Królestwo kłamstw. Kate Fazzini
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Królestwo kłamstw - Kate Fazzini страница 5

Название: Królestwo kłamstw

Автор: Kate Fazzini

Издательство: PDW

Жанр: Документальная литература

Серия:

isbn: 9788308071632

isbn:

СКАЧАТЬ czyta fragment tekstu, który razem ze swoim ghostwriterem przygotował do kolejnego wydania podręcznika.

      „Przyszłe zagrożenie w cyberprzestrzeni wymaga podjęcia działań ofensywnych, dotychczas określanych mianem aktywnej ochrony. Jedynym sposobem na zapewnienie bezpieczeństwa tych aktywnych działań defensywnych jest podporządkowanie ich szczegółowym protokołom wojskowym i, w miarę możliwości, zaangażowanie innych państw – nawet wrogich – w tworzenie mocnych międzynarodowych norm dla cyberataków, cyberuznawania i innych taktyk”.

      Bob Raykoff jako jeden z pierwszych użył terminu „przyszłe cyberzagrożenie”. Pracuje teraz nad książką i pisze rozdział pod takim tytułem. Jest doświadczonym komandorem sił powietrznych i ma obsesję na punkcie cyberzagrożeń. Przyglądał się atakom DDoS na banki i zastanawia się, kto wykorzysta chaos wywołany przez islamistów. Chińczycy? Rosjanie?

      Na pewno Rosjanie. Bob nienawidzi Rosjan.

      „Wojskowi, którzy dziś walczą z wrogiem, powinni zastanowić się nad zagrożeniem cyfrowym, które wróg stwarza. Tak jak w wypadku ataków z powietrza albo ataków dronowych, personel wojskowy może nie mieć bezpośredniej styczności z ofiarami swoich ataków. Przypadkowe zniszczenia spowodowane przez cyberwojnę, zwłaszcza w sektorze prywatnym, gdzie najprawdopodobniej się rozegra, mogą być katastrofalne”.

      Za nieco ponad rok Bob będzie szefem Carla. Żaden z nich jeszcze o tym nie wie, nawet nie przeszło im to przez myśl. Bob nieźle się orientuje w cyberbezpieczeństwie, ale o wielu sprawach nie ma pojęcia. Nie myli się jednak co do skutków ataku DDoS dla banku NOW. To będzie katastrofa. Ucierpi wiele przypadkowych osób, a on sam znajdzie się w oku cyklonu.

      Bob znów zastanawia się nad przyszłym cyberzagrożeniem, siedząc w swoim waszyngtońskim biurze.

      „Zdecydowanie Rosja”, stwierdza. „Albo Chiny”.

      Jak się okaże, źródłem przyszłego zagrożenia nie będzie ani Rosja, ani Państwo Środka. Będzie nim kilkunastoletnia dziewczyna, która mieszka na rumuńskiej prowincji i właśnie tańczy do muzyki tak głośnej, że niemal nie słyszy własnych myśli.

      René Kreutz wydaje ekstatyczny okrzyk, kiedy kolejna fala jej licealnych znajomych przepływa przez drzwi prowizorycznego klubu w małym transylwańskim miasteczku Arnica Valka. Prawie nikt o nim nie słyszał. Znane jest głównie jako przystanek na przyzwoity obiad w podróży między Bukaresztem a Budapesztem.

      Dla lekko podpitej René ten klub to centrum wszechświata. Wszystko inne wiruje wokół niego. Wokół niej. René tańczy wśród spoconych nastolatków i wykrzykuje słowa piosenki w kierunku bukareszteńskiego rapera, który wykonuje swój angielsko-rumuński hit pod tytułem Americandrim. Pojawiają się w nim wszystkie możliwe atrybuty popkultury: coca-cola, MTV, George W. Bush, McDonald’s.

      I can be what I want to be

      Losing my identity.

      Koleżanki René wykrzykują te wersy w gęste powietrze. Wszystko pachnie tanim alkoholem i wiśniowym błyszczykiem. Nawet jej drink smakuje jak wiśniowa szminka.

      „Czy życie może być lepsze?” – myśli. Jest wesoła i trochę pijana.

      Może. Może być znacznie lepsze. Za trzy lata René, która nie zna się na komputerach, ale jest niezwykle czarująca, praktycznie z dnia na dzień zostanie jednym z najbardziej niebezpiecznych hakerów.

      René przeciska się, żeby stanąć obok koleżanek, robi palcami znak V – jak Victory – i cyka selfie swoją starą motorolą.

