Kajś. Zbigniew Rokita
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kajś - Zbigniew Rokita страница 9

Название: Kajś

Автор: Zbigniew Rokita

Издательство: PDW

Жанр: Языкознание

Серия: Sulina

isbn: 9788381911054

isbn:

СКАЧАТЬ po aneksji czechosłowackiego Zaolzia, dokonanego wraz z Węgrami i hitlerowskimi Niemcami w ramach rozbioru Czechosłowacji). Za cesarza był to jeden z głównych ośrodków przemysłowych kontynentu. W Historii Górnego Śląska o przyłączeniu regionu do Polski czytam: „Przyniosło to prawie trzykrotny przyrost potencjału przemysłowego Polski, kiedy o znaczeniu gospodarczym państw ciągle decydował ich potencjał industrialny. […] W 1936 roku województwo śląskie dostarczało: 75% węgla kamiennego, 100% koksu, 75% żelaza i stali, 100% cynku, 99% ołowiu i 34% nawozów azotowych produkowanych w Polsce”15. Zdobycie regionu zmienia oblicze Rzeczypospolitej. Bez niego Polska byłaby krajem znacznie bardziej zacofanym, pozbawionym poważnego ośrodka przemysłowego. Górny Śląsk wyznacza reszcie kraju standardy cywilizacyjne. Na przykład pod względem odsetka budynków z dostępem do kanalizacji, wodociągów, prądu, gazu czy wydatków w przeliczeniu na mieszkańca Katowice (powstałe niespełna pięćdziesiąt lat przed wybuchem I wojny światowej) biją na głowę Warszawę i Kraków, nie wspominając już o Lwowie czy Lublinie. Jeśli zaś porównać poziom cywilizacyjny Górnego Śląska z poziomem Polesia czy Wołynia, to różnicę można mierzyć w setkach lat. Wielu historyków jest zgodnych, że bez skrawka Górnego Śląska nie powiodłaby się reforma walutowa Władysława Grabskiego (w 1924 roku ustabilizowała sytuację polityczną i gospodarczą Polski), nie powstałyby czołowe projekty gospodarcze państwa, takie jak Gdynia czy Centralny Okręg Przemysłowy.

      Niemiecki Teatr Miejski w Kattowitz (obecnie Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach), 1907–1911

      Źródło: fotopolska.eu

      Eugeniusz Kopeć w pracy „My i oni” na polskim Śląsku pisał, że Ślązacy byli jedyną „grupą regionalną narodu polskiego”, która podporządkowywała się polskim władzom, stawiając swoje warunki – pacta conventa16. W śląskich pacta conventa są postulaty życia na poziomie przynajmniej takim jak w Niemczech oraz rozmontowanie dotychczasowego sztywnego układu, w którym Ślązacy byli skazani na rolę plebejuszy, i umożliwienie im awansu społecznego.

      Górny Śląsk leżał poza Polską grubo ponad pół tysiąclecia i to nauczyło jego mieszkańców patrzyć na nią jako na coś zewnętrznego. Do dziś są krytyczni wobec Polski w inny sposób niż warszawiacy czy krakowianie. Nie są na Polskę skazani. W XX wieku wielu z nich będzie się czuło jak u siebie w więcej niż jednym państwie – także w Niemczech, a niekiedy jeszcze w Czechosłowacji, Francji czy Belgii. Poza tym domyślam się, że z perspektywy wielu Ślązaków II Rzeczpospolita nie ma u swego zarania monopolu na bycie dysponentem polskości. To nasz dzisiejszy punkt widzenia. Zresztą dla mieszkańców Śląska na początku XX wieku było też wiele wariantów na przykład niemieckości. Austriacki, pruski, nadbałtycki, szwajcarski, któryś z lokalnych, takich jak schönwaldzki, i liczne inne. Do dziś nieustannie padają tu zdania: „U nas na Śląsku jest tak, a w Polsce owak” albo „My jesteśmy tacy, a Polacy tacy”.

      W II Rzeczypospolitej Ślązacy w porównaniu do statystycznych mieszkańców Polski są zamożni, ale żyje im się gorzej niż za kajzera. Rośnie bezrobocie, gospodarka spowalnia, spada poziom życia.

      Na „polskim” Górnym Śląsku upada wnet mit Polski zamożnej. Polacy w dobie plebiscytu nie liczyli się ze słowami, obiecywali niemożliwe. Teraz nie są w stanie zaspokoić apetytów.

      Włóczę się długo od jednego miejscowego historyka do drugiego, żeby zrekonstruować, jakie w tym czasie nastroje panowały wśród Ślązaków. Najpierw udaję się do profesora Ryszarda Kaczmarka. To badacz z Uniwersytetu Śląskiego, autor trylogii Polacy w armii kajzera, Powstania śląskie 1919–1920–1921 i Polacy w Wehrmachcie. Kaczmarek wie wszystko, napisał wszystko. Nie jest kordialny, nie skraca dystansu, nawet gdy zagaduję go o fusbal, który lubi. Odpowiada konkretnie, w żołnierskich słowach.

