The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności. Ryk Brown
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności - Ryk Brown страница 15

Название: The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności

Автор: Ryk Brown

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: The Frontiers Saga

isbn: 978-83-66375-54-3

isbn:

СКАЧАТЬ znajdujące się na wysokości ramion.

      Inna różnica polegała na tym, że dolne krawędzie drzwi były zrównane z podłogą. Na „Aurorze”, poza kilkoma wyjątkami, włazy znajdowały się zawsze dwadzieścia centymetrów nad powierzchnią pokładu. Na „Yamaro” zostały zautomatyzowane i po otwarciu znikały w grodziach. Większość drzwi „Aurory” była typu zawiasowego i musiała być obsługiwana ręcznie, z wyłączeniem oczywiście kilku, które odgradzały krytyczne obszary lub przechodziły przez główne grodzie.

      Statki różniły się też estetyką. „Aurora” była prosta i funkcjonalna. W przeciwieństwie do niej „Yamaro” miał dużo więcej ozdób, a herby Caiusa Wielkiego były widoczne prawie wszędzie. Podczas gdy korytarze i sufity ziemskiego okrętu zostały zaplanowane z myślą o wykorzystaniu miejsca, „Yamaro” został zaprojektowany tak, aby zaimponować gościom wspaniałymi pomieszczeniami i nadmiernie wielkimi wymiarami związanymi z każdym aspektem jego struktury. W trakcie drogi do kuchni Enrique wciąż się zastanawiał, ile kosztowało wyprodukowanie takiego okrętu. Mimo że faktycznie robił wrażenie, cała dodatkowa przestrzeń i dekoracje wydawały się zwykłym marnotrawstwem.

      – Chyba już mówiłeś, ile osób jest zakwaterowanych na tym okręcie? – zapytał Enrique.

      – Standardowo załoga liczy dwieście osiemdziesiąt sześć osób – odpowiedział podporucznik Willard.

      – To kilkanaście mniej niż na „Aurorze”. Wydaje mi się, że to za mało na okręt tej wielkości.

      – Jest w większości zautomatyzowany. Do jego obsługi w rzeczywistości potrzeba tylko jednej czwartej tej liczby osób.

      – Więc dlaczego jest tak duży? – spytał Enrique, gdy weszli do mesy, która mogła pomieścić ponad dwukrotnie więcej osób, niż liczyła standardowa załoga.

      Podporucznik uśmiechnął się.

      – Tak, rozumiem, że jest to mylące. Spójrzcie, z tych urządzeń wydaje się jedzenie. – Wskazał zespół maszyn wbudowanych w przeciwległą ścianę wielkiego pomieszczenia.

      Enrique gestem nakazał mu iść dalej, w stronę dystrybutorów żywności. Kiedy szli między rzędami stołów, podporucznik kontynuował wyjaśnienia:

      – Widzicie, nierzadko zdarza się, że oprócz swojej załogi operacyjnej ten okręt przewozi także siły uderzeniowe.

      – Ale teraz niczego nie przewozicie, prawda? – Marcus przerwał mu, rozglądając się, jakby oczekiwał, że z ciemnych zakamarków słabo oświetlonego pomieszczenia wybiegnie szwadron uzbrojonych żołnierzy.

      – Nie, nie na tym patrolu. Byliśmy w drodze, aby odebrać grupę nowych rekrutów i przetransportować ich z powrotem na Takarę.

      – Przecież jesteście jednostką wojenną – powiedział Enrique. – Nie macie innych maszyn do wykonywania tych zadań, takich jak transportowce do przewożenia żołnierzy czy coś takiego?

      – Zwykle tak jest. W ostatnich latach dużo zasobów zostało jednak zużytych z powodu rebelii.

      – Ale to nie jest zwykła kanonierka, ale ciężki krążownik. Jeśli o mnie chodzi, sądzę, że to kiepskie wykorzystanie zasobów.

