The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności. Ryk Brown
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności - Ryk Brown страница 5

Название: The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności

Автор: Ryk Brown

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: The Frontiers Saga

isbn: 978-83-66375-54-3

isbn:

СКАЧАТЬ następnie usiadł z powrotem na swoim fotelu, skierowanym do tyłu i znajdującym się tuż za pilotem. Przez okna Nathan widział drugi transportowiec lecący po prawej i nieco za nimi. Zauważył, że inni założyli słuchawki, więc poszedł w ich ślady.

      – Dokąd lecimy? – zapytał, używając zestawu komunikacyjnego.

      – Do jakiegoś centrum dowodzenia – odpowiedziała Jalea, po czym zaczęła rozmawiać z dowódcą załogi w lokalnym dialekcie. – Mówi, że do Centrum Zarządzania Kryzysowego – przekazała po kilku chwilach.

      – Powiedz mu, że musimy porozmawiać z ich przywódcami – polecił Nathan.

      – Naprawdę? – zapytała Jessica, gdy Jalea przekazała słowa Nathana dowódcy załogi. – „Zabierz mnie do swojego przywódcy”? Czy tego chcesz?

      – Mówi, że premier jest najwyższym rangą urzędnikiem państwowym, o którym wiadomo, że przeżył – przetłumaczyła Jalea.

      – W takim razie chcemy z nim porozmawiać – przekazał Nathan.

      – Jest w innym transportowcu – wyjaśniła Jalea. – Najwyraźniej był to ten mężczyzna, który przedstawiał cię tłumom. Też leci do centrum dowodzenia.

      Nathan przewrócił oczami z rezygnacją, a następnie ponownie zwrócił uwagę na widok za oknem. Obok przeleciały cztery maszyny i zajęły pozycje tuż przed statkiem. Były mniejsze i miały tylko po trzy wentylatory. Te małe pojazdy były solidnie uzbrojone w broń energetyczną, umieszczoną w wieżyczce zamocowanej pod dziobem, a także w zasobniki rakietowe wystające z obu stron tuż za kokpitem. Poza uzbrojeniem wydawały się pod względem konstrukcji identyczne z innymi jednostkami, które transportowały funkcjonariuszy ochrony.

      – To zapewne musi być eskorta – zauważyła Jessica.

      Dla Nathana dziwne było, że w ogóle potrzebowali uzbrojonej eskorty.

      ***

      Gdy grupa zwiadowcza „Aurory” przybyła na Corinair, Marcus zdecydował się pozostać na promie, mimo że pozostali wysiedli. Ostatnią rzeczą, jakiej pragnął, było stanięcie przed ryczącym tłumem niczym jakiś celebryta, zwłaszcza że nie więcej niż kilka godzin wcześniej zestrzelił jednostkę przechwytującą za pomocą pospiesznie zmontowanej broni umieszczonej z tyłu promu. Z łatwością mógł sobie wyobrazić, że tamten pilot po przymusowej ewakuacji nadal musiał być wściekły.

      Patrzył z konsternacją, jak wszystko na zewnątrz zaczyna się sypać. Minęło nie więcej niż kilka minut, a już wydawało się, że cała planeta wymknęła się spod kontroli. Wszędzie, gdzie tylko spojrzał, ludzie walczyli o coś. Sam kiedyś brał udział w bójkach barowych, ale z czasem stwierdził, że są zbyt niebezpieczne. Gdy więc zamieszki nasiliły się, zaczął się zastanawiać, czy ponownie nie zamontować przetestowanej już wcześniej broni – po prostu na wszelki wypadek, gdyby niebezpieczeństwo wzrosło. W obawie, że może to przyciągnąć nadmierną uwagę, zdecydował się jednak nic nie robić. Zamiast tego po prostu wycofał się w głąb statku, gotów zamknąć właz, gdyby pojawiły się kłopoty. Poczuł ulgę, gdy Enrique i dwaj marines stanęli przy tylnej rampie.

