Paragraf 148. Jacek Ostrowski
Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Paragraf 148 - Jacek Ostrowski страница 7

Название: Paragraf 148

Автор: Jacek Ostrowski

Издательство: PDW

Жанр: Зарубежные детективы

Серия:

isbn: 9788363842932

isbn:

СКАЧАТЬ miałam zwolnienie z zajęć wychowania fizycznego. Zamiast na nie chodziłam na naukę gry na fortepianie.

      Zuza spojrzała na palce u swoich rąk.

      – Moje są za grube, żeby ćwiczyć. Byłam na kilku lekcjach, ale powiedziano mi: „Wszystko, tylko nie muzyka, miej litość dla innych”. Wracając do sprawy, to na tych przesłankach będziemy częściowo opierać naszą linię obrony, ale to jest za mało, by odeprzeć zarzuty. Musimy mieć więcej atutów. Daj mi jakieś argumenty, otwórz się przede mną jak przed księdzem. Będę twoim spowiednikiem.

      – Ja nie chodzę do kościoła.

      – Nie szkodzi, ja też tam rzadko bywam, i to tylko z racji pogrzebów i ślubów, to była tylko taka metafora.

      Lewandowska wychyliła się zza stołu i spojrzała na nogi Marty.

      – Golisz je?

      – Nie, nie golę – bąknęła tamta, kompletnie zaskoczona pytaniem.

      – Szczęściara, ja muszę wciąż to robić, kłaki rosną mi jak oszalałe. Walczę z nimi dzielnie, całe nogi mam poharatane, bo żyletki są do dupy. Czy wiesz coś, co mogłoby podważyć oskarżenia? Musisz mi powiedzieć całą prawdę, bo nie wierzę w to, że nic nie wiesz. Nikt nikogo nie wrabia, i to tak perfidnie, bez żadnego powodu.

      Marta poruszyła się niespokojnie na krześle, co nie uszło uwagi Zuzy. Nachyliła się do niej.

      – Mów! To zostanie między nami, jestem twoim adwokatem.

      – Ten nóż. Utopiłam go w Wiśle kilka dni wcześniej. Nikt tego nie widział. Skąd się znalazł w moim samochodzie? To jest nieprawdopodobne.

      Lewandowska odruchowo zerknęła w stronę drzwi, ale były same.

      – Co ty świergoczesz, kochanieńka? – ściszyła głos. – Coś jednak wiesz. Ab ovo, zacznij od jaja, jak pisał Horacy. Mów wszystko po kolei, mamy czas.

      – Dobrze.

      Notatka operacyjna kapitana Mariańskiego:

      W dniu dzisiejszym aresztowaliśmy obywatelkę Martę Kownacką podejrzaną o zamordowanie męża i jego sekretarki. Wkrótce zostanie przewieziona do żeńskiego zakładu w Łodzi, skąd będzie przywożona na przesłuchania. Mamy zwłoki i narzędzie zbrodni. Trzeba ustalić motyw i skłonić kobietę do przyznania się do winy. Z noża pobrano odciski palców. Jutro będą wyniki daktyloskopii, a za kilka dni sekcji zwłok. Należy przeprowadzić wywiad środowiskowy, przesłuchać sąsiadów, współpracowników. Trzeba dyskretnie zbadać powiązania prokuratora Jarzębowskiego z podejrzaną, bo zachodzi podejrzenie, że łączy ich jakaś znajomość.

* * *

      Padał śnieg z deszczem. Z kina Przedwiośnie na ulicę wysypał się tłum płocczan, właśnie skończył się wieczorny seans. Jarzębowski widział ich przez okno. Jedni na pobliskim postoju przy placu Narutowicza wsiadali do taksówek, lokalni krezusi odjeżdżali własnymi samochodami, inni podążali na przystanek autobusowy.

      Zadzwonił dzwonek u drzwi. Nie za późno na niezapowiedziane odwiedziny? Kto to może być? Zgrzytnął zamek, drzwi stanęły otworem, a w progu… mecenas Lewandowska.

      – Dobry wieczór. Wiem, że już późno, ale wracam z kina, musimy pilnie pogadać.

