Schwytać szczęście. Dorota Milli
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Schwytać szczęście - Dorota Milli страница 2

Название: Schwytać szczęście

Автор: Dorota Milli

Издательство: OSDW Azymut

Жанр: Любовно-фантастические романы

Серия:

isbn: 978-83-8195-330-6

isbn:

СКАЧАТЬ Hana Swat! Co tu robisz?

      – Znam ten miły ton, już go gdzieś słyszałam. – Hana podniosła głowę, przyglądając się wysokiej kobiecie. Jęknęła, gdy pamięć wróciła. Każdego mogła się spodziewać, ale nie jej, nie Duńczyk. Wszyscy na uczelni trzymali się od tej dziewczyny z daleka. – Miło cię widzieć, Liwio.

      – Wcale się nie cieszysz.

      – Cieszę, ale w środku, głęboko w sercu. Na jego dnie. – Nie miała siły udawać.

      – Co się stało? Nie przypominasz… siebie.

      – A ty… obcięłaś włosy.

      – Jest wygodniej. – Liwia speszyła się i poprawiła krótką fryzurkę.

      – Wyglądasz bardzo ładnie, pasuje ci. – Nie wiedziała, co jeszcze powiedzieć, by pozbyć się dawnej znajomej.

      – Jesteś sama? – Liwia rozejrzała się, ale nikt nie patrzył w ich stronę.

      – Tak… Jestem sama…

      – Usiądziemy? – Liwia nie czekała na zgodę, tylko pociągnęła Hanę za rękę przez pełną salę. Szukała wolnych miejsc, choć wszystkie ławy zajęto, podobnie jak stołki przy barze. Piątkowy wieczór był zakończeniem tygodnia pracy, swoistym początkiem wolności. Mieszkańcy czy weekendowi przyjezdni tłocznie wypełniali restauracje, puby i tawerny, szukając odskoczni od przetartych szlaków.

      – Nawet nie ma dla nas miejsca – jęczała Hana, pociągając nosem.

      – Proszę, jest, stolik.

      – Przy toalecie?!

      – Są dwa krzesła idealne dla nas i w odosobnieniu. – Liwia posadziła Hanę i popatrzyła jej w oczy. – Napijesz się czegoś? Bez alkoholu, którego zdecydowanie masz dosyć.

      – Wypiłam lampkę szampana, no może dwie, na imprezie firmowej i jedno piwo – broniła się Hana. – Nie moje, jego. Popełniłam błąd, nie lubię tego smaku, ale zrobiłam na złość. To była duża butelka, a ja rzadko pijam alkohol.

      – Rozumiem, że coś się stało? Porzucił cię mąż czy chłopak? A może to zwykła kłótnia i jutro na nowo będziecie się kochać?

      – Nie będziemy się kochać. To nie kłótnia, to koniec. Nie mam męża ani chłopaka, zostałam sama.

      – Nie uwierzę, zawsze wokół siebie miałaś wiele osób. Nigdy nie byłaś sama. – Liwia pamiętała wianuszek koleżanek, które otaczały Hanę, zawsze uśmiechniętą i optymistycznie nastawioną do życia. Podziwiała w niej tę radość, próbowała nawet naśladować koleżankę, ale na dłuższą metę nie potrafiła oszukiwać samej siebie. Nie widziały się od czasu zakończenia studiów, minęło raptem kilka lat, ale nie sądziła, by cokolwiek zniszczyło uśmiech Hany, która w pędzie i z odwagą rwała się do nowych wyzwań.

      – Dużo się zmieniło, zajęłam się swoimi sprawami. Teraz zostałam sama. Sama w pustym mieszkaniu.

      – Co robiłaś po studiach? – zapytała Liwia, chcąc odwrócić uwagę dziewczyny od bieżących spraw.

      – Znalazłam pracę, dobrą… Liwia, muszę się napić. Nie byłam przygotowana.

      – Na co?

