Five Nights At Freddy's. Aport. Scott Cawthon
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Five Nights At Freddy's. Aport - Scott Cawthon страница 10

Название: Five Nights At Freddy's. Aport

Автор: Scott Cawthon

Издательство: PDW

Жанр: Книги для детей: прочее

Серия: Five Nights at Freddy’s

isbn: 9788382250251

isbn:

СКАЧАТЬ jednak zmusił się, żeby uważnie się przyjrzeć. Martwy pies sąsiadów leżał oparty o tylne koło roweru Grega. Miał rozdarte gardło i był cały wybebeszony, a jego wnętrzności walały się po betonie. Jego ciało było sztywne, oczy szeroko otwarte i pełne przerażenia, możliwe, że po raz pierwszy… i ostatni… w życiu. Greg zmusił się do obejrzenia ran. Tak. Potwierdziły się jego przypuszczenia. Tego psa nie zabił nóż ani jakiś ostry przedmiot. Został brutalnie rozszarpany zębami i pazurami. Zaatakowało go inne zwierzę.

      Greg zakrztusił się i powstrzymał kolejny atak mdłości. Oddychając przez usta, otworzył plastikowy worek i przykrył nim psa. Następnie wsunął worek pod zwierzę i przez plastik zebrał wnętrzności. Kiedy już wszystko zebrał, zaniósł torbę w krzaki pomiędzy domami swoim i sąsiada, i tam ją opróżnił. Szczątki psa upadły na ziemię z obrzydliwym mlaśnięciem. Greg spojrzał na swój dom, by upewnić się, że żadne z jego rodziców nie wygląda przez okno. Nie. Wszystko w porządku. Sąsiedzi mieli parterowy dom. Nie mogli sięgnąć wzrokiem na jego podwórko, a ta część ogrodu była niewidoczna od ulicy. Nikt go nie widział. Mimo to zrzucenie tu szczątków nie było raczej najlepszym planem na świecie.

      Ale jedynym, jaki miał.

      Gdyby ten pies był człowiekiem, to policja namierzyłaby Grega w trzy sekundy. Ale to były tylko zwłoki psa. Chłopak nie podejrzewał, żeby chcieli przeprowadzać dochodzenie, jeśli znajdą zwłoki. Wyglądało na to, że wstrętna bestia została zagryziona przez kojoty.

      Tyle że to nie była prawda.

      I chociaż Greg bardzo chciałby uwierzyć, że właśnie tak się stało, doskonale zdawał sobie sprawę, że żaden kojot nie zabiłby psa i potem nie ułożyłby go obok roweru. Bo ten pies był tam starannie ułożony. Co prawda trochę krwi z jego szyi i wnętrzności poplamiło beton obok opony, ale było jej za mało jak na brutalność, z jaką psa zamordowano. Musiał zostać zabity gdzieś indziej.

      Nie, kojoty nie miały z tym nic wspólnego. Greg uświadomił sobie, że stoi nieruchomo przy krzakach. Zwinął plastikową torbę, podszedł do stojącego pod domem kubła na śmieci i wepchnął ją do jednego z worków ze śmieciami z kuchni. Zamknął pokrywę.

      I wtedy zabrzęczał jego telefon.

      Nie chciał na to patrzeć.

      Ale musiał. SMS był, tak jak Greg podejrzewał, od Aporta.

      Proszę.

      Greg wpatrywał się w ekran komórki, aż przyszedł kolejny SMS, tym razem od Hadiego.

      Gdzie jesteś?

      Już pięć minut temu powinien był dotrzeć do domu Hadiego, by złapać autobus. Szybko odpisał:

      Sorry, spóźniony.

      A potem złapał rower i popedałował w deszcz z nadzieją, że pchający go wiatr pomoże mu dojechać do Hadiego przed autobusem.

      Greg przez cały dzień prawie nie zwracał uwagi na to, co się wokół niego działo. W pierwszej wolnej chwili wyciągał komórkę i wykasowywał stare wiadomości. Pająk go przestraszył. Ale martwy pies go przeraził… Aport zabił psa, by pomóc Gregowi. Jaką jeszcze „pomoc” chciał mu zaoferować? Krótko po odnalezieniu psa Greg zrozumiał, że Aport może zrobić mnóstwo okropieństwa, jeśli tylko usłyszy, że Greg mógłby czegoś chcieć. Starał się więc znaleźć wszystkie wiadomości, z których mogło wynikać, że czegoś chciał lub potrzebował.