      – Co za niespodzianka! Gość to świętość dla gospodarza. Czym chata bogata, tym rada. Zapraszam. – Jarzębowski odsunął się na bok, robiąc przejście.

      – Lechu, przestań pajacować. Wiem, że nie cierpisz gości o tak późnej porze.

      Mieszkanie duże, zadbane, prawie sterylne, w amfiladzie. Na podłogach klepka, na niej rozłożone dywany wełniane, meble głównie secesyjne, w dobrym guście. Udali się do salonu. Zuza, nawet nie zdejmując palta, zapadła się w głębokiej kanapie. Z zaciekawieniem rozejrzała się po pokoju.

      – Dawno tu nie byłam, chyba ze dwa lata, zmieniło się. Jest jeszcze przytulniej.

      – Dziękuję, dokupiłem trochę mebli.

      – Faktycznie, tego sekretarzyka pod oknem nie było. O, ładny obraz, kopia czy oryginał?

      Zainteresowała się krajobrazem w ciężkich ramach wiszącym na ścianie tuż nad jej głową.

      – Niestety, to reprodukcja, tylko na tyle starcza pensja prokuratora. Co innego adwokaci, ich stać na wszystko. Napijesz się czegoś? Może coś mocniejszego?

      – Nie, alkoholu już mi wystarczy, jutro mam trudny dzień w sądzie, ale jeśli masz cygara, to możesz mnie jednym poczęstować. Zawsze miałeś je dla gości, chyba że coś się zmieniło. Muszę przyznać, że były znakomite. Może w końcu zdradzisz mi swoje źródło zaopatrzenia?

      – Żadna tajemnica – roześmiał się. – Droczyłem się z tobą. To od kuzynki mieszkającej w Hawanie. Zakochała się w muzyku kubańskim, który przyjechał tu z serią koncertów i później z nim wyemigrowała. Raz w roku przysyła mi je w paczce na święta. Nie mam pojęcia czemu, bo wie, że nie palę. Pamiętam, że twój ojciec ich nie znosił.

      Jarzębowski sięgnął do barku i wyjął z niego podłużne drewniane pudełko, po czym podał je kobiecie. Sobie nalał kieliszek koniaku i usiadł obok niej.

      – Na czym byłaś w kinie?

      – Na Fantomasie. Niezły, a Louis de Funès jest naprawdę genialny. Dawno się tak nie uśmiałam, a tego potrzebuję jak lekarstwa.

      – Od kiedy chodzisz na tak ambitne filmy? – zadrwił.

      – Od zawsze, z krótką przerwą na bliską znajomość z tobą. Wbrew temu, co myślisz, ja uważam, że każdy gatunek filmowy ma jakieś walory.

      Zuza odgryzła końcówkę cygara i wypluła ją na dywan. To wołało o pomstę do nieba, bo kobierzec na pewno był drogi i jeszcze pachniał nowością. Zapach cygara rozszedł się po salonie, gospodarz zakasłał, początki astmy dały znać o sobie. Mężczyzna uchylił pospiesznie okno.

      – Z czym przyszłaś? Bo nie sądzę, że to jest wizyta stricte towarzyska. Mam nadzieję, że masz jakieś dobre wiadomości.

      Zuza ciężko westchnęła.

      – Aż się nie chce mówić, a jeśli, to sto czterdzieści osiem paragraf jeden. Kiepsko, bardzo kiepsko to wygląda. Dziewczyna opowiedziała mi całą historię i sama już nie wiem, w co wierzyć. Naprawdę, mam w głowie niezły galimatias. Trzeba przyznać, że była bardzo przekonująca, ale czy mówiła prawdę? Kilka razy miałam do czynienia ze schizofrenikami, a oni naprawdę wierzą w to, co mówią. Może jest chora? Sama już nie wiem. Psychopatka mordująca męża i jego być może wyimaginowaną kochankę to nie jest rzadka historia. Sprawa jest, mówiąc delikatnie, dziwna. Zresztą masz, przejrzyj to, wszystko notowałam.

      Sięgnęła po notatnik, chwilę go wertowała, po czym podała Leszkowi już otwarty na konkretnej stronie.

      Jarzębowski СКАЧАТЬ