      – Na to, co mnie spotkało. Świat wydawał się taki radosny, choć ty zawsze miałaś inne zdanie.

      – Potrafi być… radosny – wydusiła Liwia, mając nadzieję, że zabrzmiało przekonująco. Nie lubiła kłamać.

      – Próbujesz być miła. – Hana przyjrzała się dawnej koleżance ze studiów. Wypiękniała, a jej duże oczy w otoczeniu ciemnych rzęs i brwi nadały twarzy kruchości. Ubrana elegancko w ciemny kostium zdecydowanie nie pasowała do tego miejsca. – Co tu robisz?

      – Miałam spotkanie z klientem.

      – Tutaj? W piątek wieczorem? Czym się zajmujesz? Przepraszam, nie pamiętam, jakie miałaś plany?

      – Plany planami, a życie życiem, Hana.

      – Znowu zaczynasz? Słyszę, że nie wyleczyłaś się z tej dołującej przypadłości. Dziś potrzebuję radości. Zmieniłaś się, ale nie wewnętrznie.

      – Smutek też jest dobry, pozwala dostrzec jasne strony życia. Czy ty się zmieniłaś? – Liwia znów przyjrzała się znajomej, ale jej widok ją zmartwił. Hana, zawsze zadbana, z modną fryzurą dziś wyglądała jak kura domowa. Dziwnie po latach spotkać ulubienicę, do której się porównywała. Nie było już czego zazdrościć ani do kogo upodabniać. Zdecydowanie zamieniły się rolami.

      – Dziś mam gorszy dzień. Prawdę mówiąc, trwa od jakichś trzech tygodni. Jestem też cholernie zmęczona. Czuję się wykorzystana i porzucona – załkała głośno, z wdzięcznością przyjmując od Liwii chusteczkę.

      – Czasem trzeba trochę pocierpieć.

      – Naprawdę? Choć może i masz rację, nie potrzebuję pustych zapewnień, wiedząc, jak wygląda rzeczywistość.

      – Czego się napijesz, ja stawiam? – zaproponowała, gdy kelnerka podeszła do ich stolika.

      – Whisky z lodem.

      – Mówiłaś, że nie pijasz alkoholu?

      – Nie, ale dziś muszę. Whisky na pewno zabije smak piwa. Ze słomką do małych łyczków – dodała do zamówienia. – Widzisz, jaka jestem rozsądna?

      – Słomki nie potrzebujesz.

      – Potrzebuję. Proszę o słomkę – rzuciła z naciskiem do kelnerki.

      Liwia zamówiła wodę gazowaną, podkreślając, że bez słomki.

      – Czemu tak na mnie patrzysz? Co ja takiego zrobiłam? – Hanie nie spodobał się nieprzyjemny wzrok Liwii.

      – Słomki mają tu z plastiku, a musimy z niego rezygnować.

      – Stałaś się ekstremistą ekologicznym?

      – Każdy z nas powinien.

      – Liwia, nie sądzę, że walka z klimatem w moim obecnym stanie to dobry pomysł. Moje nadzieje spłonęły jak hektary puszczy w Amazonii. Jedno wielkie pogorzelisko.

      – Nie wszystko spłonęło, możemy jeszcze wiele uratować, jeśli się opamiętamy. U ciebie też się poprawi. Powiedz, co się stało? – zapytała z troską w głosie.

      Hana westchnęła, zastanawiając się, jak najlepiej ubrać w słowa swoją rozpacz. Ocknęła się, gdy kelnerka przyniosła napoje. Pod bacznym spojrzeniem Liwii odłożyła słomkę i zamoczyła usta w nieznośnie ostrym płynie. Przełknęła go jak niesmaczny syrop. Potrzebowała czegoś, co ją znieczuli, ale i pobudzi, a bursztynowy trunek był do tego idealny, choć niezbyt dobrze smakował.

      Popatrzyła w oczy Liwii, tak samo СКАЧАТЬ