The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności. Ryk Brown
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności - Ryk Brown страница 3

Название: The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności

Автор: Ryk Brown

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: The Frontiers Saga

isbn: 978-83-66375-54-3

isbn:

СКАЧАТЬ się spod kontroli przy byle okazji. Wkrótce rząd światowy upadnie, a żołnierze Andre będą mogli wkroczyć i raz na zawsze przejąć kontrolę nad wszystkim. Wreszcie będą mogli zmienić ten świat w lustrzane odbicie samej Takary. Aby to osiągnąć, jego zdaniem wystarczyłoby po prostu przeprowadzić eksterminację ludności.

      Patrzył na mieszkańców Corinair biegających na dole jak świnie poszukujące resztek jedzenia. Żałował, że gdy przelatywał nad ich głowami, nie mógł strzelać, żeby trochę poćwiczyć.

      ***

      Skandowanie narastało, gdy coraz więcej osób przyłączało się, by powtarzać okrzyki „Na-Tan, Na-Tan, Na-Tan!”. Nathan ze znużeniem pomachał do tłumu. Nie miał pojęcia, co zrobić.

      – Sądzę, że czekają na twoje przemówienie – podpowiedziała mu Jalea, którą ledwo było słychać przez narastający hałas.

      Na myśl o zwróceniu się do wiwatujących tłumów Nathan poczuł ciarki na plecach. W tym momencie wróciły do niego wspomnienia wszystkich przemówień politycznych ojca. Był zdumiony, że Dayton Scott potrafił mówić do tłumów tak, jakby rozmawiał z sąsiadem. Teraz Nathan zaczął żałować, iż nie zwracał na to większej uwagi.

      – Co mam im, do cholery, powiedzieć? – zwrócił się do Jessiki.

      – Czyżby brakowało ci słów? – odparła. – To coś nowego.

      – Bądźmy poważni, Jess. Ci ludzie myślą, że jestem bohaterem lub kimś w tym stylu. Co mam powiedzieć tysiącom osób, które są przekonane, że jestem jakąś legendą?

      – Powiedz, co chcesz. Recytuj słowa ulubionej piosenki. Czy ma to, do cholery, jakieś znaczenie? Przecież i tak nie mogą cię zrozumieć.

      – Dzięki, ależ mi bardzo pomogłaś.

      – O rany, Nathanie. Zacznij po prostu improwizować. Jesteś w tym dobry. Pamiętaj tylko, że to, co powiesz, może zmienić bieg historii tej planety. – Jessica uśmiechnęła się do niego figlarnie. – Więc bez przesady.

      Nathan posłał jej drwiący uśmiech wdzięczności i odwrócił się twarzą do wiwatujących ludzi. Już miał otworzyć usta, wciąż nie wiedząc, co powiedzieć, gdy w tyle tłumu zauważył jakieś zamieszanie. Dwóch mężczyzn uderzało w twarz ofiarę. Gdy zaczęła upadać, dwaj inni przyszli jej z pomocą. Pierwszy z nich ją chwycił, a drugi zaczął walczyć z napastnikami. Chwilę później do walki dołączyło więcej osób, a wiwaty zaczęły się przeradzać w okrzyki złości.

      Lokalni dygnitarze, stojący na podium obok Nathana, również zauważyli zamieszanie, a na ich twarzach pojawiło się zaniepokojenie. Kilku uzbrojonych funkcjonariuszy ochrony spróbowało rozdzielić walczących, ale po chwili oni także zaczęli wymieniać z nimi ciosy.

      Nathan usłyszał, że komunikatory ochroniarzy stojących obok niego na podium przekazują doniesienia o problemie.

      – Co się dzieje? – zapytał Jaleę.

      – Nie jestem pewna – odparła. Była tak samo zdezorientowana jak on.

      – Nie podoba mi się to – oznajmiła Jessica i odwróciła się do Enrique, byłego partnera do zadań specjalnych. Obecnie piastowała stanowisko szefa ochrony „Aurory”, a Enrique był jej zastępcą.

      – Uważnie obserwuj więźniów – poleciła.

