Wyznanie. Jessie Burton
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Wyznanie - Jessie Burton страница 12

Название: Wyznanie

Автор: Jessie Burton

Издательство: PDW

Жанр: Контркультура

Серия:

isbn: 9788308071915

isbn:

СКАЧАТЬ Nieoczekiwanie usłyszała chrzęst klucza w zamku i zamarła, zastanawiając się, któż to taki – i skąd ma klucz! W holu rozległy się kroki i do kuchni wkroczyła kobieta w wełnianej czapce. Elise widziała tylko jej plecy, kiedy z całkowitą swobodą odkładała plecak na krzesło i szła w stronę szafki pod zlewem, gdzie schowane były środki czystości. Dopiero wtedy się odwróciła i ujrzała Elise przy stole. Szczupła pięćdziesięciolatka, znudzony i poważny mandaryn wtajemniczony w sekrety gabinetu swojego ministra.

      – Dzień dobry – powiedziała Mary, ściskając czapkę koniuszkami palców. – A więc to ty się u nas zatrzymałaś.

      – Zgadza się – odparła Elise. – To ja się tutaj zatrzymałam.

      *

      – Co piszesz? – zapytała Elise.

      Connie zesztywniała. Przerwała pracę, ale się nie odwróciła.

      – Coś.

      – Coś? – powtórzyła za nią Elise.

      Connie odłożyła na chwilę pióro, ale nadal na nią nie patrzyła.

      – El…

      – Przepraszam.

      Connie p i s a ł a – nic więcej nie chciała ujawnić. Elise zdawała sobie sprawę, że nie powinna jej wypytywać, bo to szczeniackie i wścibskie, ale tego dnia czuła się rozdrażniona. Za niecałe dwa tygodnie wyjeżdżały do Los Angeles, dlatego złożyła wypowiedzenie w kawiarni i po raz ostatni usadziła gości na miejscach w National Theatre. Poinformowała wszystkich w Royal College of Arts, że leci do Stanów Zjednoczonych, więc nie będzie mogła dłużej pozować. Mówiła to tak, jakby sama zamierzała realizować tam jakieś plany, a później usiadła w chłodnej od przeciągów pracowni, żeby posłuchać skrzypienia ołówków po papierze. Kończyła ze wszystkim prócz Connie, bo leciały razem do Los Angeles, przecież nie mogły się rozstać. A teraz Connie nie chciała się nawet odwrócić.

      – Ja mówię ci o wszystkim, co robię – rzuciła niezobowiązującym tonem, oparta o framugę drzwi. – Za każdym razem, gdy pytasz, odpowiadam.

      Biurowe krzesło zakręciło się gwałtownie i Connie spojrzała Elise w oczy; na jej twarzy malowała się irytacja.

      – Piszę o zielonej królicy – oznajmiła.

      – O czym?

      – O zielonej królicy.

      – Aha.

      – Proszę cię, nie rób tego – wycedziła Connie przez zaciśnięte zęby.

      – Czego?

      Connie potarła czoło.

      – Przepraszam, ale… Czy mogę ci to pokazać, kiedy skończę?

      – Jasne – odparła Elise, choć wciąż się wahała. – Ale jak to sobie wyobrażasz?

      – Książkę?

      Czyli pisała kolejną powieść.

      – Nie. Nasz wyjazd. Do Los Angeles.

      – Och. Wyobrażam sobie basen niczym z obrazu Hockneya. Słońce. Pozory i iluzję.

      – A czy Sorcha naprawdę zaopiekuje się Ripleyem?

      Sorcha była przyjaciółką Connie z czasów studenckich, które spędziła w Manchesterze. Obecnie wykładała historię współczesną, choć Elise nigdy jej nie poznała – jak zresztą wielu innych znajomych swojej partnerki.

      – Oczywiście że tak. – Connie przyjrzała się jej badawczo. – Czy coś się stało, El? Wolałabyś dalej pracować w Sadzonce? Nie chcesz wyjeżdżać? O co chodzi?

