Название: Bóg Imperator Diuny
Автор: Frank Herbert
Издательство: PDW
Жанр: Зарубежная фантастика
Серия: s-f
isbn: 9788381887786
isbn:
Dziewiętnastu buntowników, towarzyszy Siony, zajmowało krzesła wokół niej, a kilka pustych czekało na spóźnionych, którzy mogli jeszcze przybyć na spotkanie.
Czas wyznaczono między zmianą o północy a poranną, by ukryć większy ruch w podziemnych przejściach służbowych. Większość buntowników przebrana była za energetyków, w cienkie, szare, jednorazowe spodnie i bluzy. Kilku, w tym Siona, miało na sobie zielone stroje kontrolerów maszyn.
Głos Topriego rozbrzmiewał w sali z natarczywą monotonią. Podczas ceremonii nie był bynajmniej piskliwy. Siona musiała przyznać, że jako prowadzący Topri jest raczej dobry, zwłaszcza w oczach nowo zwerbowanych. Jednak odkąd Nayla oświadczyła otwarcie, że mu nie ufa, Siona patrzyła na niego inaczej. Nayla umiała mówić z bezlitosną, zrywającą maski naiwnością. A po tamtej konfrontacji Siona dowiedziała się o Toprim jeszcze innych rzeczy.
Obróciła się w końcu i spojrzała na niego. Chłodne srebrzyste światło nie dodawało blademu Topriemu urody. Podczas ceremonii posługiwał się przemyconą kopią krysnoża kupioną od Muzealnych Fremenów. Siona przypomniała sobie tamtą transakcję, patrząc na ostrze w rękach Topriego. To był jego pomysł i wówczas wydawał jej się dobry. Zaprowadził ją wtedy do jakiejś rudery na skraju miasta. Wyszli z Onn zaraz po zmierzchu. Musieli długo czekać na ciemności, które skryły nadejście Muzealnych Fremenów. Fremenom nie wolno było opuszczać siczowych kwater bez specjalnego zezwolenia Boga Imperatora.
Prawie dała za wygraną, gdy pojawił się ten Fremen, wynurzając się z nocy. Zostawił swą eskortę na straży przy drzwiach. Siona i Topri siedzieli na prostej ławie pod wilgotną ścianą całkiem pustego pokoju. Pomieszczenie oświetlała tylko pochodnia zatknięta w uchwycie wbitym w spękaną glinianą ścianę.
Już pierwsze słowa Fremena napełniły Sionę złym przeczuciem.
– Przynieśliście pieniądze?
Topri i Siona wstali, kiedy wszedł. Topri nie wydawał się zakłopotany pytaniem. Poklepał ukrytą pod szatą sakiewkę, a ta zadzwoniła.
– Mam je przy sobie.
Fremen był pomarszczony, przygarbiony i opryskliwy. Miał na sobie kopię szat dawnych Fremenów, a pod nimi jakiś połyskliwy strój, zapewne rodzaj filtraka. Naciągnięty na czoło kaptur skrywał rysy. Cienie od pochodni tańczyły na jego twarzy.
Spojrzał wpierw na Topriego, a potem na Sionę, zanim wyjął spod szaty coś zawiniętego w płótno.
– To wierna kopia, ale zrobiona z plastiku – powiedział. – Nie przetnie nawet mrożonki.
Następnie rozwinął materiał i uniósł wysoko nóż.
Siona, która dotąd widziała krysnoże tylko w muzeach i w nielicznych zapisach z archiwów swej rodziny, poczuła się dziwnie wzburzona widokiem tego ostrza w takich okolicznościach. Za sprawą jakiegoś atawizmu wyobraziła sobie owego żałosnego Muzealnego Fremena z plastikowym krysnożem jako prawdziwego Fremena z dawnych czasów. To, co trzymał, stało się nagle krysnożem o srebrzystym ostrzu migocącym wśród żółtawych cieni.