      – Około roku 1924 lub 1925 nastroje części Ślązaków po polskiej stronie zaczęły się zmieniać na proniemieckie – mówi. – Polska rzeczywistość rozczarowywała, a w Niemczech opanowano hiperinflację, coraz mniej mówiło się o reparacjach, zaczął się okres kilkuletniej prosperity. Niemcy w porównaniu z Polską jawiły się też jako kraj bardziej stabilny politycznie. Wielki kryzys gospodarczy, z którego wyszły szybciej niż Polska, nie zmienił znacznie tych nastrojów. Ślązacy nie chcieli po 1922 roku kolejnej ideologii, chcieli stabilizacji, a oferta Niemców była atrakcyjna – wyjaśnia.

      Upada też mit Polski sprawiedliwej. Ślązacy liczyli, że gdy Polska przejmie Górny Śląsk, oni zajmą ważne stanowiska. Dzieje się inaczej. Gros przemysłu i wielkiej własności ziemskiej pozostaje w rękach niemieckich. Ślązakom nie przypada również władza polityczna. W latach 1923–1939 wojewodowie są tu każdorazowo przysyłani ze wschodu. Podobnie jest z kadrami. Ślązacy utyskują: „Walczyliśmy w powstaniach, a to przyjezdni są dyrektorami”. Arka Bożek notuje w pamiętniku: „Lud śląski srodze się pomylił. Oto u matki swojej żył w bezrobociu i nędzy, spełniać musiał rolę parobka, pomiatanego pasierba i oddany został na żer obcego kapitału. A więc zmienili się tylko panowie. Pojechali berlińscy, a przyjechali warszawsko-krakowscy. Chciałbym być obiektywny, ale trudno byłoby mi powiedzieć, który z tych panów był gorszy. Wszystko przemawia za tym jednak, że nasz krewniak”17.

      Liczne stanowiska – od urzędników przez kadry kierownicze po nauczycieli – obejmują głównie przyjezdni z Galicji, w dalszej kolejności z Kongresówki i Poznańskiego. W Austro-Węgrzech w porównaniu z Cesarstwem Niemieckim i Imperium Rosyjskim ludność ducha polskiego miała najłatwiejszą ścieżkę awansu, powstała „nadprodukcja inteligencji”, teraz dystrybuowana po całej Polsce. Szczególnie bolesna była obecność „Galileuszy” w szkołach. Ślązacy się oburzają, bo do niedawna przybysze z Austro-Węgier przyjeżdżali, aby pracować na niższych stanowiskach, teraz ci gastarbeiterzy chcą robić z tutejszych prawdziwych Polaków.

      Barierą okazuje się brak znajomości literackiej polszczyzny wśród miejscowych. W artykule Brak nam inteligencji górnośląskiej na łamach „Zarania Śląskiego” czytam, że śląskie dzieci, które nie posługiwały się w domu literacką polszczyzną, miały w szkole znaczne problemy. Trudne okazywały się nie tylko same zadania z łaciny, francuskiego czy matematyki, ale też dotyczące ich wyjaśnienia i polecenia po polsku.

      Rodzice często nie potrafią pomóc dzieciom w nauce, sami kończyli niemieckie szkoły, wstydzą się chodzić na wywiadówki. Na nauczycieli utyskują liczni Ślązacy: że zachowują się po pańsku, z wyższością, że przywożą ze sobą dziwne obyczaje.

      Miejscowi nie zajmują jednak inteligenckich stanowisk również dlatego, że w województwie śląskim po prostu brakuje wykwalifikowanych rodzimych kadr.

      Ich niedobór wynika też z braku szkoły wyższej na miejscu. Dyrektor Archiwum Państwowego w Katowicach Piotr Greiner wytłumaczy mi później, że uniwersytety z Krakowa i Lwowa blokowały powstanie uniwersytetu na Górnym Śląsku (założono go dopiero w 1968 roku), powstanie politechniki przed wojną blokowała z kolei Akademia Górniczo-Hutnicza. Greiner podkreśla, że nie chciano konkurencji, podbierania zdolnych. Pojawienie się tu w międzywojniu uczelni zmieniłoby oblicze regionu. Górny Śląsk zostaje jednak skazany na los wyłącznie ośrodka przemysłowego.

      Rozczarowanie Ślązaków nową rzeczywistością widać w wyborach samorządowych w 1926 roku. Znakomity wynik otrzymują kandydaci z list niemieckich: w Królewskiej Hucie siedemdziesiąt procent głosów, w Katowicach pięćdziesiąt siedem procent. Trend się utrzymuje. Cztery lata później w wyborach do Sejmu Śląskiego najwięcej mandatów СКАЧАТЬ