      – O nic. Nie martw się.

      Elise poszła do sypialni, położyła się na łóżku i rozmyślała o Los Angeles. Mało wiedziała o tym mieście rodem ze snów, gdzie dziedzictwem sławy była groteska; gdzie od stulecia gwiazdy filmowe zabijały się za pomocą narkotyków i alkoholu, doznając upokorzeń przemijania albo ulegając pysze nadmiernej uwagi. Wyścig toczył się tam wyłącznie o dolary, a aktorki ceniono nie za ich talent, lecz ze względu na kwoty, jakie miały zapisane w kontraktach. „Zły film może cię tam pogrążyć – powiedziała jej Connie. – Obyśmy tylko nie zrobiły złego filmu…”

      *

      Elise kochała dom Connie za jego spokój – i nie mogła tego zmienić nawet Mary, trzaskająca na dole szafkami. Był to spokój, jakiego wcześniej nie znała, i napawało ją dumą, że odnalazła go w końcu dla siebie. Connie zwabiła ją podstępem, lecz Elise ani myślała uciekać – wręcz przeciwnie, pragnęła zostać jak najdłużej, bo czuła, że to pierwsze miejsce na ziemi, które potrafiłaby nazwać w ł a s n y m domem. Mogła tu z absolutną swobodą urzeczywistniać swoje sny na jawie, za tło mając przeładowane regały i niepasujące meble, scenografię rodem z amatorskiego teatru już po wyjściu aktorów.

      Gdy wieczorem leżały w łóżku, Elise powiedziała Connie, że jest jak migdał. Napięcie w pokoju zdawało się świadczyć, że się pokłóciły i atmosfera wymagała rozładowania, a co nadaje się do tego lepiej niż odrobina wygłupów?

      – Gdybyś była orzechem, to właśnie migdałem – stwierdziła Elise.

      Connie leżała na boku, odwrócona do niej plecami; Elise położyła dłoń na jej kształtnej czaszce, wdychając zapach włosów kochanki, słodki jak marcepan.

      – Mogłabym cię zmielić i dodać do ciasta! – powiedziała. Connie się roześmiała, a Elise patrzyła, jak ściągają się jej ostre łopatki, znak, że narasta w niej pożądanie.

      – W ogóle nie czuję się jak migdał – odparła Connie. – Czy nie przypominam ci raczej nerkowca? – Przetoczyła się na drugi bok, by spojrzeć Elise w twarz. – A ty? Jakim jesteś orzechem?

      Elise uwielbiała ją za to, że nigdy nie odrzucała tych łóżkowych tułaczek. Płynęły wówczas razem z nurtem słów i idei, w korycie rzeczki czasu, który należał tylko do nich, i w tym byciu razem zamykał się cały ich świat.

      – Ja? Na pewno brazylijskim.

      – Och, ty mój kremowy przysmaku. – Connie zamruczała, jakby miała chrapkę na przekąskę. – Brazylijski to mój ulubiony.

      Zawsze tak robiła – zamieniała te drobne szaleństwa w odbicie ich miłości, metafizyczna czarodziejka, która za każdym razem zachwycała Elise swoimi sztuczkami. Położyła dłoń na policzku Connie i przesunęła ją powoli w dół na obojczyk, na blade ramiona, całe w piegach. Gdy Connie przyciągnęła czyjś wzrok, człowiek nie wiedział, co dalej. Nie zawsze chciał podchodzić blisko, ze strachu, że zostanie odepchnięty. Co więcej, Connie nie zdawała sobie w pełni sprawy, jaką ma moc i jednocześnie nie słyszała, jak lekceważący potrafił być jej głos. Teraz milczała w oczekiwaniu – i Elise wiedziała, że Connie się nie poruszy, dopóki ona czegoś nie zrobi.

      Pocałowała ją więc w usta, delikatnie, ale to wystarczyło, by usłyszała westchnienie СКАЧАТЬ