – zaczęła Jessica.
Nathan rozejrzał się po pomieszczeniu i dostrzegł, że mężczyźni napięli mięśnie. Jessica też to zauważyła.
– Jess, naprawdę nie sądzę, żebyśmy mieli wybór.
– Wasza broń zostanie zwrócona po wyjeździe, sir. Ale ze względów bezpieczeństwa jedynie upoważniony personel Corinari może być w tym obiekcie uzbrojony.
Jessica powoli odpięła automatyczną broń, trzymając ją za lufę, aby w pomieszczeniu pełnym uzbrojonych żołnierzy nie sprowokować błędnej reakcji.
– W porządku – powiedziała, wręczając funkcjonariuszowi karabin, a następnie pistolet.
Nathan poszedł w jej ślady, podobnie jak Tug i Jalea.
Scott już miał ruszyć do przodu, gdy funkcjonariusz znacząco chrząknął i spojrzał na Jessicę, która przewróciła oczami i uśmiechnęła się.
– Oj! – wykrzyknęła, wyciągając z pochwy przy pasku duży nóż bojowy, a także mniejszy z prawego buta. – Chyba zapomniałam o kilku rzeczach.
– Coś jeszcze? – Nathan spojrzał na nią.
– Tylko te małe granaty błyskowe – przyznała i wyjęła cztery małe pomarańczowe kule z woreczka przy pasku.
– Jesteś pewna, że to wszystko? – zapytał ponownie Nathan, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– A co, chciałbyś sprawdzić mój stanik? – odpowiedziała z figlarnym uśmiechem.
Nathan zamyślił się przez chwilę, przypominając sobie spotkanie w domu jego ojca tej nocy, gdy się poznali. To był krótki, ale pełen pasji moment, w którym uczestniczyło dwoje nieco nietrzeźwych i nieznających się ludzi. W tamtym czasie żadne z nich nie wiedziało, że będą służyć razem, zwłaszcza tutaj, tysiące lat świetlnych od domu.
Kilku strażników prawdopodobnie rozumiało Angla, ponieważ także się uśmiechnęli. Dowódca zabrał całą broń i umieścił ją w bezpiecznym miejscu.
– Proszę za mną – polecił funkcjonariusz. Poprowadził ich długim korytarzem. Mijali drzwi i okna, przez które można było zobaczyć różne pomieszczenia. Najczęściej znajdował się w nich personel, teraz zajęty radzeniem sobie z ogólnoświatowym kryzysem.
Gdy szli korytarzem, Jalea przybliżyła się do Tuga i zaczęła do niego mówić w ich własnym języku, a na wypadek gdyby ich eskorta również go znała, dodatkowo ściszyła głos.
– Uważam, że najlepiej byłoby, gdybyś pozwolił Nathanowi przemówić – zaczęła delikatnie nalegać.
– W jakim celu? – Gdy minęli pierwszy narożnik korytarza, Tug próbował ukryć zaciekawienie przed innymi.
– Wyznawcy na tym świecie uważają go teraz za bohatera legendy. Może to być bardzo przydatne dla naszej sprawy.
– Nie przepadam za taką taktyką. Bardziej niż ktokolwiek powinnaś być tego świadoma.
– Nie sugeruję, żebyśmy to wykorzystali, tylko abyś świadomie nie zrezygnował z tego pomysłu. Pomimo twoich moralnych zastrzeżeń taka taktyka może okazać się zbyt cenna, by ją odrzucić.
– Jalea, ci ludzie stoją teraz w obliczu największego zagrożenia w całej tysiącletniej historii. Czy nie sądzisz, że mają prawo poznać prawdę o tym, że pewne okoliczności zostały im narzucone?
– Czy masz na myśli to, że przywódca Karuzari i jego była kochanka spreparowali znak, który rzekomo miał być przekazany od Boga i świadczyć o tym, że wkrótce przybędzie Na-Tan, bohater legendy?
– Nie wiedziałem wcześniej o twoich oszustwach, przecież wiesz. – Tug spojrzał na nią spod oka.
– Tak, i oczywiście mogłabym im o tym powiedzieć. Ale czyby uwierzyli?
Tug zdawał sobie sprawę, że nim manipulowała. Jalea nie pierwszy raz postępowała w taki sposób. Zawsze miała zły nawyk brania spraw w swoje ręce, co zwykle, niestety, czyniła nieostrożnie. Tym razem jednak ryzykowała życie miliardów niewinnych ludzi. Nie mógł pojąć, jak mogła usprawiedliwić takie działania.
– Bardziej СКАЧАТЬ