      Mniej więcej w tym samym czasie w Moskwie jeden z najbardziej prominentnych hakerów na świecie, Walery Romanow, też robi sobie selfie. To jego ulubione ujęcie: Walery Romanow, król hakerów, wśród stosów gotówki.

      Ubrany jest jak statysta w amerykańskim serialu o pracownikach biurowych: koszula z krótkim rękawem, zmięte spodnie khaki. Ma blond włosy i jest grubawy, więc w centrum ujęcia zamiast siebie umieszcza gotówkę. To prawdziwa bohaterka tej fotografii. Walery układa palce w literę V.

      Niedawno skończył oglądać atak DDoS na bank NOW. Obserwował wszystko od środka, bo też włamał się do systemu. Ale nie z głupich islamskich powodów. Lubi walki na żywo. To jak biletowany spektakl, tyle że za darmo. Uśmiecha się i patrzy na stojącą obok butelkę wódki.

      Ataki DDoS to dla kogoś duża szansa, myśli, przyglądając się niestrzeżonym portom banku, całym połaciom wielkiego przedsiębiorstwa, których nikt nie pilnuje. Dane pozostawiono bez ochrony, bo bank skierował wszystkie środki na zwalczanie ataków DDoS.

      Walery zauważa, że wszystkie wydane przez NOW karty kredytowe straciły ważność. Ktoś się wkradł, kiedy bank walczył z Irańczykami, i pozmieniał daty. Ale to nie on. Nie tym razem.

      Walery ostatnio trochę się martwi. Szuka go FBI. I Interpol. A teraz jeszcze zadziwiająco sprawna i straszna francuska Direction Générale de la Sécurité Extérieure. Za dużo pije. Jego nowa narzeczona jest w ciąży. Selfie ze szmalem zawsze poprawiają mu humor.

      Przed dwoma laty uwikłał się w jakąś idiotyczną islamską pierdołę, bo kawiarnia w Marakeszu, gdzie akurat jadł obiad, została wysadzona w powietrze. Teraz nie ma kawałka głowy. Przed tym wydarzeniem oraz chwilę później Walery był jednym z najlepszych i najaktywniejszych hakerów na świecie. Teraz, w 2012 roku, jest prawie skończony.

      Caroline Chan jest geniuszem.

      Jej nowy szef nie ma o tym pojęcia. I podczas dzisiejszego spotkania też się o niczym nie dowie. Właściwie to nigdy się na niej nie pozna.

      Caroline pracuje w banku NOW, jednym z największych na świecie. Nie nosi garsonki. Nie ma biura na Manhattanie. Siedzi w dziale administracyjnym w New Jersey i nie stara się nikomu zaimponować strojem.

      W żargonie korporacyjnej listy płac Caroline jest managerką biznesową, a jej biznesem jest cyberbezpieczeństwo banku. Którym zarządza doskonale. Nadzoruje budżet, tworzy ekipy inżynierów, techników i ekspertów do spraw bezpieczeństwa. I pilnuje, żeby się nawzajem nie pozabijali.

      Zatrudnia też hakerów. Robi to już prawie dwadzieścia lat, odkąd zaraz po studiach przyszła do banku na staż. Zaczęła werbować hakerów, jeszcze zanim ktokolwiek w banku zdawał sobie sprawę, że ich potrzebują. Jest zaklinaczką hakerów, a oni są jej smokami.

      Caroline ma metr pięćdziesiąt wzrostu, jest Chinką, mówi z akcentem z New Jersey. Jej mąż jest irlandzkim katolikiem. Na spotkaniach zarządu Caroline nie łupie fistaszków. Jej ambicją jest pomaganie ludziom, z którymi się zaprzyjaźniła, i wygodne życie na przedmieściach New Jersey.

      Mikrofon zawsze przekazuje komu innemu. Na pożegnaniach emerytów serwuje lody. W rocznice zatrudnienia roznosi kolegom dyplomy osiągnięć. To ona ściska stażystów, kiedy kończą letnie praktyki. Ona odwala całą czarną robotę.

      Ale niech Bóg ma cię w opiece, jeśli wejdziesz jej w drogę…

      Caroline hoduje i wychowuje hakerów. Pozyskuje ich, kiedy są młodzi, patrzy, jak się wykluwają, i zamienia ich w smoki. Wielu wyrasta na produktywnych pracowników banku – testują wewnętrzne sieci, pną się po szczeblach kariery. Bank ma trzysta СКАЧАТЬ