Kajś. Zbigniew Rokita
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kajś - Zbigniew Rokita страница 10

Название: Kajś

Автор: Zbigniew Rokita

Издательство: PDW

Жанр: Языкознание

Серия: Sulina

isbn: 9788381911054

isbn:

СКАЧАТЬ Nie ma dobrego wyjścia, trzeba było gdzieś się przywiązać, do Polski czy Niemiec. Z tego przekleństwa można było wyjść, tylko łącząc się z silniejszą grupą. To poczucie historiozoficzne i deterministyczne. Wydarzenia kolejnych dekad miały to tylko potwierdzić – mówi Kaczmarek.

      14

      Po drugiej stronie granicy ktoś wycina małą notkę z miejscowej gazety, świstek kilka na kilka centymetrów. Wycinek przeleży sto lat, aby trafić w moje ręce. Dużą szwabachą stoi: Gleiwitzer Nachrichten, Donnerstag, 10 Juni 1926, a pod spodem: Neue Hebamme […] Elisabeth Kieslich. W podgliwickiej wiosce jest nowa położna, córka Urbana i Johanny – Else. To moja prababcia, rocznik 1901.

      Na najwcześniejszym zdjęciu prababcia ma kilkanaście lat. Wykonano je w atelier fotograficznym, na tło rodzina wybrała gęsty las. Dziewczyna stoi wyprostowana jak struna, spogląda prosto w obiektyw, tęgawa, powagą nieporadnie stara się przykryć zawstydzenie. Włosy ma upięte, ubiór chłopski, jakla pod szyję, na szyi święty medalik, w prawej dłoni książeczka, pewnie kościelna, lewa dłoń opuszczona, palce uczepione haftu białej zapaski, pod zapaską sięgająca kostek kiecka. Wzór cnót.

      W pierwszych miesiącach 1915 roku niemieckie sterowce bombardują Wielką Brytanię, Wielka Brytania i Francja obiecują Rosji, że po wojnie Konstantynopol przejdzie pod jej władanie, w imperium osmańskim rozpoczyna się ludobójstwo Ormian, a Else jakby nigdy nic zalicza siódmą klasę i kończy ostropską szkołę ludową. W naszej szufladzie wciąż leży jej świadectwo. Uczył ją Otton Blasel – ten, który w miejscowej kronice nie zostawi parę lat później na jej ojcu i innych powstańcach suchej nitki.

      Ech, oma, mogliście się bardziej postarać. Na świadectwie żadnego „bardzo dobrego”, „dobry” dostaliście tylko z ustnego niemieckiego, kaligrafii i katechizmu, a od niższych stopni gęsto. Zachowanie „godne pochwały”, to dobrze, ale już z oceną za pracowitość czy obecnością mogło być lepiej.

      Po ukończeniu szkoły Else przez rok pomaga matce Johannie w domu, a następnie rozpoczyna pracę w gliwickiej fabryce drutu Vereinigte Oberschlesische Hüttenwerke AG, nieopodal średniowiecznej starówki. Codziennie pokonuje kilkanaście kilometrów przez pola i przedmieścia, aby spawać łańcuchy. Młoda Else jest pyskata i charakterna. Przy pracy głośno śpiewa, być może przyłączają się do niej inne kobiety. Majstra drażni to tak bardzo, że czasem daje jej kilka fenigów, żeby poszła kupić sobie bułkę i na chwilę zamilkła (gdy powojenne Niemcy nawiedzi hiperinflacja, majster będzie musiał dawać prababci na bułkę już setki miliardów marek).

      Else dzieli los wielu ostropian i ostropianek – dynamicznie industrializujące się Gleiwitz zasysa ludność z okolicznych wiosek, chłopi stają się robotnikami w pierwszym pokoleniu. Błyskawicznie dokonuje się rewolucja społeczna. Niektórzy, jak Else, po powrocie z pracy wracają do chłopskich obowiązków, inni na stałe przenoszą się do miasta. Ci drudzy szybciej się germanizują. A założyciel fabryki Wilhelm Hegenscheidt funduje szkołę, w której uczyć się będzie później dwoje dzieci Elisabeth oraz prawnuk – najpierw mój wujek Reinhold, potem babcia Maria, wreszcie ja.

      W grudniową sobotę 1921 roku dwudziestoletnia Else otrzymuje pocztówkę z czarno-biało-czerwoną flagą Cesarstwa Niemieckiego. Takie wciąż są w obiegu i to nie dziwi. Dla ówczesnych ostropian czy gliwiczan Republika Weimarska jest kontynuacją Cesarstwa Niemieckiego, tym samym państwem w innej inkarnacji. Nie zerwano z przeszłością, widać to też w nazwie głównej arterii Gleiwitz, przy której Else pracuje. Ulica nieprzerwanie od jej wytyczenia w XIX wieku nosi imię cesarza Wilhelma II – Wilhelmstrasse. Nazwa przetrwa i Republikę Weimarską, i III Rzeszę, zniknie dopiero z okazji wkroczenia Sowietów i Polaków.

