Bóg Imperator Diuny. Frank Herbert
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bóg Imperator Diuny - Frank Herbert страница 19

Название: Bóg Imperator Diuny

Автор: Frank Herbert

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: s-f

isbn: 9788381887786

isbn:

СКАЧАТЬ Leto nie jest naiwny ani niewinny. Trzeba się go bać tylko wtedy, gdy okazuje te cechy. Tak mówił wuj.

      INKWIZYTOR: Owszem, to jego słowa.

      HWI NORI: I jeszcze coś. Malki stwierdził: „Pan Leto zachwyca się zadziwiającym geniuszem i różnorodnością ludzkości. To mój ulubiony towarzysz”.

      INKWIZYTOR: Podziel się z nami swą wielką mądrością i wytłumacz słowa twego wuja.

      HWI NORI: Proszę się ze mnie nie wyśmiewać.

      INKWIZYTOR: Nie wyśmiewamy się. Prosimy o oświecenie.

      HWI NORI: Te słowa i wiele innych, które skierował do mnie, sugerują, że Leto szuka nowości i oryginalności, ale jest ostrożny, bo zna ich niszczycielski potencjał. Tak uważał wuj.

      INKWIZYTOR: Czy chcesz coś dodać do przekonań, które dzielisz z wujem?

      HWI NORI: Nie ma sensu dodawać czegokolwiek do tego, co już powiedziałam. Przykro mi, że zabrałam inkwizytorom czas.

      INKWIZYTOR: Nie był to czas stracony. Zatwierdzamy cię jako ambasadora na dworze Pana Leto, Boga Imperatora znanego wszechświata.

      Musicie pamiętać, że mogę mieć na żądanie każdą ekspertyzę znaną w naszej historii. Z tego zapasu energii czerpię, gdy wypowiadam się o mentalności wojny. Jeżeli nie słyszeliście jęków i krzyków rannych i umierających, nie znacie wojny. Słyszałem te krzyki tak wiele razy, że wciąż mnie prześladują. Krzyczałem i ja po bitwie. Odnosiłem rany we wszystkich epokach – rany od pięści, kija i kamienia, od nabijanej muszlami pałki i miecza z brązu, od maczugi i kuli armatniej, od strzał, rusznic laserowych i milczącego opadu radioaktywnego pyłu, od broni biologicznej, która zaczernia język i wysysa płuca, od salw z miotaczy płomieni i od cichego działania powolnych trucizn… Nie sposób tego zliczyć! Widziałem i czułem to wszystko. Tym, którzy ośmielają się pytać, dlaczego postępuję, jak postępuję, odpowiadam: Mając takie wspomnienia, nie mogę postępować inaczej. Nie jestem tchórzem, a kiedyś byłem człowiekiem.

      – Wykradzione dzienniki

      Była ciepła pora roku, podczas której satelitarny nadzór pogody musiał walczyć z wiatrami znad wielkich mórz. Wieczorami na obrzeżach Seriru często padał deszcz. Taka nagła ulewa zaskoczyła Moneo, gdy wracał z jednego ze swoich regularnych obchodów perymetru cytadeli. Nim dotarł do celu, zapadła noc. Rybomówna strażniczka przy południowym wejściu pomogła mu zdjąć mokry płaszcz. Była barczysta, krzepka, o kwadratowej szczęce – w typie kobiet, jaki Leto faworyzował w swej straży przybocznej.

      – Tych przeklętych kontrolerów pogody powinno się nauczyć porządku – powiedziała, wręczając mu płaszcz.

      Moneo skinął jej głową, ruszając do swojej kwatery. Wszystkie rybomówne wiedziały o awersji Boga Imperatora do wody, ale żadna nie dostrzegała tego, co widział Moneo.

      „To Czerw nienawidzi wody – pomyślał. – Szej-hulud tęskni za Diuną”.

      W swoich pokojach Moneo przebrał się i dokładnie osuszył, żeby nie budzić niechęci Czerwia i nie przerywać rozmowy z Leto o bliskiej podróży do Onn.

