Wyznanie. Jessie Burton
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wyznanie - Jessie Burton страница 13

Название: Wyznanie

Автор: Jessie Burton

Издательство: PDW

Жанр: Контркультура

Серия:

isbn: 9788308071915

isbn:

СКАЧАТЬ zbliżało się Los Angeles – Los Angeles, które budziło strach. Elise zakopała go głęboko, tę żrącą rzecz, która przysporzyła jej w życiu tylu problemów. Strach był rdzą na jej duszy, nalotem, którego nie mogła się pozbyć.

      – Kocham cię – szepnęła, a jej słowa zawisły w powietrzu w oczekiwaniu, aż ktoś je pochwyci.

      Connie otworzyła oczy, jej twarz wyrażała zaskoczenie. Poruszyła rękami pod kołdrą i pościel zaszeleściła niczym suche liście.

      – El… – Uśmiechnęła się i wtuliła twarz w szyję Elise. – Ja też cię kocham, El. Ja też.

      2017

      7.

      Zaczęłam czytać Woskowe serce na promie do Plymouth. Prawie nie odzywałam się do Joego. Nie wspomniałam mu o rozmowie z tatą, zła, że dyskutował z nim na temat naszych wyimaginowanych dzieci. Chyba po prostu czułam, że takich spraw – wewnętrznych mechanizmów naszego związku, a zwłaszcza mojego ciała – nie należy omawiać przy kawie we francuskim bistro. Joe najwyraźniej prawidłowo odczytał mój nastrój, bo postanowił dać mi przestrzeń. Wałęsał się przez jakiś czas po pokładzie, by ostatecznie usiąść i zająć się przeglądaniem instagramowych profili kucharzy i blogerów kulinarnych.

      Woskowe serce ukazało się drukiem w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym dziewiątym, Zielona Królica cztery lata później. Woskowe serce było krótką, elegijną historią osadzoną w nieokreślonym czasie – a może raczej poza czasem, choć tu i ówdzie dało się dostrzec odwołania do lat siedemdziesiątych. Opowiadało o kobiecie, Beatrice Jones, której mąż wdał się w serię długich romansów, a ona po ich odkryciu została sama, ale za to z przekonaniem o własnym triumfie. W drugiej książce, Zielonej Królicy, wyczuwało się więcej złości. I choć była to powieść od Woskowego serca bardziej zmysłowa i jednocześnie mocniej osadzona w rzeczywistości, jej główny wątek stanowił wariację fabuły tej pierwszej. Przedstawiała historię zakochanej kobiety, która jednak w tym przypadku nie chciała być sama. Próbowałam sobie wyobrazić, jak czytał ją mój ojciec, ale spowodowało to wyłącznie mętlik w mojej głowie. Cóż, jeśli miałam wyruszyć tropem tajemnic Elise i Constance, musiałam zaakceptować, że on też ma swoje sekrety. W końcu dostałam to, na czym mi zawsze zależało – uchylił mi okno do swojego życia z moją mamą, choć tylko nieznacznie. Wciąż nie byłam pewna, czy mi się to podoba, czy nie.

      Mimo to nie zamierzałam odpuścić. Miałabym zrezygnować z Constance Holden? Teraz, gdy tato w końcu mi ją dał, tak niechętnie i w wielkich bólach? Szczególnie spodobała mi się Zielona Królica – ujęły mnie opisane w niej istnienia, te przeżyte i te utracone, a także te, które mogły rozkwitnąć dopiero poza ostatnim akapitem, nie dostarczając czytelnikowi ostatecznych odpowiedzi.

      Po powrocie do Londynu czytałam tę książkę w autobusie w drodze do pracy, chwiejąc się na nogach podczas jazdy, czytałam w toalecie. Czytałam nawet wtedy, gdy czekałam, aż zagotuje się woda w czajniku – zamieniłam się w jednoręką kobietę o umyśle i sercu splecionym z umysłami i sercami bohaterów opowieści. Oczywiście szukałam na jej stronach własnej matki, ale jak bym ją rozpoznała, nawet gdyby tam była? Niewidzialna, a jednak wciąż obecna z tyłu mojej głowy, próbowała mnie unieść poza czas i przestrzeń, jak olbrzymi pęk balonów, który ciągnął za moją rękę tak mocno, że nogi odrywały się od ziemi.

