Bóg Imperator Diuny. Frank Herbert
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bóg Imperator Diuny - Frank Herbert страница 14

Название: Bóg Imperator Diuny

Автор: Frank Herbert

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежная фантастика

Серия: s-f

isbn: 9788381887786

isbn:

СКАЧАТЬ ale jej rysów nie dałoby się dostrzec nawet przy użyciu najsubtelniejszych technik. Kaptur dowodził, że Ixanie albo ich następcy nadal działają w Imperium. Kobiety miały jednoczęściowe ciemnoniebieskie mundury z czerwonym jastrzębiem Atrydów wyszytym na lewej piersi.

      Idaho przyjrzał im się dokładnie, gdy zwróciły się ku niemu.

      Zamaskowana miała zwaliste, potężne ciało. Poruszała się ze zwodniczą ostrożnością fanatycznej zawodowej atletki. Druga była szczupła i zgrabna, o migdałowych oczach oraz twarzy o ostrych rysach i wystających kościach policzkowych. Idaho miał wrażenie, że gdzieś już ją widział, ale nie mógł sobie tego przypomnieć. Obie miały pchle sztychy przypięte na biodrach. Coś w ich ruchach mówiło Duncanowi, że znakomicie władają tą bronią.

      – Jestem Luli – odezwała się ta szczupła. – Niech mnie pierwszej będzie wolno zwrócić się do ciebie jako do komendanta. Moja towarzyszka musi pozostać anonimowa. Nasz Pan Leto tak rozkazał. Możesz ją nazywać Przyjaciółką.

      – Komendanta? – spytał.

      – Pan Leto pragnie, byś dowodził jego strażą – odpowiedziała Luli.

      – Tak? Chodźmy z nim o tym porozmawiać.

      – Och, nie! – Kobieta była wyraźnie wstrząśnięta. – Pan Leto wezwie cię w stosownym czasie. Teraz mamy zadbać, byś czuł się jak u siebie i był szczęśliwy.

      – A ja muszę być posłuszny?

      Luli ze zdziwieniem pokręciła głową.

      – Czy jestem niewolnikiem?

      Odprężyła się i uśmiechnęła.

      – Bynajmniej. Po prostu Pan Leto ma wiele ważnych spraw, które wymagają jego uwagi. Musi znaleźć dla ciebie czas. Przysłał nas, bo troszczy się o swojego Duncana Idaho. Długo przebywałeś w rękach plugawych Tleilaxan.

      „Plugawych Tleilaxan” – powtórzył w myślach. To się w każdym razie nie zmieniło. Zainteresowała go jednak wzmianka o nim w wyjaśnieniu Luli.

      – Swojego Duncana Idaho?

      – Czy nie jesteś wojownikiem Atrydów?

      Tu go miała. Idaho skinął głową, obracając ją nieco, by się przyjrzeć tajemniczej, zamaskowanej kobiecie.

      – Dlaczego nosisz maskę?

      – Nikt nie może wiedzieć, że służę Panu Leto – odpowiedziała. Mówiła miłym kontraltem, ale Idaho podejrzewał, że kaptur zmienił jej głos.

      – Dlaczego więc tu jesteś?

      – Pan Leto kazał mi sprawdzić, czy nie znajdujesz się pod wpływem plugawych Tleilaxan.

      Idaho spróbował przełknąć ślinę, bo nagle zaschło mu w gardle. Ta myśl nawiedzała go niejeden raz na pokładzie statku Gildii. Jeżeli Tleilaxanie mogli zaprogramować gholę tak, by usiłował zabić przyjaciela, co jeszcze byli w stanie wszczepić w psychikę odrodzonej istoty?

      – Widzę, że już o tym myślałeś – powiedziała zamaskowana.

      – Jesteś mentatką?

      – Och, nie – przerwała Luli. – Pan Leto nie pozwala szkolić mentatów.

      Idaho spojrzał na Luli, a potem znów na zamaskowaną kobietę. „Nie ma mentatów?” Tleilaxańska historia nie wspominała o tym istotnym fakcie. Dlaczego Leto miałby tego zakazywać? Nadzwyczajne możliwości szkolonego do kalkulacji ludzkiego umysłu wciąż przecież znajdowałyby zastosowanie. Tleilaxanie zapewniali go, że Wielka Konwencja pozostaje w mocy i że komputery są nadal objęte anatemą. Z pewnością te kobiety wiedziały, że Atrydzi używali mentatów.

      – A ty jak uważasz? – spytała zamaskowana. – Czy plugawi Tleilaxanie wpłynęli jakoś na twoją psychikę?

      – Ja… nie sądzę.

      – Ale nie jesteś pewny?

      – Nie.

      – Bez obaw, komendancie. Mamy sposoby, żeby się upewnić i żeby sobie poradzić z problemami, gdyby jakieś powstały. Plugawi Tleilaxanie próbowali tego tylko raz i drogo zapłacili za swój błąd.

      – To brzmi krzepiąco. Czy Pan Leto przekazał mi jakieś wiadomości?

      – Polecił nam zapewnić cię, że kocha cię tak, jak zawsze kochali cię Atrydzi – odpowiedziała z wyraźnym lękiem Luli.

      Idaho odprężył się nieco. Jako dawny sługa Atrydów, wspaniale przez nich wyszkolony, bez trudu wyciągnął z tego spotkania kilka wniosków. Obie strażniczki były silnie uwarunkowane do fanatycznego posłuszeństwa. Jeżeli kaptur krył tożsamość tej drugiej, musiało być więcej kobiet o podobnej budowie ciała. Wszystko to mówiło o otaczających Leto niebezpieczeństwach, które wciąż wymagały subtelnych usług szpiegów i nie lada arsenału broni.

      Luli spojrzała na swą towarzyszkę.

      – Co powiesz, Przyjaciółko?

      – Można go zabrać do cytadeli – odpowiedziała zamaskowana. – To miejsce nie jest odpowiednie. Byli tu Tleilaxanie.

      – Gorąca kąpiel i zmiana stroju byłyby mile widziane – podsunął Idaho.

      Luli patrzyła wciąż na Przyjaciółkę.

      – Jesteś pewna?

      – Nie można wątpić w mądrość Pana – odparła tamta.

      Duncanowi nie podobał się fanatyczny ton „Przyjaciółki”, ale czuł się bezpieczny, bo ufał Atrydom. Wrogom i obcym mogli się wydawać cyniczni i okrutni, ale wobec swoich ludzi byli sprawiedliwi i lojalni. Nade wszystko byli lojalni wobec swego rodu.

      „Ja zaś jestem jednym z nich – myślał Idaho. – Ale co się stało z tym Duncanem, którego zastępuję?” Był pewien, że od tych dwóch kobiet nie uzyska odpowiedzi.

      – Idziemy? – spytał. – Pilno mi zmyć z siebie odór plugawych Tleilaxan.

      Luli uśmiechnęła się do niego.

      – Chodźmy. Sama cię wykąpię.

      Wrogowie nas umacniają. Sprzymierzeńcy osłabiają.

      Mówię to w nadziei, że pomoże to wam zrozumieć, dlaczego działam właśnie tak, świadomy, iż w moim Imperium narastają wielkie siły, które pragną tylko jednego: zniszczenia mnie. Wy, którzy czytacie te słowa, wiecie już dokładnie, co się stało, ale wątpię, czy to rozumiecie.

      – Wykradzione dzienniki

      Ceremonia „prezentacji”, którą buntownicy zaczynali swe spotkania, dłużyła się Sionie niemiłosiernie. Siedziała w pierwszym rzędzie i patrzyła wszędzie, byle nie na СКАЧАТЬ