The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności. Ryk Brown
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności - Ryk Brown страница 18

Название: The Frontiers Saga. Tom 4. Świt Wolności

Автор: Ryk Brown

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: The Frontiers Saga

isbn: 978-83-66375-54-3

isbn:

СКАЧАТЬ miał niższą rangę, posiadał odpowiednie uprawnienia, aby przydzielić mu zasoby, których tak bardzo potrzebował.

      – Okręt wroga na orbicie…

      – „Aurora” – wtrącił dowódca, choćby po to, by zademonstrować kapitanowi, że nie jest całkowicie nieświadomy sytuacji.

      – Zgadza się. – Wiedza komendanta o okręcie wroga spowodowała, że kapitan na chwilę się zawahał. – „Aurora”… choć mała i słabo uzbrojona, ma unikatową technologię na pokładzie. Urządzenie, pewnego rodzaju system napędowy, który daje możliwość przeskakiwania w mgnieniu oka pomiędzy punktami w przestrzeni.

      – Naprawdę? – Komendant uznał to za mało prawdopodobne. – A w jaki sposób ustalił pan, że to urządzenie rzeczywiście istnieje?

      – Proszę mi zaufać, komendancie. Ono istnieje.

      – Niech mnie pan przekona, kapitanie. Jestem z natury dociekliwy.

      Kapitan zajął miejsce po drugiej stronie biurka, starając się mówić do komendanta w taki sposób, jakby byli równymi sobie towarzyszami broni.

      – „Aurora” używała tego urządzenia podczas walki, aby wielokrotnie wskakiwać do wnętrza naszego pola siłowego i z niego wyskakiwać, co pozwoliło jej spowodować imponującą liczbę uszkodzeń, zanim zdążyliśmy oddać choćby pojedynczy strzał.

      – A o jakiej długości skoków mówimy?

      – Podczas starcia namierzyliśmy ją tylko raz albo dwa. Za każdym razem była oddalona nieco ponad minutę świetlną od nas. Myślę jednak, że może skoczyć znacznie dalej.

      – Na czym opiera pan to założenie?

      – Na powierzchnię planety zostaliśmy przetransportowani promem tego samego typu, którego używają zespoły zbierające w systemie Przystani. Poza tym rozpoznałem pilota. Była to kobieta będąca jednym z liderów Karuzari, którym udało się uciec podczas bombardowania systemu Taroa. Posiłki przybyłe wkrótce po zniszczeniu „Campaglii” zgłosiły obecność okrętu o nieznanym typie, który pozornie zniknął, gdy zbliżono się do niego na zasięg strzału. Myślę, że tym okrętem była „Aurora”. Jak pan wie, naszym najszybszym statkom podróż między Taroa i Darvano zajęłaby prawie rok, a nawet trzy razy dłużej, gdyby najpierw dotarły do Przystani. Nawet nasze drony komunikacyjne potrzebują kilku tygodni na pokonanie tej odległości.

      – Ale Karuzari nie mają takiego urządzenia, kapitanie. Jego stworzenie wymagałoby dziesiątków lat pracy całej armii ekspertów. Oni nigdy nie mieli dostępu do takich zasobów.

      – Okręt nie należy do nich – uśmiechnął się kapitan.

      – Czy sugeruje pan, że Legenda Początków jest prawdą? – Wiadomość o znaku, która od wczorajszego wieczora przetoczyła się przez całą planetę, zaczęła się komendantowi nagle wydawać mniej nieprawdopodobna, niż początkowo sądził.

      – Oczywiście, że nie – powiedział kapitan, unosząc brwi, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Byłoby to bezpośrednie naruszenie Doktryny – dodał w najbardziej politycznie poprawny sposób, na jaki mógł się zdobyć. – Mimo że prawdziwe pochodzenie okrętu ma dla nas niewielkie znaczenie, jednak technologia budzi wielki niepokój. Pan także powinien być tym zaniepokojony, komendancie.