      Gleiwitz, hotel Haus Oberschlesien przy Wilhelmstrasse (obecnie Urząd Miejski w Gliwicach), 1930–1936

      Źródło: fotopolska.eu

      Pocztówkę do Else wysłał Hans, dwudziestodwuletni elektromonter, syn Hajoków: robotnika Antona i Marie z domu Kozuschek. Hans pochodzi z sąsiedniej wioski, Richtersdorfu. Jego praszczurowie sprowadzili się ponoć do Ostropy z Moraw w XV wieku, szukając bezpiecznej przystani po zamęcie wojen husyckich. Taka wieść się niesie.

      Jak Hans poznał Else? Na ten temat dzieje milczą.

      Na pocztówce liścik krótki i pełen czułości. Chłopak pisze po niemiecku: „Przez cały tydzień byłem w Spröttchen przy pracy i dlatego nie otrzymałem od Ciebie poczty. Torturą jest dla mnie dopiero w sobotę móc czytać Twoje miłe listy. Dzisiaj nie mam czasu, żeby Tobie, liebe Elsbeth, napisać list. Jestem w najlepszym zdrowiu i mam nadzieję, że Ty, moja kochana, również. Pozdrawia Cię pozostający Ci wierny Twój Hans”. I jeszcze dopisek w rogu, do góry nogami: „List wyślę jutro. J.H.”.

      Else i Hans jeszcze przez dwadzieścia cztery lata będą mogli nosić swoje imiona, aż zostaną im zabrane i przymusowo zmienione na Elżbieta i Jan, gdyż na Górnym Śląsku nie będzie już można nazywać się Elisabeth i Johann. A pocztówkę z flagą Cesarstwa Niemieckiego moja babcia, a ich córka znajdzie blisko sto lat później w klamorach w naszym domu.

      Po kilku latach w fabryce drutu, jesienią 1924 roku, Else jak zawsze przemierza szmat drogi, ale tym razem nie idzie do zakładu Hegenscheidta. Mija go i po paru minutach wchodzi na Gleiwitzer Bahnhof. Kupuje bilet i jedzie do Oppeln, gdzie rozpocznie naukę w Zakładzie Akuszerek, mieszczącym się w urokliwym zakątku starówki. Szkoła znana jest „lubieżnicom” z całej Rzeszy. Działacz plebiscytowy Paweł Dubiel w swoich wspomnieniach pisał o mieszczącej się w Opolu szkole dla położnych. Ponoć istniała tam długoletnia tradycja, że tak zwane panienki z lepszych rodzin, które oczekiwały nieślubnego potomstwa, przyjeżdżały tu z całych Niemiec, by urodzić w sekrecie.

      Młoda Else Kieslich, ok. 1915

      Źródło: archiwum rodzinne autora

      Ostatnie kilka lat, gdy Else akurat wchodzi w dorosłość, jest czasem chaosu. Cesarstwo upadło, cesarz uciekł, w Gleiwitz co rusz wybuchają strajki, dokonuje się zamachów, zamieszki są topione we krwi, do miasta wkraczają żołnierze francuscy, toczą się walki polsko-niemieckie, dochodzi do kilku powstań, oblężenia, plebiscytu, znany świat pęka na dwoje. Stają zakłady, wielu ludziom bieda zagląda w oczy, załamuje się marka, ludzie tracą oszczędności życia, pieniądz nie jest wart wiele więcej niż papier, na którym go drukowano, z innych części kraju dochodzą wieści o kolejnych puczach wojskowych, o rewolucji komunistycznej, której sukces w Niemczech wydaje się całkiem realny, nie jest pewne, czy nie odłączą się kolejne regiony, co nie byłoby dziwne, jeśli się pamięta, że przyłączyły się do Prus raptem dwa pokolenia temu.

      Kilka miesięcy przed wyjazdem Else wszystko zaczyna się jednak powoli uspokajać i równie niepewne staje się dopiero w czterdziestym piątym. Jadąc do Oppeln, moja prababcia ma prawo spoglądać w przyszłość z optymizmem i roić o spokojnym życiu u boku Johanna. Jej wyjazd jest symboliczną cezurą dzielącą okres powojennych turbulencji Republiki Weimarskiej i Goldene Zwanziger – pięć tłustych, złotych lat dwudziestych, które będą trwały aż do kryzysu gospodarczego 1929 roku. Ale Else nic o kolejnym kryzysie nie wie, nie wie też, że Niemcy tak jak niemal wszystkie kraje leżące na wschód od Zachodu osuną się niebawem w dyktaturę, dlatego może myśleć, że najgorsze ma już za sobą. W opolskiej szkole na Tuchmarkt dziewczyna zostanie dwa lata, cierpliwość Hansa jest wystawiona na próbę.

СКАЧАТЬ