Название: Bóg Imperator Diuny
Автор: Frank Herbert
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежная фантастика
Серия: s-f
isbn: 9788381887786
isbn:
„Ocal go, Siono! Użyj do obalenia tyrana!”
Do jego świadomości przeniknęło żądne krwi wycie D-wilków. Były zbyt blisko. Wiedział, że nie ucieknie.
„Ale Siona musi uciec!”
Zaryzykował spojrzenie za siebie i zobaczył, że jeden z wilków zachodzi go z boku. Plan ich ataku zapisał się w jego umyśle. Gdy zachodzący z boku wilk skoczył, Kwuteg także się rzucił. Oddzielony drzewem od watahy, dał nura pod atakującego wilka, chwycił go oburącz za tylną łapę i bez zatrzymywania machnął zwierzęciem niczym cepem, rozpraszając inne. Stworzenie nie było tak ciężkie, jak myślał, więc niemal zadowolony z odmiany po nadludzkim wysiłku, zakręcił swą żywą maczugą w tańcu derwisza, roztrzaskując czaszki dwóch wilków. Nie mógł jednak strzec wszystkich stron. Smukły samiec wskoczył mu na plecy, popychając na drzewo i wytrącając maczugę.
– Uciekaj! – wrzasnął Kwuteg.
Wataha rzuciła się na niego, a Kwuteg wgryzł się w gardło smukłego samca. Z całych sił zacisnął zęby w ostatecznej desperacji. Krew trysnęła mu na twarz, oślepiając go. Obrócił się, zdezorientowany, i pochwycił następnego wilka. Część stada się rozpierzchła. Niektóre zwierzęta zaatakowały rannego samca. Większość jednak pozostała skupiona na swej ofierze. Kły rozdarły gardło Kwutega z dwóch stron.
Siona także usłyszała krzyk Ulota, po którym zapadła głucha cisza, a potem znów zabrzmiało wycie, gdy wilki podjęły pogoń. Ogarnął ją taki gniew, że czuła się, jakby miała wybuchnąć. Ulot wziął udział w operacji ze względu na swe zdolności analityczne, umiejętność dostrzegania w paru częściach całości. To właśnie on wyjął z plecaka nieodłączną lupę i zbadał dwa dziwne tomy, które znaleźli wraz z planami cytadeli.
– Według mnie to szyfr – powiedział.
A Radi, biedny Radi, który miał zginąć pierwszy z ich zespołu, rzekł:
– Wyrzuć to. Nie możemy sobie pozwolić na dodatkowe obciążenie.
– Rzeczy mało ważnych nie ukrywa się w ten sposób – sprzeciwił się Ulot.
Kwuteg poparł Radiego.
– Przyszliśmy po plany cytadeli i mamy je. Te przedmioty są za ciężkie.
Siona zgadzała się jednak z Ulotem.
– Poniosę je – oznajmiła.
To zakończyło spór.
„Biedny Ulot”.
Wszyscy wiedzieli, że jest najgorszym biegaczem w zespole. Ulot był powolny w wielu rzeczach, ale nie sposób mu było odmówić bystrości umysłu.
„Można mu ufać”.
Można mu było ufać.
Siona opanowała gniew i wykorzystała jego siłę, by przyspieszyć. Drzewa śmigały obok niej w świetle księżyca. Osiągnęła tę bezczasową pustkę biegu, w której nie istniało już nic prócz jej ruchów, jej ciała robiącego to, do czego było przygotowane.
Mężczyźni uważali ją za piękną, gdy biegła. Siona wiedziała o tym. Jej długie, ciemne włosy były ciasno upięte, by nie rozwiewał ich pęd powietrza. Wytknęła Kwutegowi głupotę, kiedy nie chciał jej naśladować.
„Gdzie jest Kwuteg?”
Włosy miała tak ciemnobrązowe, że brano je mylnie za czarne, ale nie była to prawdziwa czerń, jak u Kwutega.
Tak jak czasem sprawiają to geny, jej rysy były kopią rysów jakiejś dawno zmarłej antenatki: łagodny owal twarzy, pełne usta i czujne, przenikliwe oczy nad małym nosem. Jej ciało, choć szczupłe po latach biegania, wysyłało silne erotyczne sygnały do otaczających ją mężczyzn.
„Gdzie jest Kwuteg?”
Wataha ucichła i to ją zaalarmowało. Wilki zrobiły już tak, nim powaliły Radiego. Tak było, gdy dopadły Setuzę.
Wmawiała sobie, że ta cisza może oznaczać coś innego. Kwuteg też był milczący… i silny. Kontuzja chyba mu zbytnio nie dokuczała.
Siona zaczęła odczuwać ból w piersi, dobrze znaną z wielu kilometrów treningów zapowiedź zadyszki. Pot oblewał jej ciało pod cienkim czarnym strojem. Pakiet z cenną zawartością, wodoszczelny, bo przed nią była rzeka, miała w plecaku. Pomyślała o umieszczonych w pakiecie planach cytadeli.
„Gdzie Leto kryje swój zapas przyprawy?”
Musiało to być gdzieś w cytadeli. Musiało. Gdzieś w tych planach znajdzie się klucz. Melanż – przyprawa, której tak potrzebują Bene Gesserit, Gildia Kosmiczna i wszyscy inni… Ryzyko było tego warte.
I te dwa zaszyfrowane tomy. Kwuteg miał rację w jednym: ryduliański papier krystaliczny był ciężki. Ona jednak zgadzała się z Ulotem. W tych linijkach szyfru kryło się coś ważnego.
Raz jeszcze z lasu za nią doleciał skowyt wilczej pogoni.
„Biegnij, Kwutegu, biegnij!”
Teraz widziała już między drzewami szeroki pas łąki wzdłuż rzeki Idaho. Widziała blask księżyca w wodzie za tym pasem.
„Biegnij, Kwutegu!”
Pragnęła usłyszeć coś od niego, byle dźwięk. Tylko ich dwoje pozostało z jedenastki, która rozpoczęła bieg. Dziewięcioro zapłaciło dotychczas życiem za tę awanturę.
„Radi, Aline, Ulot, Setuza, Inineg, Onemaj, Hiutaj, Memar i Oala”.
Siona powtarzała w myślach ich imiona i modliła się za wszystkich do starych bogów, nie do tyrana Leto. Zwracała się do Szej-huluda.
„Modlę się do Szej-huluda żyjącego w piasku…”
Wypadła nagle z lasu na skoszoną łąkę nad rzeką. Przyzywały ją woda i wąska plaża, srebrzysta w świetle księżyca na tle ciemnego nurtu.
Prawie się potknęła, usłyszawszy głośne wycie wśród drzew. Poznała głos Kwutega wybijający się nad dzikie odgłosy wilków. Kwuteg wołał do niej, choć nie po imieniu. To jedno słowo zawierało niezliczone rozmowy – było przesłaniem życia i śmierci.
– Uciekaj!
Głosy stada przeszły w zgiełk wściekłych skowytów, ale Kwuteg już się nie odzywał. Wiedziała teraz, jak zużywa resztę sił.
„Powstrzymuje je, żeby pomóc mi uciec”.
Posłuszna krzykowi Kwutega rzuciła się do brzegu i zanurkowała. Rzeka była przeraźliwie zimna dla rozgrzanej biegiem. Chłód oszołomił ją na chwilę, ale płynęła naprzód, walcząc o odzyskanie tchu. Cenny plecak unosił się na wodzie i obijał o tył СКАЧАТЬ