      Oparłszy się o ścianę opadającej windy, zamknął oczy. Natychmiast opanowało go zmęczenie. Wiedział, że od wielu dni nie dosypia i że nie zanosi się na zmianę tego stanu. Zazdrościł Leto uwolnienia się od potrzeby snu. Kilka godzin połowicznego spoczynku w miesiącu najwyraźniej wystarczało Bogu Imperatorowi.

      Woń krypty i szarpnięcie windy wyrwały go z drzemki. Otworzył oczy i spojrzał na Boga Imperatora w jego powozie na środku wielkiej sali. Opanował się i ruszył dobrze znaną długą drogą ku groźnej postaci. Jak się spodziewał, Leto zdawał się czuwać. To przynajmniej był dobry znak.

      Leto słyszał windę i zobaczył budzącego się Moneo. Ten człowiek wyglądał na zmęczonego i było to całkiem zrozumiałe. Zbliżała się podróż do Onn z wyczerpującym przyjmowaniem obcoświatowych gości, rytuałem rybomównych, zmianą straży imperialnej, odwołaniami i mianowaniami, nowymi ambasadorami, a teraz jeszcze z kolejnym gholą Duncana Idaho, którego trzeba było wpasować w sprawnie działającą machinę imperialną. Drobiazgi piętrzyły się, zajmując cały wolny czas Moneo, a jego wiek zaczął mu się dawać we znaki.

      „Niech policzę – pomyślał Leto. – W tydzień po powrocie z Onn Moneo skończy sto osiemnaście lat”.

      Ten człowiek mógłby żyć wielokrotnie dłużej, gdyby nie odmawiał zażywania przyprawy. Leto nie miał wątpliwości, dlaczego tak jest. Moneo osiągnął ten szczególny stan, w którym człowiek tęskni za śmiercią. Zwlekał z odejściem tylko po to, by zobaczyć Sionę w służbie imperialnej, jako następną szefową Imperialnego Stowarzyszenia Rybomównych.

      „Moich hurys”, jak zwykł je nazywać Malki.

      Moneo wiedział, że Leto zamierza połączyć Sionę z Duncanem. Nadszedł już czas.

      Zatrzymał się dwa kroki od powozu i podniósł wzrok na Leto. Coś w jego oczach przypomniało Leto wyraz twarzy pogańskiego kapłana z terrańskich czasów, przemyślną prośbę składaną w znajomej świątyni.

      – Panie, spędziłeś wiele godzin, obserwując nowego Duncana Idaho – odezwał się Moneo. – Czy Tleilaxanie ingerowali w jego komórki lub psychikę?

      – Jest nienaruszony.

      Marszałek dworu westchnął głęboko. Nie było to radosne westchnienie.

      – Jesteś przeciwny wykorzystaniu go do rozpłodu?

      – Wydaje mi się dziwne myśleć o nim jako o przodku i zarazem ojcu mych potomków.

      – Ale on daje mi dostęp do pierwszego pokolenia krzyżówki dawnych ludzi z obecnymi produktami mojego planu eugenicznego. Siona to dwadzieścia jeden pokoleń wyjętych z takiego krzyżowania.

      – Nie widzę w tym żadnego celu. Duncanowie są wolniejsi i mniej czujni niż twoje przyboczne.

      – Nie chodzi mi o wyselekcjonowanego potomka, Moneo. Myślisz, że nie znam praw, które rządzą moim planem eugenicznym?

      – Widziałem twoją cedułę doboru, Panie.

      – Wiesz zatem, że nie tracę z oczu cech recesywnych i że je wykorzeniam. Chodzi mi o genetyczne dominanty.

      – A mutacje, Panie? – W głosie marszałka dworu zabrzmiała nuta, która kazała Leto przyjrzeć mu się uważniej.

      – Nie będziemy omawiać tego tematu, Moneo.

      Leto widział, jak Moneo znów staje się ostrożny.

      „Jak bardzo wyczulony jest na moje nastroje – pomyślał. – Ma niektóre moje zdolności, choć na nieświadomym poziomie. Jego pytanie sugeruje, że podejrzewa, co osiągnęliśmy w osobie Siony”.

      – Widzę jasno – powiedział, żeby to sprawdzić – że nie zrozumiałeś jeszcze, co spodziewam się osiągnąć w moim planie.

      Moneo СКАЧАТЬ