– Ręczę za prawdziwość noża, który został przez nas skopiowany. – Fremen mówił cicho, a jego głos brzmiał dziwnie złowieszczo z braku jakichkolwiek akcentów.
Siona usłyszała to – sposób, w jaki krył on jadowitą złość w cichych samogłoskach – i nagle stała się czujna.
– Spróbuj nas zdradzić, a zgnieciemy cię jak robaka – powiedziała.
Topri rzucił jej zdumione spojrzenie.
Muzealny Fremen jakby się skurczył, zapadając się w siebie. Nóż zadrżał mu w ręku, ale jego palce gnoma wciąż obejmowały rękojeść, jak gdyby ściskały czyjeś gardło.
– Zdradzić, pani? Och, nie. Pomyśleliśmy tylko, że żądamy zbyt mało za tę kopię. Choć jest marna, jej wykonanie i sprzedaż narażają nas na straszliwe niebezpieczeństwo.
Siona spojrzała nań gniewnie, myśląc o słowach dawnych Fremenów z przekazów ustnych: „Gdy raz przyswoisz sobie duszę handlarza, suk stanie się dla ciebie wszystkim”.
– Ile chcesz? – zapytała.
Wymienił sumę dwa razy większą niż pierwotna.
Topriemu zabrakło tchu.
Siona spojrzała na niego.
– Masz tyle?
– Nie aż tyle, ale umawialiśmy się…
– Daj mu, ile masz. Wszystko – poleciła.
– Wszystko?
– Tak jak mówię. Wszystkie monety z sakiewki. – Popatrzyła na Muzealnego Fremena. – Przyjmiesz tę zapłatę. – To nie było pytanie i starzec dobrze ją zrozumiał. Zawinął nóż w płótno i podał jej.
Topri wręczył mu sakiewkę, mrucząc coś pod nosem.
– Znamy twoje imię – powiedziała Siona do Muzealnego Fremena. – Jesteś Tejszar, przyboczny Garuna z Tuono. Masz mentalność suku. Dreszcz mnie przenika na myśl o tym, czym się stali Fremeni.
– Pani, wszyscy musimy jakoś żyć – zaprotestował.
– Ty właściwie już nie żyjesz – odparła. – Odejdź.
Tejszar odwrócił się i wymknął w mrok, tuląc sakiewkę do piersi.
Wspomnienie tamtej nocy nękało Sionę, gdy patrzyła, jak Topri wywija kopią krysnoża podczas ich buntowniczej ceremonii. „Nie jesteśmy wcale lepsi od Tejszara – pomyślała. – Kopia to coś gorszego niż nic”.
Tymczasem Topri machał tym głupim ostrzem nad głową, zmierzając do końca ceremonii.
Siona odwróciła od niego wzrok i spojrzała na tkwiącą po lewej Naylę. Ta patrzyła najpierw w jedną stronę, potem w drugą. Szczególną uwagę zwracała na siedzących z tyłu nowo zwerbowanych. Nie dowierzała nikomu. Siona zmarszczyła nos, gdy ruch powietrza przyniósł jej zapach smaru. Podziemia Onn pachniały zawsze niebezpiecznie mechanicznie! Kichnęła. I to pomieszczenie! Nie polubiła tego miejsca. Mogło łatwo stać się pułapką. Straże mogły zamknąć zewnętrzne korytarze i wysłać uzbrojonych szperaczy. Ta sala zbyt łatwo mogła się stać miejscem, gdzie skończy się bunt. Siona była w dwójnasób niespokojna, bo wybrał ją Topri.
„Jedna z niewielu pomyłek Ulota” – pomyślała. Biedny Ulot popierał przyjęcie Topriego do buntowników.
„Jest niższym funkcjonariuszem służb miejskich – tłumaczył. – Może nam znaleźć wiele dobrych miejsc na spotkania i arsenały”.
Topri doszedł prawie do końca ceremonii. Schował nóż w ozdobnej СКАЧАТЬ