      Dowódca odchylił się na chwilę w fotelu, rozważając słowa kapitana. Nigdy nie wierzył w Doktrynę. Po prostu podporządkował się administracji, tak samo jak większość, a prawdopodobnie także siedzący przed nim mężczyzna. Niestety, jeśli okazałoby się, że okręt wroga pochodzi z Ziemi, stłumienie buntu wyznawców Zakonu stałoby znacznie trudniejsze. Wierzyli już w Legendę Początków, a także w tę mityczną postać Na-Tana, który miał być zwiastunem zbawienia i pochodzić z dawno zapomnianej kolebki ludzkości.

      – Rzeczywiście, coś w tym jest – odpowiedział w zamyśleniu.

      – Może pan więc zrozumieć moją niecierpliwość. Po zdobyciu takiej technologii imperium odniosłoby wielkie korzyści, takie, których nie możemy sobie teraz wyobrazić.

      – Być może – zgodził się dowódca. – Podobne korzyści odniesie również pańska reputacja i miejsce w historii pana rodu.

      – To niewielka nagroda w porównaniu z chwałą naszego imperium – zapewnił de Winter.

      – Niewątpliwie – stwierdził komendant z lekkim sarkazmem. – Ponieważ jednak ta technologia może mieć ogromny wpływ na dobrobyt imperium, można sobie wyobrazić, że mogłaby być dla niego równie katastrofalna. Zakładając oczywiście, że pana plany wezmą w łeb.

      – Zapewniam pana, komendancie, że moje działania okażą się skuteczne.

      – Czy mam uwierzyć w te słowa, biorąc pod uwagę, hmm, ostatni występ, w czasie którego próbował pan sobie poradzić z tym okrętem?

      – Okoliczności, w których zamierzam się zmierzyć z „Aurorą”, będą zupełnie inne. Teraz jest dla mnie oczywiste, że ze względu na jej umiejętność wykonywania skoków niemożliwe byłoby zwycięstwo w tradycyjnym scenariuszu walki. Musimy znaleźć sposób, aby dostać się na pokład tego okrętu. Jeśli trzeba, należy to zrobić potajemnie. – De Winter starał się kontrolować swoje reakcje.

      – Dlaczego uważa pan, że tak łatwo przyjdzie dokonać abordażu?

      Kapitan uśmiechnął się, ciesząc się ze swojego dedukcyjnego rozumowania, którego wynik zamierzał przekazać komendantowi.

      – Fakt, że używają zniszczonego promu, niepochodzącego z ich własnego świata i na którym zresztą latają obcy ludzie, jest całkiem wymowny, podobnie jak młody wiek ich kapitana. Uważam, że prawdopodobnie z powodu spotkania z „Campaglią” na tej jednostce nie ma obecnie wystarczająco ludzi do obsługi.

      Komendant rozważał słowa kapitana. Jeśli, jak podejrzewał kapitan, „Aurora” rzeczywiście miała za mało personelu, znacznie zwiększyłoby to szanse na udaną akcję abordażową. Oprócz tego, gdyby faktycznie się okazało, że ludzie z „Yamaro” są więzieni w jego ładowniach, na co zresztą wskazywały dane telemetryczne, załoga „Aurory” musiałaby zostać jeszcze bardziej okrojona, ponieważ jej część zostałaby przydzielona do pilnowania jeńców.

      – Tak, kapitan „Aurory” wydawał się młody – przyznał komendant, przypominając sobie wiadomości, które wcześniej oglądał.

      – Zgadza się. Jeśli będziemy działać szybko, możemy jeszcze przechwycić prom w porcie kosmicznym i użyć go, żeby dostać się na pokład.

      – Obawiam się, że przyszedł pan za późno, kapitanie. – Komendant skrzywił się. – Ten prom opuścił kosmodrom w tym samym czasie co pan. Tak naprawdę wylądował na pokładzie „Yamaro” kilka minut przed pana przybyciem tutaj.

      – „Yamaro”? W takim razie może zamierzają przetransportować moją załogę na powierzchnię planety? To może być nasza okazja.

      – Wątpię. Sytuacja na Corinair jest w tej chwili zbyt niestabilna. Minister bezpieczeństwa nie jest na tyle głupi, by zgodzić się na przyjęcie СКАЧАТЬ