      Rzecz jednak w tym, że Aport najwyraźniej nie ograniczał się do analizowania starych wiadomości i rozmów Grega. Aport zdawał się wsłuchiwać w jego życie. Ale jak?

      Greg musiał porozmawiać z Hadim i Cyrylem. Potrzebował ich pomocy.

      Niestety dopiero dwa dni później zdołał przekonać chłopaków, by pomogli mu w tym, co musiał zrobić. Nie mógł im powiedzieć o psie sąsiadów aż do zakończenia lekcji. Jak można było przewidzieć, oczywiście się przerazili. Cyryl chciał o tym zapomnieć, jak tylko to usłyszał. Natomiast Hadi chciał zobaczyć, jak to określił, „sztywniaka”. Pojechał więc z Gregiem do domu i stali razem w deszczu, wpatrując się w martwego psa, który był teraz mokrą żylastą stertą wnętrzności i futra.

      – Chcę wrócić do pizzerii – powiedział Hadiemu Greg, gdy byli już w jego pokoju.

      Hadi spojrzał na niego zszokowany.

      – Po tym – machnął ręką w stronę, gdzie leżały zwłoki psa – chcesz tam wrócić?

      – Cóż, „chcę” to nie jest najlepsze słowo. Ale muszę. Muszę ustalić, co się dzieje.

      Hadi potrząsnął głową i powiedział, że wraca do domu. Ale Greg nalegał. Bez przerwy nękał Hadiego i Cyryla, tego wieczora SMS-ami, następnego ranka osobiście, a po południu telefonicznie, aż w końcu przekonał ich, by jeszcze raz poszli z nim do restauracji. Po lekcjach spotkali się w szkolnym holu, po czym pognali w deszczu do autobusu.

      – Będzie padać przez całą noc – powiedział Greg. – A to oznacza mniej ludzi na zewnątrz.

      – No i co z tego – odparł Hadi.

      – Wszyscy zginiemy – dodał Cyryl.

      Greg roześmiał się.

      – Nie zginiemy.

      Tylko czemu żołądek mu się skręcał, a serce podchodziło do gardła?

      W środowy wieczór było im trudniej wymknąć się z domów, ale w końcu zdołali przekonać rodziców, że będą razem odrabiać lekcje w domu Grega. A u niego jak zwykle nikogo nie było. Jego mama pracowała na pół etatu jako recepcjonistka w jednym z hoteli. Nie bardzo wiedział, co to znaczy, i nie pytał. Jego ojciec przesiadywał do późna na najnowszej budowie.

      – Nienawidzę robót wykończeniowych – marudził tego ranka. – Wtedy klienci zaczynają szukać dziury w całym.

      Kiedy Greg i jego koledzy po raz pierwszy poszli do pizzerii, mieli tylko łom i latarki. Tym razem zabrali też noże kuchenne, a Hadi wsunął do plecaka swój kij do bejsbola.

      Weszli do środka z równą łatwością jak poprzednio. A nawet łatwiej, bo nikt nie naprawił ani nie wymienił zamka w drzwiach dla personelu. Musieli po prostu je pchnąć i wsunąć się do środka.

      Kiedy już byli wewnątrz, włączyli latarki i rozejrzeli się wokół. Zaczęli od podłogi. Najwyraźniej wszyscy pomyśleli o tym samym. Szukali wśród kurzu na popękanym niebieskim linoleum odcisków stóp, które nie należały do nich. Niestety, podczas pierwszej wizyty sami zostawili tu tyle śladów, że trudno było powiedzieć, czy był tu ktoś jeszcze.

      – Mamy jakiś plan? – zapytał Cyryl, gdy znaleźli się na korytarzu.

      Greg zauważył, że wszyscy trzej oddychają szybko.

      – Myślę, że powinniśmy zacząć od znalezienia Aporta – powiedział, z trudem łapiąc powietrze.

СКАЧАТЬ