      – Wchodzimy na pokład! – wrzasnął Enrique. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebował, to żeby Marcus pociągnął za spust i zrobił mu dziurę w brzuchu.

      – Co tam się dzieje? – zapytał Marcus.

      – Mieszkańcy Corinair się buntują – odpowiedział Enrique.

      – Bez żartów. O co im chodzi?

      – Nie wiem i nie obchodzi mnie to – odparł Enrique. – Mam rozkaz zabrać ten prom z powrotem na „Aurorę”, więc odpal go i ruszajmy.

      – A gdzie jest pilot? – zapytał Marcus.

      – Patrzę na niego.

      Marcus obejrzał się za siebie, jakby się spodziewał, że zobaczy tam jeszcze kogoś.

      – Mówisz poważnie?

      – Księżniczka rebeliantów powiedziała, że umiesz tym latać. Miała rację?

      – Kto? Co? No tak, jeślibym musiał…

      – Niestety, musisz. Nie wiemy, jak długo ochrona będzie w stanie utrzymać tłum pod kontrolą.

      Marcus jęknął, odwrócił się i skierował do kokpitu.

      – Sprawdźcie otoczenie promu, żeby się upewnić, czy nie ma żadnych przeszkód, i możemy spokojnie wystartować – polecił Enrique dwóm żołnierzom. – Ale zróbcie to szybko. Chcę od razu oderwać się od ziemi.

      Zgodnie z rozkazem marines wybiegli przez tylną rampę, a Enrique obrócił się, by dołączyć do Marcusa w kokpicie.

      Marcus opadł na fotel pilota i włączył sekwencer automatycznego startu. Silniki zostały uruchomione, a niskie wibracje zaczęły się przenosić przez stary kadłub, gdy następowało włączanie reaktora oraz turbin powietrznych. Spoglądając na kontrolki, wymamrotał coś do siebie, próbując sobie przypomnieć, co właściwie widzi.

      – Umiesz tym latać, prawda? – Enrique zauważył niepewność pilota.

      – Tak, ale…

      – Ale co?

      – Ale niezbyt dobrze, rozumiesz?

      – Możesz nas zabrać z powrotem na „Aurorę” czy nie? – zapytał Enrique.

      – Jasne, mogę cię zawieźć z powrotem – odparł Marcus. – To jest ta łatwa część. Martwię się o lądowanie.

      Marcus spojrzał na Enrique, który wlepił w niego wzrok.

      – Przestań tak na mnie patrzeć – zaprotestował pilot. – I powiedz swoim chłopakom, żeby wrócili do środka, zanim to coś wystartuje bez nich.

      Chwilę później marines wrócili na pokład. Tylna rampa wejściowa podnosiła się powoli, podczas gdy prom zaczął już startować.

      – O w mordę! – zawołał jeden z marines siedzących z tyłu. Gdy prom startował, żołnierz nacisnął przycisk, zatrzymując rampę w pozycji półotwartej, aby móc się lepiej przyjrzeć sytuacji na zewnątrz. Dzięki temu zauważył kolejne ogniska zamieszek poza terenem portu kosmicznego.

      – Sir! – zawołał. – Widzi pan to?

      Gdy prom minął ogrodzenie zabezpieczające i zaczął się wznosić, Enrique spojrzał na miejsce, które wskazywał żołnierz. Po niecałej minucie statek znalazł się zbyt wysoko, by dało się dostrzec jakiekolwiek szczegóły, ale na podstawie tego, co udało się zobaczyć, można było wywnioskować, że rozruchy miały miejsce w całym mieście.

      – Ci ludzie są szaleni! – wykrzyknął.

      – No cóż, oni chyba bardzo łatwo się rozgrzewają, jeśli wiesz, co mam na myśli – rzekł Marcus.

      Na panelu zaświeciła się czerwona kontrolka, przyciągając uwagę СКАЧАТЬ