      Enrique natychmiast przekazał rozkazy dwóm marines strzegącym więźniów. Popatrzył w ich kierunku i wykonał ledwo zauważalny gest, który oznaczał „bądźcie czujni”.

      Rozległ się strzał. Mimo że zauważono niewiele więcej niż świst i błysk jasnego światła, który pojawił się gdzieś pośrodku bójki, to wystarczyło. Jessica rozpoznała dźwięk wystrzału z broni energetycznej.

      – Użyli broni!

      Tłum spanikował i zaczął się rozpraszać we wszystkich kierunkach. Ci, którzy pozostali, uczestniczyli już w walce. W wyniku napaści lub reakcji tłumu, który próbował uciec przed niebezpieczeństwem, co najmniej kilka osób leżało na ziemi.

      Po chwili Enrique, dwaj żołnierze piechoty morskiej i Jessica trzymali broń automatyczną służącą do walki w zwarciu. Wszystkie osoby znajdujące się wcześniej na podium zaczęły uciekać. Większość z nich została bezpiecznie wyprowadzona w kierunku dwóch oczekujących statków transportowych, w których uruchamiano już silniki, przygotowując się do szybkiego odlotu.

      Jessica ugięła kolana, była spięta i gotowa do walki. Enrique i dwaj żołnierze przyjęli podobne pozycje. Więźniowie przykucnęli jeszcze bardziej, niektórzy nawet położyli się na ziemi. Zauważyła, że tak zachowali się wszyscy oprócz de Wintera. Wyglądało na to, że akurat on próbuje się rozeznać w sytuacji, jakby szukał jakiejś okazji.

      Enrique również to dostrzegł i zanim Jessica zdążyła cokolwiek powiedzieć, wolną ręką docisnął arystokratę do płyty lotniska.

      – Tylko spróbuj się ruszyć, dupku!

      Wyższy rangą oficer ochrony z Corinair zaczął coś wykrzykiwać do Nathana i jego grupy w swoim ojczystym języku. Nathan rozejrzał się, niepewny, co ochroniarz próbuje im przekazać. Zobaczył pięciu uzbrojonych strażników, którzy podbiegli do więźniów, aby się upewnić, że nie uciekną.

      – Co on mówi? – Nathan nie zwrócił się z tym pytaniem do nikogo konkretnego.

      – Chce, żebyśmy opuścili podium i wsiedli do jednego z transportowców – wyjaśnił Tug.

      – Dokąd mamy lecieć? – Jessica starała się przekrzyczeć tłum. Spojrzała za siebie i zobaczyła uzbrojonych strażników ustawiających się za więźniami, jakby chcieli ich zabrać. – Ej! – wrzasnęła, obracając broń. – Co oni robią?

      Dwóch najbliżej stojących ochroniarzy w odpowiedzi na agresywny ruch Jessiki szybko wycelowało w nią lufy. Tug wyciągnął rękę, położył dłoń na jej karabinie i docisnął go w dół, aby się upewnić, że strażnicy nie będą traktować Jessiki jako bezpośredniego zagrożenia.

      – Jestem pewien, że po prostu zabierają ich do miejsca, w którym będą bezpieczni – odpowiedział. – Nie są już naszym zmartwieniem.

      Jessice wcale się to nie spodobało. Czuła, jakby sprawy wymknęły się jej spod kontroli. Wokół panował chaos. Co najmniej sto osób walczyło w odległości nie większej niż dziesięć metrów, a jedyną rzeczą oddzielającą Ziemian od uczestników zamieszek była słaba barierka. Co gorsza, przynajmniej jedna osoba w tej grupie była uzbrojona.

      Dowódca nadal wykrzykiwał do nich w niezrozumiałym języku i wskazywał maszyny transportowe, znajdujące się kilkanaście metrów dalej.

      – Chce, żebyśmy wsiedli do transportowca po lewej stronie – przetłumaczył Tug. – Mówi, że to dla naszego własnego bezpieczeństwa.

      – Dokąd nas zabierają? – zapytał Nathan, wciąż starając się zrozumieć sytuację.

      – Każde inne miejsce jest lepsze niż to tutaj w tej chwili! – stwierdziła СКАЧАТЬ