      – Nie pytają nas o zgodę – odpowiedział podporucznik, śmiejąc się cicho. – Poza tym plotka głosi, że kapitan de Winter wypadł z łask na czyjś rozkaz.

      – Ach, widzę, że również twoje wojsko schodzi na manowce – skomentował Enrique.

      Podporucznik spojrzał na niego z zastanowieniem.

      – To nie jest moje wojsko – poprawił, a następnie podszedł do zestawu maszyn. Wyglądało na to, że istnieją cztery wersje urządzeń, jednak zewnętrznie nie różniły się od siebie.

      – To są podstawowe dystrybutory żywności – wyjaśnił. – Wybierasz, co chciałbyś zjeść, a zostanie to dostarczone przez te przegródki na dole. Czerwone drzwiczki są przeznaczone do dań gorących, pomarańczowe do dań o temperaturze pokojowej, a niebieskie do zimnych.

      – To wszystko jest opisane w takarańskim. – Enrique przejrzał instrukcje na ekranie.

      – Oczywiście – odpowiedział podporucznik. – Wszyscy musieliśmy się nauczyć tego języka.

      – Przepuśćcie mnie – zaproponował Marcus, a następnie odepchnął Enrique na bok i podszedł do dozownika.

      – Znasz takarański? – zapytał nieco zaskoczony podporucznik Willard.

      – Odkąd skończyłem pięć lat – odpowiedział Marcus tonem, który jasno wskazywał, że uważa pytanie za głupie. Następnie dodał: – Poza tym po kilkunastu wspólnych posiłkach z tymi ludźmi mam już całkiem niezłe pojęcie, co lubią.

      – Kto powiedział, że lubimy to, co ostatnio jedliśmy? – zaperzył się Enrique.

      Marcus przeszedł przez kilka opcji menu, wreszcie wyświetlacz zaczął pokazywać obrazy. Po przejrzeniu kilku zdjęć gotowych posiłków zatrzymał się na jednym.

      – Co o tym myślicie? – zapytał Enrique i pozostałych.

      Enrique i sierżant Weatherly zbliżyli się do Marcusa, żeby lepiej przyjrzeć się obrazowi. Wyglądało to na coś w rodzaju upieczonego czerwonego mięsa, polanego jasnobrązowym sosem. Obok leżało bladozielone warzywo, podobne do zielonej fasoli, ale o dziwnym odcieniu.

      – Co to jest? – zapytał Weatherly.

      – To coś podobnego do mięsa, które nazywacie wołowiną – odpowiedział Marcus.

      – W porządku – oświadczył Enrique. – Zamów nam trochę tego.

      Marcus wybrał pozycję. Maszyna wydała kilka cichych dźwięków, a pół minuty później drzwiczki do dań ciepłych i zimnych otworzyły się na wysokości jego pasa. Marcus wyciągnął szklankę zimnej wody i tackę z jedzeniem zawierającą takie samo danie, jakie pojawiło się na ekranie.

      – Proszę bardzo – powiedział do Enrique. – Jedzenie godne króla.

      – Nie – poprawił go podporucznik Willard – nie tutaj. Ale może w mesie oficerskiej.

      Enrique badawczo obwąchał danie.

      – Pachnie całkiem nieźle. Zamów po jednym dla każdego.

      – A kim ja jestem, kelnerem?

      – Bardziej kelnerem niż pilotem – zażartował Enrique, a następnie zapytał podporucznika Willarda: – Jesteś głodny?

      – Prawdę mówiąc, tak.

      – Rozkuj go – polecił sierżantowi Enrique.

      Sierżant Weatherly wyjął z kieszeni pilot, przycisnął go do metalowych kajdanków i nacisnął przycisk odblokowania. Oba urządzenia zabezpieczające otworzyły się jednocześnie. Sierżant zdjął je z rąk młodego podporucznika i włożył do bocznej kieszeni na broń.

СКАЧАТЬ