      Constance Holden nie należała do grupy pisarek znanych nawet tym, którzy nie czytają. Nie była Muriel Spark ani Mayą Angelou, Doris Lessing ani Margaret Atwood. Czas zatarł ślad jej istnienia; tak jak wiele innych pisarek, zniknęła, przyćmiona przez nowe nazwiska. Mimo to jej styl był nie do podrobienia – choć, jak z zaskoczeniem zdałam sobie sprawę, próbowano to robić. Zielona Królica to książka o samotnictwie i o niszczycielskiej sile nieudanej miłości; to książka o nieustającej potrzebie bycia z kimś innym, a jednocześnie niepohamowanym pragnieniu, by wszystkich od siebie odepchnąć. Jak bardzo jednak chciałam, gdy tak stałam w tym autobusie, żeby Królicy, zielonej kobiecie, wreszcie się ułożyło! Kobiecie pełnej nadziei, zazdrości i nowych początków… Jak bardzo chciałam, żeby ta książka trafiła do mojego serca i zmieniła moje życie!

      Czytałam słowa Constance w przerażającym zachwycie, że według taty ta kobieta znała moją mamę w najintymniejszy ze sposobów – i być może umiałaby mi powiedzieć, co się z nią stało. Bolało mnie jednak, że choć wiem o tym związku, nie mam pojęcia, co z tą wiedzą zrobić. Owszem, mogłam czytać fikcję literacką Constance, lecz to nie na fikcji mi zależało. Chciałam, żeby wreszcie ktoś powiedział mi prawdę.

      *

      Spytałam Zoë, pracującą w Dobrym Ziarnie, studentkę na licencjacie z anglistyki, a przy okazji mola książkowego, czy kiedykolwiek słyszała o Constance Holden. Wkładając dyszę spieniającą do filiżanki cappuccino, Zoë zrobiła wielkie oczy.

      – Żartujesz? – parsknęła. – Zielona Królica to jedna z moich ulubionych powieści!

      – Właśnie ją przeczytałam.

      – Ech, wielka szkoda, że Holden napisała tylko dwie książki… – stwierdziła z westchnieniem moja koleżanka z pracy.

      – Wiadomo, dlaczego poprzestała na dwóch?

      Zoë, lat dwadzieścia, z kolczykiem w nosie i rzadkimi blond włosami, zafarbowanymi na niebiesko, traktowała wszystko – od pisarzy aż po seriale z Netflixa – ze śmiertelną powagą, a ja szczerze ją za to kochałam.

      – Istnieją różne teorie – odpowiedziała krótko. – Ale jest jeszcze ta słynna praca, którą opublikowała rok po Zielonej Królicy. Mówią o niej chyba na wszystkich kursach z teorii feminizmu.

      – Wspominała w niej, że zamierza skończyć z pisarstwem?

      – Nie bardzo. W każdym razie to ostatnia rzecz, jaka oficjalnie wyszła spod jej pióra. Plaga szarańczy, tak brzmi jej tytuł. Mogę ci ją przynieść, jeśli chcesz.

      – Byłoby super. Dzięki, Zoë.

      – Nie ma sprawy.

      – A tak na marginesie, czy ta kobieta jeszcze żyje?

      Zoë zmarszczyła brwi.

      – Założę się, że gdyby umarła, w gazetach pojawiłyby się nekrologi, więc zakładam, że żyje. Swego czasu była ważną postacią. W sumie wciąż jest, tylko teraz bardziej jako kultowa, zdziwaczała mizantropka.

      – Kultowa, zdziwaczała mizantropka?

      – No, bo czemu przerwała karierę u szczytu popularności? Powinna była pisać jak najwięcej, potrzebowałyśmy jej! A ona dała sobie spokój… Wielka szkoda.

      Zoë drżała; jako osoba wrażliwa odczuwała takie rzeczy wyjątkowo głęboko. Zrobiło mi się wstyd, bo ja, o czternaście lat starsza, już zapomniałam, jak to jest.

      *

      Wróciwszy z pracy, usiadłam przy kuchennym stole, by odszukać Constance Holden w internecie. Szybko się okazało, że Zoë miała rację – niezależnie od tego, czy to Connie usunęła СКАЧАТЬ