Название: Someone new
Автор: Laura Kneidl
Издательство: OSDW Azymut
Жанр: Книги для детей: прочее
isbn: 978-83-7686-912-4
isbn:
– Jego pech. Wyglądasz świetnie. – Spojrzałam na jego towarzyszkę i natychmiast się poprawiłam. – Oboje wyglądacie fantastycznie.
Dziewczyna miała na sobie sukienkę z zielonej bawełny, na przedramionach ciemne skórzane mankiety, a przy biodrze kołczan ze strzałami. Brakowało tylko łuku.
– Dzięki, jesteś bardzo miła. – Zrobiła ukłon pasujący do jej średniowiecznego kostiumu. – Ty musisz być Michaella, przynajmniej tak jest napisane na dole przy domofonie.
– Micah. Tylko rodzice mówią do mnie Michaella.
– Okej, a więc Micah. Ja jestem Cassie, a to – wskazała na chłopaka – jest Auri.
– Auri? – zapytałam, unosząc brew, choć byłam pewna, że się nie przesłyszałam. Miło brzmiące imię w ogóle nie pasowało do osoby, która stała przede mną. Chłopak był ogromny i sądząc po jego potężnych ramionach, na siłowni podnosił na dzień dobry ciężar równy mojej wadze.
– Właściwie Maurice, ale Auri też może być.
– Auri to piękne imię – rzuciła Cassie i spojrzała na chłopaka wielkimi zielonymi oczami. Stali tak blisko siebie, że Cassie prawie ciągle musiała zadzierać głowę. Na pewno przy tak dużej różnicy wzrostu całowanie się na stojąco nie było łatwe.
Auri uśmiechnął się do niej z góry.
– Musisz tak mówić, w końcu to ty je wymyśliłaś.
– Patrick Rothfuss je wymyślił – powiedziała stanowczo i wyjaśniła mi: – Auri jest bohaterem Imienia wiatru, naszej ulubionej książki. Znasz ją?
Potrząsnęłam głową.
– Nie, niestety nie.
– Mogę ci pożyczyć moje jubileuszowe wydanie z ilustracjami, jeśli obiecasz, że nie będziesz zaginała rogów. – Rzuciła Auriemu karcące spojrzenie.
– Nigdy w życiu bym tego nie zrobiła – odpowiedziałam bezzwłocznie. Nie byłam wprawdzie zapaloną czytelniczką, zwłaszcza książek, ale bardzo dbałam o swoje komiksy i byłam bliska ataku serca, kiedy przez nieuwagę naddarłam kartkę w jednym z notesów albo szkicowników.
– Sama tu mieszkasz? – zapytał Auri i wychylił się z ciekawością. Był na tyle wysoki, że swobodnie zajrzał do mieszkania ponad moją głową. Nie było tam za dużo do oglądania, pomijając moją twierdzę, pudła z meblami i owiniętą w folię sofę.
– Tak – odpowiedziałam i zmieniłam temat, zanim zdążył zapytać, skąd wzięłam na to kasę. Pieniądze rodziców nigdy dotąd nie były dla mnie problemem, ale w tym momencie wstydziłam się ich, być może dlatego, że jakaś część mnie wiedziała, że nie powinnam brać od nich kart kredytowych i czeków, jednocześnie skrycie odczuwając wobec nich odrazę za to, co zrobili z Adrianem.
– Studiujecie?
Cassie przytaknęła.
– Literaturoznawstwo, trzeci semestr.
– Grafikę – powiedział Auri. – I sport.
– Piłkę nożną?
Uśmiechnął się.
– Tak, mam stypendium.
– Chwalipięta – mruknęła Cassie, za co dostała od Auriego lekkiego kuksańca w bok. – A ty?
– Prawo – odparłam, próbując nie mówić tego zbyt zgorzkniałym głosem.
Pierwszy tydzień na uczelni już minął i zaczęły się zajęcia. Po pierwszym dniu przyszła mi do głowy szalona myśl, że może nie będzie tak źle, jak myślałam. Ale już drugiego dnia zmieniłam zdanie. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam każdej minuty. Nienawidziłam każdego słowa wypowiedzianego przez profesorów. I nienawidziłam amerykańskiego systemu prawnego. Znosiłam to tylko dzięki mojej koleżance Alizie.
– Na którym semestrze jesteś? – zapytał Auri.
– Na pierwszym.
Cassie klasnęła w dłonie.
– O, pierwszak. Mogę cię oprowadzić po mieście.
Uśmiechnęłam się.
– Miło z twojej strony, ale jestem z Mayfield.
– Aha. – Spojrzała na mnie ze zdumieniem. – Rozumiem. Pomyślałam tak, bo masz własne mieszkanie.
– Tak… nie. Po prostu chciałam wyprowadzić się od rodziców. – Gdyby nie ta historia z Adrianem, prawdopodobnie nadal bym z nimi mieszkała. Albo i nie, bo gdyby Adrian został w domu, to pewnie razem z nim poszłabym na Yale, a nie została sama na studiach w MFC. – Skąd… – zamilkłam, kiedy nagle usłyszałam jakiś dźwięk. Wstrzymując oddech, nasłuchiwałam odgłosów drapania, dobiegających z sąsiedniego mieszkania. Towarzyszyło im żałosne miauczenie.
– O, chyba ktoś jest głodny – zauważył Auri.
– Mieliśmy go nakarmić dwie godziny temu.
– To wasz kot? – zapytałam ucieszona. – Zdaje się, że trafiłam na właściwych sąsiadów. Wprawdzie mogłabym mieć teraz własne zwierzątko, ale nie chciałam robić wszystkiego naraz. Najpierw się zaaklimatyzuję i zaliczę pierwszy semestr.
Cassie wyjęła strzałę z kołczanu, a potem zaczęła w nim szukać kluczy.
– Laurence jest kotem naszego współlokatora, ale on w soboty zawsze pracuje do późna, więc my się nim zajmujemy.
Ze zdumieniem spojrzałam na Cassie.
– Co powiedziałaś? Jak nazywa się ten kot?
– Laurence – roześmiała się. – Wiem, że to trochę dziwne imię dla kotka.
Kiwnęłam głową, ale w myślach byłam już krok dalej. To nie mógł być przypadek. Wykluczone. Ile kotów o imieniu Laurence mogło być w Mayfield? Niewiele, a to by znaczyło, że kelner z przyjęcia moich rodziców był współlokatorem Cassie i Auriego. Julian. Czy nie wspominał o Cassie? Nie byłam pewna, ale tak czy inaczej nie oczekiwałam, że jeszcze kiedyś go zobaczę. Po tym wieczorze sprzed dwóch miesięcy ciągle o nim myślałam, i nie chodziło tylko o moje wyrzuty sumienia. Skoro jednak tutaj mieszkał, to znaczy, że dostałam drugą szansę. Mogę naprawić to, co zepsułam.
– Wasz współlokator nie nazywa się przypadkiem Julian? – zapytałam, próbując ukryć ekscytację.
Cassie zmarszczyła czoło.
– Tak, Julian Brook. Znacie się?
– Można tak powiedzieć – odparłam z zakłopotaniem. Zastanawiałam się, czy opowiadał im o mnie. Czy słyszeli już o aroganckiej СКАЧАТЬ